Wracam do tematu poruszonego
przeze mnie 29 lipca 2012 r. - link
W ostatnim czasie został on podjęty przez władze Poznania, artykuł na ten temat
ukazał się 12 grudnia w Głosie Wielkopolskim - link
Informacja o debacie ukazała się również na forum dopiewskim, pozostała jednak
bez echa. Wielu osobom temat ten zapewne wydaje się odległy, jednak od tego, jakie działania zostaną podjęte przez
podmioty wchodzące w skład Obszaru Metropolitarnego, zależy przyszłość jego
mieszkańców.
Jak już zauważyłam w poprzednim
artykule, działania władz miasta Poznania skupiają się głównie na tym, aby jak
największe korzyści prestiżowe i ekonomiczne uzyskała siedziba metropolii,
czyli Poznań. Widać to również w dyskusji przedstawionej w Głosie
Wielkopolskim.
Największym problemem władz
Poznania jest odpływ mieszkańców do
sąsiednich gmin. Zdaniem dyskutantów, miasto traci w ten sposób znaczną
część dochodów. Jest to prawda, ale nie
cała. Duża część osób wyprowadzających się do gmin ościennych w dalszym
ciągu pozostaje mieszkańcami Poznania, choćby ze względu na meldunek czy
deklarację podatkową. Nawet pobieżne badania wskazują, że wiele tysięcy osób
mieszkających poza Poznaniem, jest w dalszym ciągu zameldowanych w mieście. Tak
więc duża część podatków, zamiast spływać do gmin, zasila miejską kasę. Od roku
2016, po zniesieniu obowiązku meldunkowego, proces ten z pewnością się nasili.
Tak więc Poznań, w dalszym ciągu będzie korzystał ze środków, które mu się nie
należą.
Tworzenie obszaru metropolitarnego winno nieść korzyści wszystkim
jednostkom administracyjnym, wchodzącym w jego skład. Czy tak jest
rzeczywiście? Obawiam się, że nie. Przedstawione przeze mnie w artykule z 29
lipca przykłady świadczą o tym dobitnie.
W ostatnim czasie pojawił się
kolejny problem, który może świadczyć o nieczystych intencjach ośrodka
metropolitarnego, za jaki uważa się miasto Poznań. Sprawa dotyczy cięcia kosztów budżetowych kosztem słabszych partnerów.
Coraz bardziej nasilający się kryzys finansów publicznych zmusza samorządy do redukcji
wydatków. Jest to zrozumiałe, jednak i w tym przypadku obowiązują jakieś
zasady.
Temat, który w ostatnim czasie
mnie zbulwersował - sprawa oszczędności w oświacie. Cięcia w tej dziedzinie
uważam za jak najbardziej zasadne, (chyba tylko wójt Zofia Dobrowolska w
Dopiewie nie zdaje sobie sprawy z zagrożeń związanych z rosnącymi wydatkami)
jednak sposób ich wprowadzania przez władze Poznania jest co najmniej dziwny.
Otóż władze miasta zamierzają oszczędzać kosztem ościennych samorządów, m.in.
gminy Rokietnica.
Jak zapewne wielu Czytelnikom
wiadomo, w latach 80-siątych ub. wieku powiększono teren Poznania, kosztem
przyległych gmin. Jedną z nich była gmina Rokietnica, której zabrano
najcenniejszą część Kiekrza – część jez. Kierskiego wraz z przystanią, kościół,
szkołę, ośrodki turystyczne, szpital-sanatorium rehabilitacyjne oraz centrum
handlowo-usługowe. W części gminnej Kiekrza funkcjonują obecnie 2 sklepy
spożywcze oraz apteka. Na zmianach tych gmina Rokietnica straciła pod każdym
względem – finansowo, przyrodniczo, turystycznie. W zamian nie otrzymała prawie
nic. Jedyną możliwością było uczęszczanie dzieci i młodzieży do przedszkola,
szkoły podstawowej i gimnazjum, zlokalizowanych w poznańskiej części Kiekrza.
Obecnie miasto postanowiło
pozbawić mieszkańców Gminy i tego przywileju. Ni mniej ni więcej, od przyszłego
roku zamierza albo pozbawić mieszkańców Gminy możliwości wysyłania dzieci do
szkoły, albo domaga się jej współfinansowania. Dotyczy to ponad 300 dzieci z
terenu Gminy i kwoty ok. 570 tys. zł.
Dla Poznania, który planuje
przeznaczyć w 2013 r. 800 mln zł na oświatę, jest to suma symboliczna. Dla
Gminy Rokietnica, której cały budżet wynosi ok. 40 mln zł, jest to suma
ogromna. Stawianie władz Gminy w takiej sytuacji, tym bardziej, że gmina
Rokietnica planuje w przyszłym roku największe w historii wydatki majątkowe -
jest co najmniej nieetyczne. Na początku grudnia odbyło się spotkanie wójta
gminy Rokietnica z prezydentem Poznania. Nie wiem jakie zapadły ustalenia,
obawiam się, że nie są one korzystne dla Gminy.
Wydaje mi się, że władze Poznania
trochę opacznie rozumieją sens tworzenia obszaru metropolitarnego. Powstanie takiego obszaru będzie zasadne
tylko wówczas, gdy wszystkie podmioty, wchodzące w jego skład, odnosić będą
korzyści. Jeżeli jednak korzyści i prestiż należeć się będą jedynie
metropolii, to tworzenie obszaru metropolitarnego traci sens. Pobieżna analiza
wykazuje, że gminy i miasta, które mają zostać włączone do obszaru
metropolitarnego, pod względem powierzchni przewyższają Poznań, natomiast pod
względem liczby ludności są porównywalne. Należy do tego dodać, że znaczna
część mieszkańców obszaru metropolitarnego pracuje w Poznania, a dochody z tej
pracy przejmuje metropolia – podatki od firm zarejestrowanych w Poznaniu.
Nie bez znaczenia jest fakt, że
Poznań z jednej strony potrafi wypłacać dziesiątki mln zł odszkodowań za błędne
decyzje urzędnicze (ul. Szyperska, ul. Czapla), z drugiej domaga się
wspomagania budżetu w kwocie 500 tys. zł od gminy ościennej, dla której suma ta
jest bardzo znacząca.
Jak więc widać, na podstawie
dotychczasowych obserwacji, gminy
wchodzące w skład obszaru metropolitarnego, będą więcej łożyć niż otrzymywać korzyści.
Konfrontacja każdej z gmin z osobna z władzami Poznania będzie z góry skazana
na niepowodzenie. W tej sytuacji jedynym
rozwiązaniem, jest utworzenie jakiejś formy wspólnego przedstawicielstwa, które
będzie jednym wspólnym głosem rozmawiało z władzami Poznania. Tylko w ten
sposób gminy będą w stanie uzyskać coś dla siebie. Przykład wójta gminy
Komorniki potwierdza w tym przypadku regułę. Wydaje mi się, że groźba wyjścia
ze stowarzyszenia była jedną z przyczyn ustępstwa Poznania w sprawie budowy wiaduktu
na ul. Grunwaldzkiej. Nie można jednak w każdym przypadku stawiać sprawy na
ostrzu noża – nie ma to nic wspólnego z partnerstwem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz