Temat kluczowy: fikcja planowania przestrzennego na przykładzie Trzcielina.
Po raz kolejny wracam do Sesji Absolutoryjnej Rady Gminy Dopiewo. Obawiam się, że niektórzy z Czytelników mogą mieć dość wałkowania tego posiedzenia ale z kolei inni, oczekują mojego komentarza. Niestety, relacje w innych mediach – „Czasie Dopiewa” i „Przedmieściach” – są tak ogólnikowe, że w zasadzie nic z nich nie wynika. W przypadku „Czasu Dopiewa” sprawa jest oczywista. Jest to oficjalne czasopismo samorządu i tu, nie mogą pojawić się żadne krytyczne informacje.
W przypadku „Przedmieść” sprawa jest bardziej złożona. Z jednej strony, takie przynajmniej odnoszę wrażenie, redakcji trochę brak wiedzy na temat spraw lokalnych. Aby wyciągać jakieś wnioski, potrzebna jest dłuższa, co najmniej kilkuletnia, uważna obserwacja życia społecznego Gminy. Z drugiej strony wydaje mi się, że „Przedmieścia” wcale nie są tak niezależne, za jakie chciałyby uchodzić. Przykładem może być hymn pochwalny ku czci nieżyjącego wójta Adriana Napierały, gdzie redakcja nazwała go „bardzo dobrym człowiekiem”. Tak wiernopoddańczego panegiryku nie opublikował nawet „Czas Dopiewa”. Pisałam o tym tutaj - https://blogdopiewo.blogspot.com/2024/12/viii-sesja-rady-gminy-dopiewo-25_15.html. Dlatego, jak mawiał klasyk – „nie chcem, ale muszem”.
Przechodzimy do uchwały, co do której miałam poważne zastrzeżenia jeszcze przed Sesją Absolutoryjną. Chodzi o zmianę planu zagospodarowania dla terenu w Trzcielinie i przeznaczenie części gruntów rolnych pod zabudowę zagrodową, jak to eufemistycznie określono. Pisałam o tym dwukrotnie - https://blogdopiewo.blogspot.com/2025/06/xv-sesja-rady-gminy-dopiewo-23-czerwca.html i https://blogdopiewo.blogspot.com/2025/06/xv-sesja-rady-gminy-dopiewo-23-czerwca_21.html i dlatego nie będę ponownie tematu analizować.
Powiem tylko, że moje obawy potwierdziły się w całej rozciągłości – nie chodzi tu o żadną zabudowę zagrodową, tylko o wyszarpnięcie z gruntów rolnych kilku hektarów i przeznaczenie ich pod budownictwo mieszkaniowe. Potwierdziło to zachowanie dwóch głównych uczestników tej sprawy – radnego Jakuba Kortusa i kierownika ref. planowania przestrzennego Remigiusza Hemmerlinga. W opinii tego ostatniego, zmiana planu jest efektem przegłosowania wniosku na Komisji Rolnictwa, a powierzchnia 5,4 ha pod zabudowę zagrodową - wynika z zapotrzebowania właściciela. Można zatem sądzić, że gdyby posiadacz wnioskował o przeznaczenie pod w/w zabudowę 100 ha, to też otrzymałby zgodę.
To, na co zwróciłam uwagę, to wyjątkowo niepewna mina kierownika Remigiusza Hemmerlinga, który już od lat powinien być na „zielonej trawce”, ale w dalszym ciągu „kręci lody” za publiczne pieniądze. Wygłaszając banialuki, mające uzasadnić podjęcie uchwały, zrobił się cały czerwony na twarzy. Tym razem, zapanował nad drapaniem po czubku głowy.
Przewodniczący Komisji Rolnictwa Jakub Kortus stwierdził z kolei, że jej członkowie wyrazili zgodę na zmianę planu pod warunkiem, że będzie tam obowiązywał zakaz zabudowy mieszkaniowej. Dziwnym trafem, nie zostało to zaznaczone w protokole z posiedzenia Komisji, jak i w projekcie uchwały.
Poza tym, takiego zakazu nie można wprowadzić, ponieważ zgodnie z definicją, zamieszczoną w Rozporządzeniu Ministra Infrastruktury z 12 kwietnia 2002 r. w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie, zabudowa zagrodowa obejmuje budynki mieszkalne, gospodarcze i inwentarskie:
Co więcej, liczba budynków mieszkalnych nie została ściśle określona. Tak więc, wyjaśnienia radnego Jakuba Kortusa i urzędnika Remigiusza Hemmerlinga, to zwykle „mydlenie” oczu. Ponieważ uprzedziłam fakty na kilka dni przed Sesją, musieli naprędce coś wymyślić na wypadek, gdyby pojawiły się niewygodne pytania. Zapewne poświęcili weekend na wybranie najlepszej opcji.
Swoje wątpliwości przedstawił tym razem radny Krzysztof Kołodziejczyk, chyba po raz pierwszy w obecnej kadencji – dostał pozwolenie? Chciał wiedzieć, dlaczego pod zabudowę zagrodową przeznaczono aż 5,4 ha gruntów rolnych?
W odpowiedzi kierownik Remigiusz Hemmerling, wyraźnie odciął się od oczekiwań właściciela, twierdząc, że nie jest jego adwokatem. Natomiast próbował wmówić radnym, że będzie tam prowadzona hodowla danieli i część terenu, przeznaczona zostanie na wybieg dla zwierząt. Od kiedy to, wytyczenie i ogrodzenie wybiegu dla zwierząt, wymaga zmiany planu zagospodarowania z gruntów rolnych na zabudowę zagrodową?
Przecież ogrodzenie, z pewnymi wyjątkami, nie wymaga pozwolenia na budowę ani nawet zgłoszenia. Ogrodzenie nie jest budowlą, a tym bardziej budynkiem. Właściciel może sobie ogrodzić dowolny obszar, nawet całą nieruchomość i nie potrzebuje, do tego zmiany planu. Natomiast na stajnie, magazyny paszy czy silosy, o których mówił R. Hemmerling, nie potrzeba aż 5 ha terenu.
Odniosłam również wrażenie, że Krzysztof Kołodziejczyk, mimo pełnienia funkcji radnego już prawie 7 lat, w dalszym ciągu nie zna swoich uprawnień. W trakcie dyskusji, nieśmiało sugerował, aby zmniejszyć powierzchnię zabudowy zagrodowej. Przecież to tylko od Rady Gminy zależy, czy do tej zmiany w ogóle dojdzie. Jeżeli znajdzie się odpowiednio duża grupa radnych, uchwałę można w całości odrzucić, a nie tylko dokonywać korekt. Zastanawia mnie, czy doczekam czasów, gdy radni będą znali swoje prawa i co więcej, będą potrafili z nich korzystać? Bo na razie wygląda to katastrofalnie.
Dla przypomnienia, art. 3 ust.1 ustawy o planowaniu zagospodarowaniu przestrzennym:
Tym razem, aż 6 radnych miało wątpliwości wobec głosowanej uchwały:
Niestety, nikt nie zdobył się na odwagę, żeby zagłosować przeciwko. Nie dziwi mnie nawet postawa radnych: Przemysława Milera i Klemensa Krzywosądzkiego, którzy stali się apologetami obecnej patologii. Już wcześniej wykazywali się obojętnością wobec spraw ochrony środowiska naturalnego. Takim klasycznym przykładem może być przegłosowanie uchwały, likwidującej jedyną enklawę leśną na terenie Skórzewa:
Pisałam o tym trzykrotnie, ostatni raz tutaj - https://blogdopiewo.blogspot.com/2023/12/niead-przestrzenny-w-gminie-dopiewo.html. Wówczas za likwidacją lasu głosował także radny Krzysztof Kołodziejczyk:
Czyżby w jego podejściu do przyrody, coś się w ostatnim czasie zmieniło?
Podsumowując ten wątek należy stwierdzić, że na przestrzeni ostatnich 35 lat, nie nastąpiły w samorządzie lokalnym żadne zmiany na lepsze. Wręcz przeciwnie, patologia jest coraz większa a decydenci coraz bardziej bezczelni. „Kręcenie lodów” na własny użytek trwa w najlepsze, ale to dlatego, że nikt nie próbuje z tym walczyć. Wręcz przeciwnie, nowe kadry próbują się podczepić do „źródełka” i korzystać z niego jak najwięcej. Takim przykładem, uważam, że może być radny Jakub Kortus, dla którego liczą się tylko osobiste korzyści. Zgodnie z logiką takich osób, zasady są tylko dla naiwnych i głupich. Trzeba korzystać z dóbr doczesnych, dopóki jeszcze coś zostało do rozszabrowania.
Dla tych, co jeszcze kumają, informacja:
Zatem ludzie, tacy jak Jakub Kortus i jemu podobni (a stanowią oni przytłaczająca większość społeczeństwa) powinni się pospieszyć, bo za kilka lub kilkanaście lat nie zostanie nic, co mogliby jeszcze skonsumować.
Obserwatorka
I (Pierwsza)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz