niedziela, 23 marca 2014

Drogowe dylematy Marka Łodygi, pracownika Urzędu Gminy Dopiewo (2)



Początkowo nie miałam zamiaru odpowiadać na ostatni komentarz Marka Łodygi w sprawie chodnika na ul. Konarzewskiej w Dopiewie, ponieważ argumenty merytoryczne mieszają mu się z inwektywami - link. Muszę jednak coś napisać, aby mojemu interlokutorowi nie wydawało się, że problemy rozwiązuje się krzykiem i chamstwem – może na boisku, ale nie w urzędzie i nie w kontaktach z mieszkańcami. Jak to ujęto w kultowym serialu – „Nerwy, wrogość – obiecujące”.

Marek Łodyga za wszelką cenę próbuje udowodnić, że ze względu na ograniczone środki, ulicy nie można było lepiej wyremontować. Dodatkowo podpiera się przepisami. Jest to jedynie półprawda, mająca na celu usprawiedliwienie własnej nieudolności, jak również nieudolności i kunktatorstwa władz Gminy.

Twierdzi on np., że przestawienie wpustów ulicznych, obecnie w znacznej części zlokalizowanych w chodniku, wiązałoby się z dodatkowymi kosztami. Nie mogę się z tym zgodzić, ponieważ roboty te były ujęte w projekcie budowlanym. Przy skrzyżowaniu z ul. Łąkową zaprojektowano wpust krawężnikowo-uliczny (dla niezorientowanych podobne wpusty są zamontowane na styku ul. Tysiąclecia z ul. Polną w Dopiewie). Niestety takiego wpustu na ul. Konarzewskiej trudno szukać. Przeoczony czy celowo pominięty – to pytanie powinna zadać wójt Zofia Dobrowolska? Zamiast regulacji wpustów wykonano ich ocembrowanie w chodniku. Prac tych projekt budowlany nie przewidywał. Przypuszczam, że koszty budowy ocembrowania były porównywalne, o ile nie wyższe, jak przeniesienia wpustów na jezdnię. Co więcej, po licznych protestach mieszkańców, część wpustów została zlikwidowana, co z pewnością spowodowało kolejne koszty.

Podobnie wygląda sprawa z wysokością krawężników, a tym samym wysokością chodnika. Przepisy, jak sam Pan Łodyga twierdzi, pozwalają na montaż krawężników od 6 cm do 16 cm ponad krawędzią jezdni. Dlaczego więc na ul. Konarzewskiej krawężnik zamontowany jest 12 cm powyżej krawędzi? Obniżenie go o połowę, zgodnie z przepisami, spowodowałoby, że deniwelacje chodnika zostałyby również zredukowane o połowę. Chodnik, zgodnie z projektem, ma nachylenie 2% w kierunku jezdni – jest to związane z kierunkiem spływu wód opadowych. Jeżeli do tego dodamy nachylenie wjazdów w kierunku odwrotnym i to powyżej 3%, to chodnik przestaje spełniać swoją funkcję – staje się torem przeszkód dla pieszych. A należy przypomnieć, że ulica ta stanowi dojście do przychodni, apteki, biblioteki, banku czy ośrodka pomocy społecznej. W tym przypadku duża część winy spada na projektanta, który powinien przewidzieć, że wyniesienie krawężnika na 12 cm, łącznie z podniesieniem jezdni, spowoduje istotną deformację chodnika. Czy obniżenie krawężnika o 6 cm, w trakcie budowy, również wiązało się z dodatkowymi kosztami – bardzo wątpliwe?

Kolejne pytania należy skierować nie tylko do Marka Łodygi, ale i kierownika jednostki oraz najbliższych współpracowników, przede wszystkim zastępcy Tadeusza Zimnego.
Dlaczego na etapie projektowania nie zdecydowano się na wymianę podłoża – zgodnie z informacją zamieszczoną w projekcie, badania gruntu zostały przeprowadzone? „Specjaliści drogownictwa” powinni wiedzieć, że drogi w okresie powojennym często budowane były metodami chałupniczymi i nie raz lepiej zbudować drogę od nowa, niż na siłę ją remontować.

Podobne wątpliwości budzi rezygnacja ze zlecenia wykonawcy robót dodatkowych. Firma Colas, wykonująca remont, jest w zasadzie samowystarczalna. Z jej możliwościami technicznymi i materiałowymi można było wykonać prace dodatkowe przy minimalnych kosztach. Dlaczego można było zlecić wykonanie robót dodatkowych na ul. Spółdzielczej w Skórzewie w kwocie ponad 200 tys. złotych, czy na ul. Leśnej w Dopiewie (montaż wpustów ulicznych, nie uwzględnionych w projekcie), a nie można było wykonać wzmocnienia podbudowy ul. Konarzewskiej? Przecież i tak początkową kwotę 300 tys. złotych, przeznaczoną na przebudowę ul. Konarzewskiej, w 2012 r. zwiększono do 400 tys. złotych (całkowity koszt to ok. 398 tys. złotych). Wniosek nasuwa się jeden, władze Gminy z wójt Zofią Dobrowolską oraz Radnymi Dopiewa na czele, chcieli się wykazać ilością zrealizowanych inwestycji. Niestety odbyło się to kosztem jakości.

Na koniec mała próbka „merytorycznej dyskusji”, prowadzonej przez Marka Łodygę z mieszkańcami, na zebraniu wiejskim w Dopiewie w 2013 r., dotyczącej właśnie przebudowy ul. Konarzewskiej - http://dopiewo.tv/488. Jak wynika z przebiegu „dyskusji”, Marek Łodyga na zarzuty mieszkańców nie miał nic konkretnego do powiedzenia, sołtys/radny Tadeusz Bartkowiak odebrał mikrofon mieszkańcowi ul. Konarzewskiej, a wójt Zofia Dobrowolska zakończyła temat. Jeżeli tak ma wyglądać współpraca obecnych władz Gminy z mieszkańcami, to jedynym wyjściem jest jak najszybsza zmiana wójta gminy i wymiana kadr Urzędu Gminy. A Markowi Łodydze proponuję - zanim zacznie innym zarzucać głupotę - najpierw spojrzał na siebie. Póki co jest jedną z osób, które w istotny sposób przyczyniają się do pogłębiania negatywnej opinii mieszkańców na temat kompetencji obecnych władz samorządowych w gminie Dopiewo. Uważam, że Marek Łodyga pracę w UG Dopiewo potraktował jako przechowalnię i „poligon doświadczalny”.

P.S. Na skołatane nerwy proponuję relanium, a na kłopoty z pamięcią lecytynę. Kolejne wywody proszę przedstawiać na oficjalnej stronie UG Dopiewo lub w nieregularniku Czas Dopiewa. Tam będzie można porażkę przedstawić jako sukces a odpowiedzialność za niepowodzenia przerzucić na radnych lub projektantów.

Obserwatorka I (Pierwsza)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz