Dziś kilka krótszych tematów,
chociaż niekoniecznie lżejszych.
W dniu 28 maja br. miał miejsce
już VII Bieg o Koronę Księżnej Dąbrówki.
Impreza jak najbardziej słuszna, propagująca zdrowy styl życia, chociaż nie we
wszystkich przypadkach. Niektórzy z uczestników sprawiali wrażenie, jakby
przeliczyli się z możliwościami.
Ponieważ była to już siódma
edycja, czyli krótko mówiąc - impreza zaczyna się wpisywać w kalendarz
lokalnych wydarzeń jako tradycyjna, dlatego można pokusić się o szerszą opinię.
Wydaje się, że nie tylko niektórzy
biegacze przeliczyli się z możliwościami, ale dotyczy to również organizatorów.
Jak co roku linia startu i mety zlokalizowana była na leśnym dukcie przy
skrzyżowaniu z ul. Parkową w Dąbrówce, a w zasadzie jej przedłużeniem w lesie.
Pierwsze wrażenie, jakie się pojawia, to totalny
chaos wynikający z braku miejsca. Dukt, na którym znajduje się linia startu
i mety, ma zaledwie kilka metrów szerokości. W tej sytuacji nie ma odpowiednich
warunków dla biegaczy, widzów ani dla stworzenia odpowiedniego zaplecza biegu.
Organizatorzy chwalą się, że w
imprezie wzięło udział ponad 1000 osób. Zgromadzenie w tym miejscu
kilkudziesięciu osób już powoduje tłok, a co dopiero taka liczba. Nie dziwi
mnie, że bieg obserwowany jest przez niewielką grupę widzów – po prostu brak
miejsca, żeby swobodnie przyglądać się sportowym zmaganiom.
Zaplecze biegu to kilka namiotów
wciśniętych pomiędzy drzewa. Uczestnicy
biegu nie mają warunków na przebranie się, odpoczynek po biegu, spożycie
posiłku czy nawet ugaszenie pragnienia. A o ewentualnych atrakcjach dla
widzów można zapomnieć.
Bieg komentowany był przez
spikera. Najczęstszym komunikatem, który się pojawiał, była prośba o nie
blokowanie mety przez widzów. W takiej sytuacji trudno mówić o jakimkolwiek,
choćby minimalnym komforcie, dla uczestników biegu.
W moim przekonaniu, impreza,
która staje się tradycją, powinna mieć nieco inną oprawę. Pisałam o tym w roku
ubiegłym - link,
i w pełni potwierdzam to obecnie. Organizatorzy powinni pomyśleć o stworzeniu
stałego miejsca, w którym będzie można zorganizować zawody w sposób
profesjonalny i co może mniej istotne, ale też ważne, wyrównać szanse
uczestników. Obecnie, gdy ostatni zawodnik przekracza linię startu, pierwszy jest
już zapewne kilkaset metrów dalej. Trudno zatem mówić o jakiejkolwiek sportowej
rywalizacji.
Taką prowizorkę, jaka miała miejsce tydzień temu, można zrozumieć przy
pierwszej lub drugiej edycji biegu. Po siedmiu latach należałoby spodziewać
się czegoś więcej.
Na imprezie pojawiło się kilku
przedstawicieli samorządu Gminy, którzy ograniczyli się głównie do wręczania
medali. Wśród nich zauważyć można było sołtys Dąbrówki Barbarę Plewińską, która
wykazywała się największą aktywnością przy nagradzaniu zawodników oraz radnego
Gołusek i Palędzia Jana Bąka. Szkoda, że obojga zabrakło na rozprawie
administracyjnej w sprawie budowy asfaltowni w Dąbrówce, która miała miejsce
kilkanaście dni wcześniej. Jak widać, niektórzy samorządowcy wolą omijać trudne
tematy – w czasie imprezy sportowej nikt nie będzie zadawał niewygodnych pytań.
Drugi temat dotyczy nieśmiertelnego problemu komunikacji
publicznej. Poprawą funkcjonowania komunikacji zajmują się w Urzędzie Gminy
Dopiewo tradycyjnie sekretarze gminni. Trzeba przyznać, że każdy następny sekretarz
Gminy to większa katastrofa. Ostatnich dwóch: Tomasz Zwoliński i Maciej
Kaczmarek, to „spadochroniarze” z innych gmin (którzy po wyborach samorządowych
wypadli z gry) – niestety jak się okazuje, kompletnie nie czuli i nie czują
potrzeb lokalnych.
O ile Tomasz Zwoliński przez 4
lata nie zdążył nic namieszać (tak „intensywnie” pracował, że nie wystarczyły
mu 4 lata na dokonanie zmian), to obecnie
zajmujący się tym tematem Maciej Kaczmarek wprowadził niedawno kolejną zmianę
rozkładu jazdy. Niestety, o ile komunikacja między Dąbrówką i Skórzewem a
Poznaniem dość wyraźnie się poprawiła, to w przypadku wielu innych miejscowości,
sytuacja uległa znacznemu pogorszeniu.
Wystarczy przeanalizować
połączenia Dopiewa, bądź co bądź siedziby Gminy liczącej ponad 3 tysiące
mieszkańców, z Poznaniem. W okolicy godzin 6:30 i 7:00 rano mamy do dyspozycji
3 kursy:
- autobus 729 przez Zakrzewo do
Ogrodów
- bus 720 krótką trasą do Ogrodów
- bus 799 do Dąbrówki
Odjeżdżają one z Dopiewa w
odstępach 5 minut. Linia 799 w założeniu miała służyć osobom przesiadającym się
w Dąbrówce na autobus nr 727, jadący w kierunku Junikowa. W praktyce kurs ten
jest zupełnie zbędny – korzysta z niego 1 lub 2 osoby (a często nikt).
Wystarczyłoby, aby autobus 729 odjeżdżał z Dopiewa 5 minut wcześniej i
umożliwiał spokojną przesiadkę w Dąbrówce na linię 727.
Natomiast, jeżeli ktoś spóźni się
na jeden z w/w kursów, następny ma dopiero o 7:50, czyli po 40 minutach. W
Dopiewie w razie czego można skorzystać z pociągu ale mieszkańcy Dopiewca
żadnego wyboru już nie mają.
Jeszcze gorzej sytuacja wygląda
ok. godz. 6:30. Autobus linii 729 odjeżdża z Dopiewa 5 minut przed busem nr
799. Tak więc, kurs tego drugiego jest prawie nikomu niepotrzebny.
Autobusy linii podmiejskich w założeniu miały być zsynchronizowane.
Część kursów rzeczywiście została dopasowana ale nie wszystkie. Wyjeżdżając z
Dopiewa o godz. 7:50 trzeba czekać ponad pół godziny w Dąbrówce na przesiadkę
na linię 727 lub objeżdżać całą Gminę linią 729, żeby przesiąść się na autobus
nr 77.
Autobusowe połączenia
przedpołudniowe Dopiewa z Poznaniem to jedna wielka katastrofa. Między godz.
7:50 i 12:15, czyli przez 4,5 godziny są tylko 2 kursy linii 729 do Poznania. W
drugą stronę jest jeszcze gorzej. Między godz. 8:17 i 12:12, zatem w ciągu
prawie 4 godzin, mamy tylko 1 (jeden) kurs z Poznania do Dopiewa. Czy w ten
sposób władze gminy Dopiewo zamierzają zachęcać mieszkańców do korzystania z
komunikacji publicznej? Nie ma się co dziwić coraz większym korkom na lokalnych
drogach, ponieważ z komunikacji autobusowej korzystają prawie wyłącznie osoby,
które nie mają innej możliwości. Należy przypomnieć, że posiadacze PEKI muszą
ponosić dodatkowe koszty, korzystając z linii 720 (która jest bardzo
potrzebna), aby na przystanku nie spędzać mnóstwa czasu.
Dla porównania, autobus linii
716, łączący Poznań z Komornikami i Głuchowem, w godzinach przedpołudniowych
kursuje co 20 lub 30 minut.
Jeszcze gorzej jest w soboty,
niedziele i święta. Autobusy linii 729 kursują co 2 godziny a trzeba pamiętać,
że również w te dni wiele osób dojeżdża do pracy w Poznaniu. Od lat postulowane
jest wprowadzenie w te dni dodatkowych kursów busami (ponoć koszty byłyby
symboliczne), jednak jak widać przekracza to możliwości percepcyjne urzędników.
Lepiej kurczowo utrzymywać linie, z których i tak prawie nikt nie korzysta, niż
wprowadzić modyfikacje, które ułatwiłyby życie wielu osobom.
Nie będę opisywać wszystkich
kuriozalnych przypadków, żeby nie zamęczyć Czytelników. W każdym razie
większość niedoróbek, wymienionych przeze mnie 28 sierpnia 2016 r. - link,
nadal jest aktualna.
Myślę, że w tej sytuacji sekretarz
Gminy Maciej Kaczmarek powinien zaprzestać dalszego majstrowania przy
rozkładach jazdy, ponieważ może być już tylko gorzej. Według Wikipedii – synchronizacja
– jest to nic innego jak: współpraca/koordynacja w czasie, co najmniej
dwóch zjawisk/procesów. Uważam, że pełnej współpracy nie ma na poziomie
trzech linii: 799, 729 i 727,
a nawet dwóch linii: 727 i 729.
Jak więc widać, efekty pracy
sekretarza Macieja Kaczmarka w tak prostym temacie są mizerne, w
przeciwieństwie do jego dochodów. Z oświadczenia majątkowego wynika, że w 2016
r. uzyskał z tytułu pracy w Urzędzie Gminy Dopiewo 130 tys. złotych.
Na koniec krótko na temat pracy
naszych gminnych specjalistów ds.
planowania przestrzennego. Na każdej komisji i sesji Rady Gminy Dopiewo,
kierownik referatu planowania przestrzennego Remigiusz Hemmerling solennie
zapewnia, że kolejne podejmowane uchwały, dotyczące planów zagospodarowania,
mają na celu uporządkowanie zapisów lub uporządkowanie terenu. Jednak efekt jest często odwrotny, ponieważ ani
teren nie zostaje uporządkowany, natomiast zapisy są często kwestionowane przez
Wojewodę, mimo niezbyt szczegółowej kontroli.
W ostatnim czasie Wojewoda wydał kolejne rozstrzygnięcie nadzorcze,
dotyczące planu obejmującego teren dawnego stawku w Dąbrówce - link.
Powód był dość prozaiczny – plan
powołuje się na nieaktualne Studium Gminy z 2013 r., pomimo iż w międzyczasie
uchwalono kolejną zmianę w 2016 r. Przy okazji można przypomnieć, że nowa
wersja Studium Gminy na oficjalnej stronie Urzędu ukazała się 8 miesięcy po
jego uchwaleniu.
O czym to świadczy? Moim zdaniem, wskazuje to na panujący w
referacie planowania przestrzennego bałagan w dokumentacji. Urzędnicy prawdopodobnie
nie panują nad dokumentami, co w konsekwencji prowadzi do takich szkolnych
błędów.
Należy nadmienić, że przygotowaniem planów zagospodarowania
zajmuje się osoba, która w 2015 r. powołana została do roli człowieka-orkiestry
w Referacie. Mimo, iż w międzyczasie większość obowiązków przejęli kolejno
zatrudniani urzędnicy, pracownik ten w dalszym ciągu jest w niedoczasie. Może
trzeba mu zatrudnić kolejnego pomocnika?
Wojewoda co prawda w rozstrzygnięciu potwierdził błąd, ale
nie stwierdził nieważności uchwały. Jednym z powodów utrzymania planu w mocy
było stwierdzenie przez Radę Gminy Dopiewo, „że miejscowy plan
zagospodarowania przestrzennego nie narusza ustaleń studium uwarunkowań i
kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy Dopiewo”. Powiem
szczerze, że ten akapit rozbawił mnie najbardziej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz