poniedziałek, 21 marca 2016

Zebranie wiejskie w Dopiewie 18 marca 2016 r. – dla kogo zostało zorganizowane?



Za nami kolejne, doroczne zebranie mieszkańców Dopiewa. Szczerze mówiąc, wnioski z tego spotkania wywołują we mnie mieszane uczucia, z przewagą negatywnych.
Podobnie, jak to miało miejsce w innych miejscowościach, zainteresowanie spotkaniem wśród mieszkańców było minimalne. Uczestniczyło w nim, nie licząc Radnych Dopiewa oraz członków Rady Sołeckiej, raptem 26 osób, tj. ok. 1% dorosłych mieszkańców. I były to w większości osoby mieszkające w Dopiewie od urodzenia oraz w wieku więcej niż średnim. Społeczność napływowa praktycznie nie uczestniczy w życiu społecznym wsi. Dla przypomnienia – w 2013 r. w zebraniu wiejskim w Dopiewie wzięło udział ponad 100 osób.


Przyczyny widzę tu dwie:
- mieszkańcy napływowi interesują się sprawami publicznymi tylko wówczas, gdy problem dotyczy ich osobiście. To, co dzieje się za płotem, kompletnie ich nie interesuje. Przykładów takich mamy na co dzień mnóstwo, nie tylko w samym Dopiewie.
- obecni włodarze zawłaszczyli wszystkie dziedziny życia publicznego, odsuwając mieszkańców od współdecydowania. Przykładem może być wręcz chorobliwy opór, przeciwko uchwaleniu funduszu sołeckiego – o jego przeznaczeniu ustawowo musi decydować zebranie wiejskie. Zamiast tego w dalszym ciągu funkcjonuje, rozdzielanie środków sołeckich przez kilka osób w radzie sołeckiej. Co prawda Statut Sołectwa Dopiewo (podobnie jak wszystkich pozostałych na terenie Gminy) stanowi, iż „do wyłącznych kompetencji Zebrania Wiejskiego należy... określanie przeznaczenia środków finansowych Sołectwa”. Ponieważ jest to tylko prawo lokalne, zostało całkowicie zignorowane przez sołtysów i rady sołeckie gminy Dopiewo.

Sołtys Tadeusz Bartkowiak nie wysilił się, aby zachować chociaż pozory praworządności. Nie tylko nie dopuścił mieszkańców do decydowania o rozdziale środków, ale nawet nie spytał, czy akceptują listę wyznaczonych zadań. Jest to przykład wyjątkowej arogancji i lekceważenia swoich wyborców – z pewnością w zebraniu uczestniczyły osoby, które oddały głos na jego kandydaturę.
Tak więc, wina leży po obu stronach i na razie nie zanosi się na jakąkolwiek zmianę. Z tego też powodu, organizowanie zebrań w obecnej formule traci sens. Przypominają one zebrania egzekutywy z poprzedniej epoki, gdy jedyna i nieomylna siła decydowała, co jest najlepsze dla obywateli. Tym bardziej, jeżeli sołectwo jest reprezentowane przez relikt z tamtego okresu.

Pierwszą część zebrania zdominowało sprawozdanie Wójta, obejmujące informacje nt. Dopiewa i całej Gminy. Dotyczyły m.in. demografii, rozwoju przestrzennego, budżetu, inwestycji i wielu innych dziedzin. Trzeba przyznać, że informacja została przygotowana solidnie, jednak szczegółowe przedstawianie wszystkich aspektów życia publicznego na zebraniu wiejskim nie jest, w moim przekonaniu, najlepszym rozwiązaniem. Zbyt duża ilość danych spowodowała, że uczestnicy zebrania (łącznie ze mną) nie byli w stanie ich przyswoić. Uważam, że na zebraniu należało przedstawić najważniejsze punkty, natomiast całość prezentacji powinna zostać udostępniona w Internecie oraz w prasie lokalnej.

W czasie zebrania zabrał głos Robert Jankowski, przedstawiciel Stowarzyszeń sprzeciwiających się budowie linii elektroenergetycznej 400 kV w wariancie VI, tj. pomiędzy Dopiewem i Dopiewcem. Przyznam, że jego wystąpienie odebrałam bardzo negatywnie. Jak się okazuje, stowarzyszenia Ruczaj, Ekologiczna Wielkopolska i Dopiewo.pl, z uporem godnym lepszej sprawy, posługują się insynuacjami i przekłamaniami. Mimo to, niechcący ujawnił kilka faktów. Jednym z nich jest to, że decyzja w sprawie przebiegu linii w wariancie I (przez Dąbrowę) wcale nie jest taka oczywista. A to za sprawą mieszkańców gminy Rokietnica, którzy w sposób profesjonalny zorganizowali protest przeciwko budowie linii w tym wariancie. Jak się więc okazuje, mieszkańcy Dąbrowy nie są na straconej pozycji, mimo iż przez większość Radnych gminy Dopiewo zostali skazani na pożarcie.
Również raczej nierealna jest budowa linii w postaci podziemnego kabla. Pan Robert Jankowski przyznał, chociaż nie podał żadnych wartości, że koszt linii podziemnej jest znacznie wyższy niż napowietrznej. Stwierdził, że skablowanie linii byłoby ewenementem w skali Polski. Zadał tym samym kłam wszystkim orędownikom skablowania linii, twierdzącym, że koszt linii kablowej w wariancie I (ok. 6 km na terenie gminy Dopiewo) byłby porównywalny z budową linii napowietrznej w wariancie VI (ok. 13 km). Co jest istotne w tym przypadku - będzie to linia 2x400 kV, o czym się zapomina. Tak więc, trzeba by ułożyć 2 kable, każdy w osobnym kanale technologicznym. Byłyby to 2 osobne linie kablowe, mające łącznie na terenie gminy Dopiewo nie 6 km, a 12 km długości. Do tego doliczyć trzeba skablowanie linii co najmniej na terenie gminy Rokietnica. Ostatecznie koszty byłyby astronomiczne i z pewnością przekroczyłyby wartość pozostałego, napowietrznego odcinka do Piły.

Pan Robert Jankowski próbuje również wykorzystać osobę posła na Sejm RP twierdząc, że na sesji RG Dopiewo obiecał on pozytywne załatwienie sprawy. Poseł obiecał zająć się sprawą, ale nie deklarował, iż załatwi ją zgodnie z oczekiwaniem stowarzyszeń Ruczaj, Ekologiczna Wielkopolska i Dopiewo.pl, ponieważ nie posiada takich możliwości.
Najbardziej jednak zbulwersowała mnie próba wywołania przez pana Jankowskiego paniki wśród mieszkańców. Stwierdził, że jeżeli zapadnie decyzja o budowie linii w wariancie VI, mieszkańcy będą musieli się wyprowadzić. Ponieważ słowa te padły na zebraniu wiejskim w Dopiewie, zapewne odnosiły się do mieszkańców tej miejscowości.
Jest to ewidentna próba wywołania nieuzasadnionej histerii, ponieważ budowa linii w wariancie VI miałaby negatywne skutki dla niewielkiej grupy mieszkańców Dopiewa. W zasadzie tylko osoby mieszkające przy północnej części ul. Ks. Majcherka oraz ulic do niej przylegających, byłaby w pewnym stopniu narażona na oddziaływanie linii. Osoby mieszkające w centrum Dopiewa, przy ul. Leśnej, Wyzwolenia, Młyńskiej czy Bukowskiej nie byłyby nawet w stanie dojrzeć słupów ze swoich domów.
Uważam, że panu Robertowi Jankowskiemu chodzi przede wszystkim o zebranie jak największej liczby podpisów pod protestem, aby przebić protest Rokietnicy i Dąbrowy. Widocznie zamiast szukać rozwiązania, satysfakcjonującego obie zwaśnione społeczności, łatwiej jest licytować się na liczbę podpisów. Tym bardziej, że Wójt wspomniał o zorganizowanym spotkaniu zwaśnionych stron, i o braku jakiegokolwiek porozumienia. 

Rozczarowanie przyniosła ostatnia część zebrania wiejskiego. Pytania i zgłaszane problemy, zresztą często te same od lat. Świadczy to o braku rozeznania wśród mieszkańców, co do rzeczywistych problemów, jak i kompetencji organów samorządowych. Jest jednak kilka spraw, które powinny zostać w końcu załatwione.
Należy do nich przede wszystkim budowa chodnika na ul. Ks. A. Majcherka – od ul. Wysokiej do cmentarza. Włodarze, z sołtysem T. Bartkowiakiem na czele tłumaczą się, że nie można rozpocząć budowy ze względu na nieuregulowane sprawy własności. Przypuszczam, że problem ten dotyczy tylko niewielkiego odcinka drogi. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby chodnik powstawał we fragmentach. Wówczas koszty rozłożone zostałyby na kilka lat i chodnik mógłby powstać ze środków sołeckich. Nigdzie nie jest powiedziane, że taka inwestycja musi zostać zrealizowana w całości. W Rokietnicy na ul. Rolnej sołtys Józef Fudala budował chodnik przez kilka lat – co roku powstawał kolejny odcinek o długości 100-200 m. To samo można zrobić w Dopiewie, potrzebna jest tylko dobra wola.

W dyskusji poruszono również sprawę utwardzenia drogi do Podłozin. Przy tej okazji wyszło na jaw, jak włodarze, w tym przypadku powiatu poznańskiego, potrafią korzystać ze środków publicznych na własny użytek.
Jeszcze na zebraniu wiejskim w 2014 r. padła informacja, że powiat poznański nie będzie utwardzał drogi do Podłozin ze względu na niewielki ruch samochodów i zbyt duży koszt w stosunku do korzyści. Prawda jest nieco inna – ruch samochodów jest mały, ponieważ stan nawierzchni jest kiepski.
Okazuje się, że obecnie koszty nie są już istotne, a droga zostanie utwardzona. Głównym powodem jest to, że Powiat przejął na własność dwór w Skrzynkach, a droga przez Podłoziny stanowi najkrótszy dojazd z Poznania. Dworek najprawdopodobniej przeznaczony będzie do wyłącznego użytku włodarzy Powiatu, ewentualnie wykorzystywany na cele komercyjne.  Jeżeli więc dojdzie do utwardzenia drogi do Podłozin, to z pewnością nie względu na dobro ich mieszkańców.
Do tego dodać należy, iż utwardzenie drogi spowoduje pogorszenie warunków życia dużej części mieszkańców gminy Dopiewo. Utwardzenie całej drogi z Dopiewa do Buku przez Podłoziny, spowoduje wzrost natężenia ruchu drogowego, również w Dopiewcu, Palędziu, Dąbrówce i Skórzewie. Dla mieszkańców Buku, Otusza czy Skrzynek dojazd do Poznania nową drogą może okazać się krótszy i wygodniejszy niż drogą wojewódzką 307 przez Niepruszewo.

Zdaję sobie sprawę, że jest to z mojej strony postawa egoistyczna, ale podobnie myśli wielu mieszkańców. Nie jest celowym utwardzanie wszystkich dróg w Gminie, o czym zresztą już kiedyś pisałam. Na zebraniu padła propozycja utwardzenia drogi do Żarnowca, którą uważam za całkowicie absurdalną. Droga ta przechodzi przez środek zabudowań Żarnowca – po jednej stronie drogi jest budynek mieszkalny, po drugiej zabudowania gospodarcze i ogródki. Może należałoby najpierw zapytać mieszkańców Żarnowca, czy życzą sobie drogę szybkiego ruchu pod oknami. Ponadto utwardzenie drogi do Żarnowca spowodowałoby wzrost liczby odwiedzających źródełko, co z pewnością nie wpłynęłoby korzystnie na środowisko.

W trakcie zebrania jedna z mieszkanek zarzuciła Straży Gminnej zbyt małe zaangażowanie w ściganie mieszkańców, nielegalnie spalających odpady. Komendant Zbigniew Kowalczyk udowodnił, że jest wręcz uczulony na wszelkie uwagi. Nie dość, że w sposób obcesowy próbował udowodnić, iż nie ma sobie nic do zarzucenia, to jeszcze wykazał się ewidentnym brakiem kultury. Odpowiadając mieszkance nie raczył się zwracać do niej bezpośrednio, ale siedział bokiem, wpatrując się chyba w pajęczyny na suficie. Uważam, że osoba o tak niskiej kulturze osobistej nie powinna pełnić żadnej funkcji publicznej.

Odnoszę wrażenie, że organizowanie zebrań wiejskich dla niektórych włodarzy, stanowi zło konieczne. Mam tu na myśli przewodniczącego RG Leszka Nowaczyka i sołtysa/radnego Tadeusza Bartkowiaka. Radny Leszek Nowaczyk w pewnym momencie zaczął mieć pretensje do uczestników, że widzą tylko negatywne strony działań władz samorządowych. Zgadzam się, że wiele zarzutów pod adresem włodarzy, które zgłoszono na zebraniu, było bezzasadnych. Osoba publiczna musi jednak mieć grubą skórę i być przygotowana nie tylko na pochwały. Obserwuję systematycznie działania naszych włodarzy, mogę potwierdzić, że podejmowane przez nich decyzje, często nie mają nic wspólnego z potrzebami publicznymi. Jeżeli ktoś nie wytrzymuje presji społecznej, w każdej chwili może złożyć mandat. Natomiast pan Leszek Nowaczyk powinien wreszcie zrozumieć, że błędne decyzje sprzed lat z jego udziałem – wracają i będą wracać jak bumerang tj. doprowadzenie do dewastacji starych szkół w Dopiewie i Więckowicach. Przyszłość należy do myślących perspektywicznie, a nie bezrefleksyjnie podnoszących rękę do góry.

Natomiast sołtys Tadeusz Bartkowiak również sprawiał wrażenie, że uczestnictwo w zebraniu jest dla niego przykrym obowiązkiem. Widać to było zwłaszcza w drugiej części, gdy do głosu dopuszczono mieszkańców. Z niecierpliwością oczekiwał zakończenia zebrania, próbując powstrzymywać zadawanie pytań. Wykorzystując chwilowy brak tematów, szybko zakończył zebranie.
Najgorzej z lokalnych włodarzy zaprezentował się jednak radny Ryszard Pawelec. Nie dość, że spóźnił się kilkadziesiąt minut, przychodząc jako ostatni, to spotkanie opuścił jako pierwszy.

Podsumowując uważam, że uczestnictwo mieszkańców w zebraniach wiejskich w aktualnej formule nie ma większego sensu. Chyba, że włodarzom chodzi jedynie o to, aby zachować pozory samorządności. Obecnie mieszkańcy nie mają żadnego realnego wpływu na decyzje władz. Mogą co najwyżej publicznie wylać swoje żale, często zresztą nieuzasadnione. Ale za obecny stan demokracji lokalnej winę ponoszą obie strony. Mieszkańcy nie potrafią lub nie chcą upomnieć się o swoje prawa, natomiast włodarze przekonani są o swojej nieomylności, a zarazem bezkarności.

Obserwatorka I (Pierwsza)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz