Do podjęcia tematu skłonił mnie
incydent, jaki miał miejsce na ostatniej sesji Rady Gminy Dopiewo 25 kwietnia
br. Pisałam o tym tutaj - link.
Im dłużej analizuję przypadek, tym bardziej dochodzę do przekonania, że podejście
samorządowców, zarówno włodarzy, jak i szeregowych pracowników, do spraw
mieszkańców, w wielu przypadkach, jest wręcz skandaliczne. Mieszkaniec Gminy,
który na ostatniej Sesji usiłował przedstawić swój problem, nie dość, że nie
uzyskał zrozumienia, to próbowano go straszyć konsekwencjami. Jak widać, wielu
samorządowców w dalszym ciągu nie rozumie, że to oni mają służyć mieszkańcom, a
nie odwrotnie. Tym bardziej, iż są opłacani z pieniędzy publicznych, na które
składają się podatki i opłaty ponoszone przez wszystkich obywateli. Tak więc, to mieszkańcy finansują władze samorządowe
wszystkich szczebli oraz pracowników UG. W związku z tym służenie
obywatelom jest obowiązkiem, a nie łaską ze strony władz. Jak się okazuje, ta
prosta prawda jest bardzo szybko usuwana ze świadomości, i to na wszystkich
szczeblach. Arogancja władzy i
przekonanie o własnej nieomylności i bezkarności, często dotyczy nawet
urzędników najniższego szczebla.
Na początek trochę informacji ogólnych.
Podstawową ustawą, którą zobowiązane są
kierować się urzędy publiczne, jest kodeks postępowania administracyjnego.
Jest to prawodawstwo oparte na wzorach austriackich z XIX wieku. Tak więc, ma
dość długą historię i nie można porównywać go z ustawami pisanymi na kolanie w
ostatnich miesiącach.
Jedno z podstawowych uregulowań,
dotyczy terminów załatwiania spraw. Art. 12 § 1 kpa stanowi, iż „organy
administracji publicznej powinny działać w sprawie wnikliwie i szybko,
posługując się możliwie najprostszymi środkami prowadzącymi do jej załatwienia”.
Jednymi z najczęściej wydawanych
dokumentów w urzędzie gminy jest zaświadczenie. Art. 12 § 2 stanowi, iż „sprawy,
które wymagają zbierania dowodów, informacji lub wyjaśnień, powinny być
załatwione niezwłocznie”. Taka sytuacja występuje np. w przypadku wydawania
zaświadczeń, dotyczących adresu nieruchomości lub przeznaczenia w planie
zagospodarowania. Obecnie, urzędnik dysponując dostępem do elektronicznych baz
danych, może takie informacje ustalić od ręki. Od ręki również może przygotować
i wydrukować zaświadczenie. Zgodnie z
art. 217 § 3 kpa, „Zaświadczenie powinno być wydane bez zbędnej zwłoki, nie później jednak
niż w terminie siedmiu dni”. Jak pokazuje życie, część urzędników zna
tylko drugą część przepisu – „w terminie siedmiu dni”. Zmuszają
oni interesantów do dwukrotnego odwiedzenia urzędu, zupełnie niepotrzebnie.
Znam nie tylko z opowiadań, ale i
z autopsji przypadki, gdy interesant pojawiał się po wyznaczonych 7 dniach -
wówczas zaczynało się nerwowe szukanie, złożonego przez niego wniosku – oczywiście
zaświadczenie nie było jeszcze przygotowane. Uważam takie podejście
przeciwników do swoich obowiązków za skandaliczne.
Na przeszkodzie w niezwłocznym
wydawaniu takich dokumentów, często stoi nadmiernie rozbudowane ego osób
kierujących urzędem. W wielu urzędach gminnych prawo do podpisywania wszelkich,
nawet najprostszych dokumentów, wójt pozostawia sobie i najbliższym zastępcom.
Jest to z jednej strony uciążliwe – są sytuacje, kiedy w urzędzie nie ma żadnej
osoby upoważnionej do podpisania dokumentów. Z drugiej strony podważa to
kompetencje i profesjonalizm urzędnika w oczach interesanta. Sprawia bowiem
wrażenie, że dokument podpisany przez urzędnika jest mniej wiarygodny. A
przecież wiadomo, że podpis wójta lub zastępcy wcale nie daje gwarancji, że
zaświadczenie jest prawidłowe i nie zawiera błędów. W razie pomyłki wina spada
i tak na urzędnika a nie osobę, która dokument podpisała.
Z bardziej skomplikowaną sytuacją
mamy do czynienia w przypadku rozbudowanych dokumentów, wymagających złożonych
procedur, jak decyzje administracyjne.
Tu podstawowy termin załatwienia sprawy, wynosi miesiąc od daty złożenia
wniosku. Jednak w wielu postępowaniach dotrzymanie tego terminu nie jest
możliwe – dotyczy to m.in. decyzji o warunkach zabudowy lub decyzji o środowiskowych
uwarunkowaniach. Kpa dopuszcza
przedłużenie terminu, ale równocześnie obliguje urząd do załatwienia sprawy bez
zbędnej zwłoki.
Niestety, przepis ten jest bardzo
często nadużywany. Tu akurat posłużę się przykładem z innej gminy. W przypadku
decyzji o warunkach zabudowy do wniosku należy dołączyć, wymaganą przepisami
ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu, listę załączników. Niejednokrotnie
zdarza się, że niektórych dokumentów brak. W takiej sytuacji urzędnik powinien
niezwłocznie wezwać wnioskodawcę do uzupełnienia dokumentów. Powiadomienie w
formie telefonicznej nie jest zalecane, ponieważ interesanci nie zawsze są w
porządku i czasem potrafią zaprzeczyć, iż zostali wezwani do uzupełnienia
wniosku. W omawianym przeze urzędzie, przyjęto taktykę, polegającą na
maksymalnym przeczołganiu interesanta. Urzędnik odczekiwał 4 tygodnie i po tym
terminie, wysyłał wezwanie do uzupełnienia wniosku. Zdarzało się, że taką
procedurę stosowano nawet dwukrotnie w tej samej sprawie. W moim przekonaniu,
była to patologia w czystej postaci. Co ciekawe tacy urzędnicy często cieszyli
się pełnym zaufaniem przełożonych.
Na jednej z Komisji RG Dopiewo w
ub. roku pracownicy UG twierdzili,
że terminy wyznaczone przez kpa mają
charakter instrukcyjny. Próbowali w ten sposób usprawiedliwić nie wysłanie
w wyznaczonym terminie, odwołania od decyzji wójta do Samorządowego Kolegium
Odwoławczego. Owszem mają charakter
instrukcyjny, ale wyłącznie w przypadkach skomplikowanych, wymagających
uzyskania dodatkowych wyjaśnień, opinii i uzgodnień, przesłuchania świadków,
przeprowadzenia rozprawy itp. Jednak w wielu sprawach przedłużanie terminu jest
zwyczajnym nadużyciem i powinno pociągać stosowne konsekwencje.
Przykładów zupełnie
niepotrzebnego przedłużania spraw jest wiele. Z terenu naszej Gminy posłużę się
trzema przykładami.
Na początek temat zamiany nieruchomości w Skórzewie,
przedstawiony przez jednego z mieszkańców na ostatniej sesji RG Dopiewo. Taka
zamiana, jeżeli obie strony są zgodne, a przemawia za tym interes publiczny i
prywatny, nie jest sprawą skomplikowaną. W omawianym przypadku na przeszkodzie
stoi jednie fakt, że działka gminna, podlegająca zamianie, została uchwałą Rady
Gminy zaliczona do kategorii dróg publicznych. Przed zamianą, należy więc
podjąć uchwałę o pozbawieniu jej tej funkcji. Potrzeba na to maksymalnie jednego roku – np. uchwała podjęta między
styczniem a wrześniem 2016 r., wejdzie w życie 1 stycznia 2017 r.
Nie znam szczegółów sprawy, więc
nie będę wyciągać zbyt daleko idących wniosków, aby nie usłyszeć od urzędników (jak
to miało miejsce na Sesji), że wyciągną wobec mnie stosowne konsekwencje.
Wydaje mi się jednak, że co najmniej 6 lat to zbyt długi okres na załatwienie
takiej sprawy. Tym bardziej, że powstałe zaniedbanie wywołało określone
konsekwencje. Przez fakt, iż część ulicy jest w dalszym ciągu własnością
prywatną, Gmina budując drogę, pominęła odcinek prowadzący do budynku
wnioskodawcy. W dalszym ciągu musi dojeżdżać do domu nieutwardzoną drogą
gruntową.
Drugi przypadek z Dopiewa, dotyczy wydania decyzji o
warunkach zabudowy w sprawie samowoli budowlanej. Na nieruchomości,
stanowiącej współwłasność, jeden z właścicieli postawił budynek gospodarczy bez
stosownych zezwoleń, do tego z naruszeniem przepisów budowlanych. Druga strona,
nie godząc się na takie rozwiązanie, złożyła wniosek do PINB o wydanie nakazu
rozbiórki. Aby w/w organ taki nakaz mógł wydać, Wójt Gminy musi wydać decyzję o
warunkach zabudowy. Wnioski o w/w decyzje złożyły obie strony sporu (jedna w
celu uzyskania pozwolenia na użytkowanie, druga nakazu rozbiórki), zgodnie z
którymi wydano 2 decyzje o warunkach zabudowy. Co ciekawe, mimo iż we wniosku
wyraźnie zaznaczono, że budynek już istnieje (sugerując samowolę), co
potwierdziła również dokumentacja fotograficzna, w decyzji nie wspomniano ani
słowem o stanie faktycznym. Z treści decyzji wynikało jednoznacznie, że budynek
dopiero powstanie po uzyskaniu pozwolenia na budowę. Nie wydaje mi się, aby
było to tylko niedopatrzenie ze strony urbanistki Magdaleny Kalinowskiej i
pracownika UG Dopiewo Iwony Ceglarz, prowadzącej postępowanie.
Strona niezadowolona z wydanej
decyzji złożyła odwołanie do SKO w Poznaniu. Odwołanie to dotyczyło tylko
jednej decyzji. Aby uchylenie warunków
zabudowy było skuteczne, odwołanie powinno dotyczyć obu wydanych decyzji
administracyjnych – różniły się one tylko nazwiskiem wnioskodawców. Z
informacji uzyskanych od jednej ze stron wynika, iż w UG Dopiewo poinformowano
ich, że wystarczy uchylić jedną decyzję, a druga automatycznie straci ważność.
Jest to oczywista bzdura, o której jednak interesant nie musi wiedzieć.
Nawet, jeżeli sytuacja taka nie
miała miejsca, to urzędnik prowadzący postępowanie ma obowiązek poinformować
stronę, że odwołanie należało złożyć do obu decyzji. Wynika, to wprost z art. 9
kpa, który stanowi, iż „Organy administracji publicznej są
obowiązane do należytego i wyczerpującego informowania stron o okolicznościach
faktycznych i prawnych, które mogą mieć wpływ na ustalenie ich praw i
obowiązków będących przedmiotem postępowania administracyjnego. Organy czuwają
nad tym, aby strony i inne osoby uczestniczące w postępowaniu nie poniosły
szkody z powodu nieznajomości prawa, i w tym celu udzielają im niezbędnych
wyjaśnień i wskazówek”. Tak więc, jakby
nie patrzeć na sprawę, pracownicy UG Dopiewo, popełnili w w/w sprawie kilka
poważnych uchybień. Dodam, że w tym przypadku sprawa toczy się co najmniej
4 lata, i jak na razie nic nie wskazuje, aby miała się szybko zakończyć.
Trzeci temat dotyczy Skórzewa i jest najbardziej bulwersujący,
ponieważ widać tu wyjątkowe nasilenie złej woli nie tylko organów publicznych,
ale i stron postępowania oraz prawników reprezentujących stronę pokrzywdzoną. W
tym wypadku również chodzi o rozwiązanie
problemu samowoli budowlanej oraz umożliwienie zainteresowanym rozpoczęcia
działalności gospodarczej.
W 2008 r. i 2009 r. inwestorzy
zakupili dwie sąsiadujące ze sobą nieruchomości. Okazało się, że na jednej z
nich zlokalizowany jest budynek bez pozwolenia. Działając jednak w dobrej
wierze, zgłosili samowolę do PINB. Organ wstępnie zaakceptował wniosek,
naliczając opłatę legalizacyjną w wysokości 25 tys. złotych, którą wnioskodawcy
niezwłocznie wpłacili. A mimo to, do dziś nie mogą rozpocząć działalności, ponieważ
zarówno organy, jak i osoby prywatne nie dopuszczają do wydania ostatecznych
decyzji.
Z 5 lub 6 wydanych decyzji
administracyjnych, tylko 1 uzyskała klauzulę ostateczności i to paradoksalnie,
dzięki oprotestowaniu jej przez strony postępowania, przeciwne legalizacji
samowoli budowlanej.
Część winy ponoszą organy gminy Dopiewo. Wójt Gminy wydawał np.
decyzję w sprawie budowli, które nie wymagają pozwolenia na budowę, a tym samym
nie jest wymagane uzyskanie warunków zabudowy. SKO w Poznaniu zamiast umorzyć w
tym przypadku postępowanie jako bezprzedmiotowe, uchyliło decyzję i przekazało
sprawę do ponownego rozpatrzenia.
Dla w/w terenu opracowywany jest
plan zagospodarowania. Poinformowano wnioskodawców, że uchwalenie planu
spowoduje, konieczność wyburzenia części nieruchomości, ponieważ powierzchnia
zabudowy istniejących obiektów przekroczy dopuszczalną wartość określoną w
Studium. Wynika z tego - aby plan dostosować do istniejącej zabudowy i uniknąć
konieczności wyburzenia obiektu, niezbędna jest zmiana Studium (w oparciu o
które zostanie uchwalony plan). Pisałam o tym tutaj - link,
nie znając jednak wówczas wszystkich szczegółów. Notabene, uchwalone w lutym,
Studium Gminy przewiduje dotychczasową maksymalną powierzchnię zabudowy do 40%
powierzchni działki, mimo iż przedstawiciele UG deklarowali, że zwiększą tą
wartość. Nie jest prawdą, że uchwalenie planu spowoduje konieczność wyburzenia
budynku, ponieważ nieruchomość składa się z dwóch odrębnych działek, które w
przypadku zabudowy można rozpatrywać odrębnie. Powierzchnia istniejącej
zabudowy na działce, na której zlokalizowana jest samowola, to ok. 35% ogólnej
powierzchni. Jest to informacja przede wszystkim dla pracowników UG. Może to
świadczyć o niekompetencji lub złej woli urzędników.
Za przedłużanie postępowania w
w/w sprawie, winę ponosi m.in. SKO w
Poznaniu, które w ostatnich latach pod byle pretekstem, uchyla decyzje organów
gminnych i przekazuje do ponownego rozpatrzenia. Czasem uzasadnienia są tak
zawiłe, że trudno zrozumieć, co było powodem uchylenia decyzji. Być może SKO
zabezpiecza się w ten sposób przed naliczaniem kosztów przez Wojewódzki Sąd
Administracyjny. Ma to miejsce w przypadku, gdy SKO podtrzyma decyzję organu I
instancji, a NSA ją uchyli.
To samo miało miejsce w przypadku nadzoru budowlanego.
Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego wydawał postanowienia zgodne z
oczekiwaniem wnioskodawców – obiekt nie narusza przepisów prawa budowlanego. Natomiast
Wojewódzki Inspektor Nadzoru Budowlanego postanowienia PINB uchylał - przekazując
do ponownego rozpatrzenia.
Uważam, że największą jednak odpowiedzialność ponosi biuro prawne, powołane
przez wnioskodawców do prowadzenia ich spraw. Jak się wydaje, biuro to nie było
zainteresowane szybkim zakończeniem spraw, ponieważ im dłużej toczyło się
postępowanie, tym więcej mogło na tym zarobić. Prawnicy nie odwoływali się od
niekorzystnych dla wnioskodawców rozstrzygnięć, godząc się na ich ponowne
rozpatrywanie przez organy niższej instancji – zazwyczaj dotyczyło to decyzji i
postanowień SKO oraz WINB. Z informacji, przekazanych przez inwestora wynika,
że obsługa prawna w ciągu ostatnich kilku lat kosztowała go ok. 100 tys. złotych.
Winę za przedłużanie postępowania, ponoszą jednak przede wszystkim
właściciele sąsiednich nieruchomości, którzy dla zasady odwołują się od
wszystkich decyzji i postanowień. Rzekomo
powodem ma być zagrożenie spowodowane planowaną przez inwestora działalnością
gospodarczą. Jest to jednak bardzo słaby argument, ponieważ w sąsiedztwie
funkcjonują wielokrotnie większe zakłady przemysłowe, generujące znacznie
większe uciążliwości, chociażby z powodu ruchu samochodów ciężarowych.
Wydaje mi się, że cała ta sprawa wynika wyłącznie z czystej złośliwości
niektórych mieszkańców oraz obojętności organów publicznych, których pracownicy
najwyraźniej pomylili się z powołaniem.
Zastanawiam się, ile na terenie
gminy Dopiewo może być podobnych spraw, ciągnących się latami i nie rokujących
zakończenia. Parafrazując powiedzenie ze słynnego serialu, chodzi o to, aby
petent, składając wniosek, miał szansę dożyć rozstrzygnięcia. W części
omówionych przeze mnie spraw osoby zainteresowane są już w dość zaawansowanym
wieku i szansa, że doczekają zakończenia sprawy, z każdym dniem maleje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz