Pod koniec lipca br. jednym z
istotniejszych wydarzeń na terenie gminy Dopiewo było złamanie się jednego z trzech dębów, rosnących przy ul. Poznańskiej w
Dąbrówce. Przewodnim tematem większości komentarzy było zagrożenie dla
mieszkańców, związane z upadkiem drzewa oraz potencjalne niebezpieczeństwo ze
strony pozostałych dębów. Jest to aspekt bezsprzecznie istotny, jednak
wydarzenie to skłoniło mnie do szerszej refleksji. Czy do takiego wypadku musiało dojść i jakie niesie on skutki, poza
oczywistym zagrożeniem dla mieszkańców?
Z dostępnych informacji wynika,
że dęby w Dąbrówce mają ok. 400 lat. Dla tego gatunku nie jest to jeszcze wiek
sędziwy (żyją ponad 700 lat), dlatego też złamanie się jednego z nich, i to w
czasie, kiedy warunki atmosferyczne nie stanowiły zagrożenia, nasuwa pewne
wątpliwości.
Pytanie, jakie się nasuwa, to czy drzewa były właściwie chronione?
Przecież pomnikami przyrody były nie od wczoraj. Wydaje mi się, że zarówno
przez właścicieli nieruchomości, na których rosły, jak i przez urzędników
traktowane były, nie jako ozdoba ale zło konieczne.
Dęby rosnące przy wjeździe do
Dąbrówki były piękną wizytówką wsi i dlatego należało stworzyć im odpowiednie
warunki, wyłączając spod zabudowy teren wokół nich. Niestety, prawdopodobnie
pod koniec lat 90-tych ub. wieku i na początku obecnego, wydano warunki zabudowy na zagospodarowanie obydwu nieruchomości,
na których znajdują się pomniki przyrody. Czy
te decyzje były uzgadniane z konserwatorem przyrody? - bardzo wątpliwe. Czy
osoba wydająca warunki zabudowy wiedziała o istnieniu na nieruchomościach
pomników przyrody? – z pewnością tak. A mimo to, decyzje te wydano.
Nie mogę z całą pewnością
powiedzieć, czy zabudowa na tych nieruchomościach przyczyniła się do przewrócenia
drzewa, i w jakim stopniu? Z pewnością jednak jakiś wpływ miały. Drzewa o
takich rozmiarach z pewnością mają bardzo rozbudowany system korzeniowy. W
trakcie budów system ten został w znacznym stopniu uszkodzony lub zniszczony. Wykopy
pod fundamenty, budowa przyłączy wodociągowych, energetycznych, kanalizacyjnych
- zapewne
spowodowały szkody w systemie korzeniowym. Osłabione w ten sposób drzewa
szybciej atakowane są przez choroby i szkodniki.
Zapewne pojawią się głosy, że
właściciele mieli prawo do zagospodarowania swoich nieruchomości. Oczywiście,
ale w tym wypadku należało zastosować ograniczenia. Przecież nic nie stało na
przeszkodzie, aby Gmina zaproponowała właścicielom zamianę działek i możliwość
pobudowania się w innym miejscu. Wymagałoby to jednak trochę wysiłku i zachodu,
a jak wiadomo, większość urzędników jak ognia unika każdego dodatkowego zadania.
Tak więc, dzięki urzędnikom, w
tym wypadku była to jedna z dwóch osób, pełniących w tamtych latach funkcję
kierownika referatu budownictwa i planowania przestrzennego - gmina Dopiewo
pozbyła się jednej ze swoich wizytówek. A nie wiadomo, czy na tym się skończy,
ponieważ może się okazać, że pozostałe 2 dęby również stanowią zagrożenie i
trzeba będzie je usunąć.
Zastanawia mnie, kto w tej
sytuacji ma prawo do dysponowania drewnem? Z pewnością tylko niewielka jego
część była spróchniała.
Podsumowując ten wątek muszę
stwierdzić, że mamy do czynienia z barbarzyństwem w białych rękawiczkach. W imię doraźnych interesów pozbywamy się
kolejnych pomników przyrody, będących równocześnie świadectwem, że nasi
przodkowie mieli zupełnie inny stosunek do przyrody. Obecnie nie ma szans, aby
nasi następcy doczekali się takich pomników. Drzewa traktowane są wyłącznie jako
surowiec i po osiągnięciu odpowiedniego wieku wycinane.
Drugi aspekt wydarzenia pokazuje, jak łatwo doprowadzić do paraliżu
komunikacyjnego. Dąb zablokował najważniejszą drogę na terenie gminy
Dopiewo. W tym czasie rozpoczęła się przebudowa ul. Lipowej w Dąbrówce. Gdyby
roboty drogowe były bardziej zaawansowane, nikt by tą ulicą nie przejechał.
Wyobraźmy sobie teraz sytuację, gdy ul. Poznańska w Dąbrówce zostanie na kilka
godzin zablokowana na wysokości zasypanego stawku, np. w razie poważnego
wypadku drogowego. Pomijam już nerwy i złość mieszkańców, którzy będą zmuszeni
nadkładać wiele kilometrów, aby dojechać do Poznania lub wrócić do domu. Gorzej,
jak na czas nie będzie mogło dojechać Pogotowie Ratunkowe, Straż Pożarna czy
Policja.
Mimo, iż w ciągu ostatnich 25 lat liczba mieszkańców Gminy zwiększyła się
wielokrotnie – w przypadku Dąbrówki przeszło 20-krotnie - nie doczekaliśmy
się żadnej nowej drogi, obsługującej ruch lokalny. Każde takie zdarzenie, i to nie tylko w Dąbrówce, powodować będzie
paraliż komunikacyjny znacznej części Gminy. A komu to zawdzięczamy? Przede
wszystkim byłemu wójtowi Andrzejowi
Strażyńskiemu, który przez 17 lat nie zdążył podjąć żadnych działań w tym
zakresie. Bardziej niż tworzenie alternatywnych ciągów komunikacyjnych,
interesowało go wyznaczanie kolejnych terenów pod budownictwo mieszkaniowe. Również
nie należy zapominać o udziale radnych z tamtego okresu jak: Leszek Nowaczyk,
Wojciech Dorna, Tadeusz Bartkowiak, Walenty Moskalik (obecnie KWW Szana dla Gminy) – którzy nadal sprawują
funkcje, bez ponoszenia jakichkolwiek konsekwencji. Obawiam się, że spadek po
byłym Wójcie jeszcze wielokrotnie będzie odbijał się czkawką mieszkańcom i
kolejnym włodarzom.
Niestety, obecne władze w dalszym
ciągu nie kierują się rzeczywistymi potrzebami ale zaspokajaniem roszczeń
lokalnych grup interesu. Zamiast myśleć o alternatywie dla ul. Poznańskiej w
Dąbrówce – mam tu na myśli odcinek drogi
wzdłuż torów w kierunku S11 – w pierwszej kolejności planują połączenie
nowego osiedla Linei w Dopiewcu z ul. Poznańską.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz