Kampania prezydencka po pierwszej
turze stała się tak wszechobecna w codziennym życiu, że strach włączyć
telewizor czy radio lub otworzyć gazetę. Przesyt informacji może doprowadzić do
sytuacji, że wiele osób będzie tą propagandą tak zmęczonych, iż odpuści sobie
udział w wyborach. Transmisja debaty w dniu 17 maja br, obecna będzie na 5
kanałach telewizyjnych równocześnie i rezygnacja z emisji kolejnego odcinka
najlepszego serialu ostatnich 25 lat (żeby komuś nie przyszło do głowy
przełączenie kanału), to w moim przekonaniu już zbyt duże przegięcie. Z
napływających z każdej strony przekazów wydawać by się mogło, że od tego, kto
zostanie wybrany na najwyższe stanowisko w państwie, zależy istnienie Polski i
jej mieszkańców. W związku z tym nasuwa mi się pytanie - dla kogo te wybory mają znaczenie i kto rzeczywiście na nich skorzysta?
Zanim przejdę do tego, jak wynik wyborów i czy w ogóle będzie miał wpływ na
naszą lokalną społeczność, krótka ocena kandydatów.
Obaj pretendenci w ostatnich 7
dniach prześcigają się w obietnicach – do piątku 22 maja, zapewne wiele nowych jeszcze
się pojawi. A tak naprawdę Prezydent RP
ma niewielki wpływ na funkcjonowanie państwa i warunki życia obywateli –
pomijam tu sprawy międzynarodowe. W moim przekonaniu, najważniejszą rolą
prezydenta jest blokowanie złego prawa. Niestety
wiele razy mogliśmy się przekonać, że prezydenci podpisywali ustawy szkodliwe
dla kraju i społeczeństwa. Obecne wybory raczej tego nie zmienią.
Powiem szczerze, że obaj
pretendenci nie są z mojej bajki. Nasuwa się tu jednoznaczne skojarzenie z
wyborami na wójta w gminie Dopiewo. Żaden z kandydatów nie posiadał,
oczekiwanych przez społeczeństwo cech – wynikiem głosowania mógł być, co
najwyżej wybór mniejszego zła.
Podobnie jest w przypadku wyborów
prezydenckich. Nie będę tu szczegółowo omawiać, co mi się w kandydatach nie
podoba – lista byłaby zbyt długa. Ograniczę się do 2 przykładów dla każdego z
kandydatów, które moim zdaniem, dobrze określają ich intencje.
Obecny prezydent Bronisław Komorowski stracił moje
poparcie, przede wszystkim ze względu na
podpisanie ustawy podwyższającej wiek emerytalny. Nie wchodząc w szczegóły,
jest to ewidentny przykład przerzucenia ciężaru finansowania budżetu państwa na
najuboższą i najbardziej bezbronną część społeczeństwa. Wiadomo, że w wieku 55+,
a po 60-tce to już standardowo - znalezienie pracy graniczy z cudem. Wiele osób,
zmuszona sytuacją życiową, przechodzi na tzw. emerytury pomostowe, które są znacznie niższe niż emerytura pełna.
Podwyższenie wieku emerytalnego to nic innego, jak przedłużenie okresu
wypłacania znacznie niższych emerytur pomostowych. Tak więc, państwo kosztem
najuboższych poprawia wskaźniki budżetowe – od bogatych znacznie trudniej
ściągnąć nawet to, co się należy.
Drugi przykład, który w moich oczach dyskwalifikuje
Bronisława Komorowskiego jako prezydenta, to próby ograniczania roli społeczeństwa w prawie do rozliczania władz
samorządowych przy pomocy referendów lokalnych. Po ogłoszeniu wyników I
tury wyborów, obecny Prezydent próbuje
zaistnieć jako gorący zwolennik rozszerzenia praw obywateli – w ekspresowym
tempie ogłoszono termin przeprowadzenia referendum w sprawie jednomandatowych
okręgów wyborczych, finansowania partii politycznych i zmian w systemie
podatkowym. A jeszcze niedawno dążył do ograniczenia praw obywatelskich w
przypadku referendów, dotyczących odwołania władz lokalnych. W 2013 r., na
krótko przed referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz z funkcji
prezydenta Warszawy, próbował podwyższyć z 10 do 15% próg uprawnionych do
głosowania, na wniosek których przeprowadza się referendum - link1
link2
link3.
Ponadto, zgodnie z jego propozycją, aby referendum uznać za ważne, udział w nim
musiałaby wziąć co najmniej taka sama liczba wyborców, jaka głosowała w
wyborach – obecnie jest to 60% głosów oddanych na daną osobę w wyborach
samorządowych.
Podobnie Andrzej Duda, w mojej ocenie, jest niewiarygodny. Obiecuje wszystko, co chcą usłyszeć
wyborcy, nie zastanawiając się nad
możliwościami finansowymi oraz uprawnieniami, które będzie posiadał jako
prezydent. Powiem szczerze, że rozbawiłaby mnie obietnica utworzenia Biura Porad Prawnych dla obywateli. Jak
wszyscy wiedzą polskie prawo jest kulawe, jego egzekwowanie wygląda jeszcze
gorzej. Ktoś, kto oczekuje sprawiedliwego rozstrzygnięcia, musi być albo
niepoprawnym optymistą albo posiadać znaczne środki finansowe. Usługi prawne są
bardzo kosztowne i znacznej części społeczeństwa, zwyczajnie na nie - nie stać.
Otwarcie takiego biura, gdzie usługi prawne będą bezpłatne, spowoduje lawinę
wniosków, liczoną w dziesiątkach tysięcy. Jeżeli biuro będzie miało skromną
obsadę, to będziemy czekać miesiącami na pomoc prawną albo jakość tych usług
będzie bardzo niska. Aby zapewnić
właściwy standard usług, prezydent musiałby utworzyć potężną instytucję,
zatrudniającą ogromną liczbę specjalistów, odpowiednio wynagradzanych. W
przeciwnym wypadku pomocy udzielać będą studenci. Inicjatywa taka nie spotka
się ponadto z aplauzem większości prawników w Polsce – mogą stracić dużą część
klientów.
Największym jednak mankamentem Andrzeja Dudy są osoby stojące obecnie w jego cieniu,
jak Jarosław Kaczyński czy Antoni Macierewicz. Uważam, że reakcje Jarosława
Kaczyńskiego po I turze jednoznacznie świadczą - nie w smak mu, iż nie jest w
tej kampanii najważniejszy. Jeżeli tacy ludzie ponownie dojdą do władzy, to
czarno widzę naszą przyszłość – „zamach smoleński”.
Podsumowując ten wątek, w mojej
ocenie, jedynym celem obu kandydatów
jest władza, choćby nawet iluzoryczna. Dla jednego jej utrzymanie, dla
drugiego jej zdobycie.
Oprócz w/w kandydatów istnieje
duża grupa osób z ich najbliższego otoczenia, dla których wynik wyborów jest
ważny ze względu na profity, jakie będą się z tym wiązać, przede wszystkim
finansowe. W Kancelarii Prezydenta
pracuje ok. 400 osób, a średnie wynagrodzenie przekracza 9 tys. złotych. Do
tego doliczyć należy nieznaną liczbę instytucji, które z pewnością nieźle
zarabiają na współpracujący z Kancelarią. Otoczenie prezydenta Bronisława Komorowskiego
boi się utraty stanowisk, natomiast kadry Andrzeja Dudy już ostrzą sobie zęby
na intratne stanowiska – na stanowiskach kierowniczych posiadane kompetencje,
mają zapewne drugorzędne znaczenie.
Jest jeszcze dość duża grupa osób,
które zarabiają na przeprowadzaniu
wyborów. Oprócz stacji telewizyjnych, radiowych, gazet, agencji reklamowych
czy drukarni są tzw. koordynatorzy różnych szczebli. Szczerze mówiąc, 10 mln złotych, oficjalnie wydanych na
kampanie wyborcze przez każdego z kandydatów, wydaje mi się znacznie zaniżone.
Można mniej więcej policzyć koszty spotów reklamowych w telewizji i radiu,
reklam w gazetach. Na pewno jednak nikt nie policzy, ile kosztowały ulotki czy
banery uliczne.
Koordynatorzy szczebla powiatowego, miejskiego czy wojewódzkiego z
pewnością kampanii wyborczej nie prowadzili charytatywnie, jako wolontariusze.
Jednak tego oczekuje się od zwykłych mieszkańców, np. na szczeblu gminnym.
Jeszcze 2-3 miesiące temu na terenie gminy Dopiewo szukano miejsc na umieszczanie
banerów oraz osób chętnych do prowadzenia agitacji. Jak przyszło do konkretnych
działań, okazało się, że osoby, które byłyby chętne do pomocy, nie mogą liczyć
na jakąkolwiek gratyfikację. Natomiast oczekuje się od nich wręcz wsparcia
finansowego.
Tak więc to, kto będzie Prezydentem RP, ma wymierne znaczenie dla niewielkiej
garstki współpracowników. Natomiast sama kampania wyborcza przynosi
korzyści tylko grupie organizatorów. A przytłaczająca większość społeczeństwa
ma pełnić, jedynie funkcję maszynki do głosowania. Uważam, że na szczeblu lokalnym nie ma to żadnego
znaczenia, kto zasiądzie w fotelu Prezydenta RP. Może wzorem innych krajów prezydenta
powinien wybierać sejm? O tym, żeby w ogóle zlikwidować to stanowisko, nawet
boję się głośno mówić.
Dla lokalnych społeczności,
takich jak mieszkańcy gminy Dopiewo, większe znaczenie będą miały wybory parlamentarne. Jeżeli komuś
wydaje się, że partie polityczne nie mają wpływu na samorządy lokalne, to jest
w błędzie. Oprócz funkcji obejmowanych
zgodnie z wynikami wyborów, jest całe mnóstwo intratnych stanowisk,
obsadzanych na podstawie klucza partyjnego. Są to prezesi spółek komunalnych,
zastępcy wójtów, burmistrzów czy prezydentów, szefowie departamentów i
wydziałów w urzędach wojewódzkich czy marszałkowskich. Takie stanowiska zazwyczaj przydzielane są osobom, związanym z formacją
rządzącą. Obecnie jest to Platforma Obywatelska i Polskie Stronnictwo
Ludowe. Jako przykłady takich osób można podać: wicemarszałka Wojciecha
Jankowiaka (PSL), prezesa ZUK Mosina Andrzeja Strażyńskiego (PO) czy zastępcę
burmistrza Swarzędza Tomasza Zwolińskiego (PO). Pytanie, czy będą te funkcje
pełnić w przypadku, gdy wybory parlamentarne wygra PiS? Zapewne nie, bo
chętnych na te stanowiska w PiS-ie znajdzie się wielu.
Podsumowując wydaje mi się, że jakiekolwiek roszady na stanowiskach
decyzyjnych nie mają żadnego wpływu na jakość życia społeczności lokalnej.
Większość ludzi, których ambicją jest kariera polityczna, kieruje się własnym
interesem. Ideowcy już wymarli – ostatnim przedstawicielem ginącego gatunku był
Władysław Bartoszewski. Obecnie, jeżeli mieszkańcy oczekują, aby władze
poważnie podchodziły do swoich obowiązków, muszą nieustannie patrzeć im na ręce
– i to na każdym szczeblu. Brak zaangażowania społeczeństwa kończy się zawsze
tak, jak to miało miejsce w przypadku lokalizacji komisariatu Policji w
Dopiewie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz