niedziela, 24 czerwca 2012

Mała retencja a planowanie przestrzenne (1)


Tym razem zamierzam poruszyć temat gospodarowania wodami powierzchniowymi. W tym zakresie zauważyć można wieloletnie zaniedbania, jak i nieracjonalną politykę prowadzoną zarówno przez samorządy, jak i właścicieli gruntów.

Jak zapewne większość mieszkańców oraz władze samorządowe zauważyły, w ostatnich latach nasilają się okresowe podtopienia na terenach dotychczas wolnych od tego typu zjawisk. Przyczyn jak zwykle jest kilka. Zaliczyć do nich można zjawiska niezależne od człowieka, jak i wynikające bezpośrednio z jego działalności.

Przyczynami niezależnymi są przede wszystkim gwałtowne lub długotrwałe zjawiska atmosferyczne jak deszcze nawalne czy utrzymujące się przez wiele dni opady. Nie mamy na nie wpływu, jednak poprzez odpowiednie działania możemy skutki tych zjawisk zminimalizować. Zaznaczyć jednak należy, że nawet najlepiej zorganizowany system zabezpieczeń nie w każdym przypadku wyeliminuje zagrożenia. Pamiętać o tym powinni mieszkańcy, którzy winią samorząd za wszelkie plagi, które ich dotykają. Powodzie i związane z nimi szkody zdarzają się w najbogatszych krajach świata. Polska nie jest tu żadnym wyjątkiem.

Główną przyczyną podtopień jest jednak nieracjonalna gospodarka zarówno samorządów, jak i właścicieli nieruchomości. Likwidacja lub kanalizowanie cieków wodnych, brak konserwacji urządzeń melioracyjnych, zagospodarowywanie terenów podmokłych czy zmniejszanie powierzchni chłonnej terenów poprzez ich zabudowę. Wszystkie te czynniki zwiększają ryzyko podtopień.
Sposób gospodarowania wodami powierzchniowymi reguluje ustawa prawo wodne. Art. 1 i 2 w/w ustawy określają ogólne zasady gospodarowania wodami. Zasady te jednak zazwyczaj nie są stosowane przy planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. Przepisy ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym nie wymuszają uwzględniania, przy zagospodarowaniu terenu na cele nierolnicze i nieleśne, wymogów określonych w prawie wodnym. Wręcz przeciwnie, pozwalają na zagospodarowanie terenów całkowicie nie nadających się pod zabudowę. Takim kuriozum, prowadzącym do wypaczeń, są przepisy określające warunki zabudowy w drodze decyzji administracyjnej. W zasadzie jedynym warunkiem koniecznym do wydania decyzji o warunkach zabudowy jest istnienie w sąsiedztwie zabudowy o podobnym charakterze. Jeżeli więc teren podmokły czy wręcz bagienny sąsiaduje z zabudową mieszkaniową, gmina ma małe szanse na wstrzymanie zabudowy takiego terenu. Jedynym wyjściem jest uchwalenie planu zagospodarowania przestrzennego, o ile w studium gminy teren ten nie jest przeznaczony pod zabudowę.

Obowiązujące przepisy prowadzą więc do sytuacji patologicznych – pod zabudowę przeznaczane są tereny bagienne, często przylegające bezpośrednio do cieków wodnych. W ostatnim czasie intensywne działania gminy Rokietnica pozwoliły wstrzymać zabudowę części doliny Samicy Kierskiej w Pawłowicach poprzez uchwalenia planu miejscowego – właściciele gruntu przymierzali się do zabudowy całej nieruchomości, łącznie z brzegiem rzeki. Dla niezorientowanych w temacie – teren ten pod koniec 2010 roku znajdował się w całości pod wodą.

Właściciele zamierzający przekształcić swoje nieruchomości na tereny budowlane nie są zainteresowani pozostawieniem jakiejś ich części na inne cele. Dotyczy to zarówno gruntów przeznaczonych pod drogi – istnieje tendencja do wydzielania jak najwęższych dróg, jak i obszarów zalewowych. Rolą gminy jest w tej sytuacji niejako wymuszenie na prywatnych właścicielach pozostawienie części działki wolnej od zabudowy. Jak już wcześniej zaznaczono, w przypadku braku planu zagospodarowania przestrzennego jest to dość trudne. Wnioskodawca, któremu gmina odmówi wydania warunków lub ograniczy obszar przeznaczony pod zabudowę, może odwołać się do organu II instancji. Samorządowe Kolegia Odwoławcze, które rozpatrują odwołania, zazwyczaj nie kierują się racjonalnymi przesłankami. SKO w Poznaniu w uzasadnieniu do jednej ze swoich decyzji, uchylającej decyzję wójta odmawiającą ustalenia warunków zabudowy, stwierdziło wprost, że liczy się przede wszystkim interes inwestora. Przy takim podejściu organów nadrzędnych, racjonalne planowanie przestrzenne w gminie staje się fikcją.

Gminom pozostaje więc opracowywanie planów zagospodarowania przestrzennego. Jest to jednak zadanie trudne. Obecnie w gminach powierzchnia objęta planami zagospodarowania przestrzennego zazwyczaj oscyluje w granicach 10-20%. Objęcie planowym zagospodarowaniem wszystkich terenów zagrożonych przez rabunkową gospodarkę właścicieli, deweloperów i wszelkiej maści osób handlujących nieruchomościami, wymaga dużych nakładów finansowych. Dodatkowym ograniczeniem jest fakt, że projekty planów lub decyzji przygotowywać mogą architekci lub urbaniści posiadający stosowne uprawnienia, którzy często reprezentują wyłącznie interes inwestora (projekt decyzji o warunkach zabudowy przygotowany przez urbanistkę Magdalenę Kalinowską dotyczący zasypania stawku w Dąbrówce).

Aby jednak nie doprowadzić w krótkim czasie do katastrofy, działania takie należy podjąć jak najszybciej. Przy opracowywaniu planów, zwłaszcza obejmujących duże obszary i zlokalizowanych w pobliżu cieków wodnych czy urządzeń melioracyjnych należy wyłączać tereny zagrożone podtopieniami. Można je w przyszłości przeznaczyć pod zbiorniki retencyjne, pozwalające na regulację przepływu wód powierzchniowych. Wiadomo, że urządzeń tych nie zbuduje się od razu. Jeżeli jednak w tej chwili nie zabezpieczymy miejsc na gromadzenie nadmiaru wód opadowych, niedługo możemy obudzić się z ręką w nocniku. W przypadku całkowitego zagospodarowania terenu nie będzie już możliwości na realizację takich przedsięwzięć.

Urządzenia melioracyjne, jeżeli nawet nie są likwidowane, to są zabudowywane w sposób uniemożliwiający ich konserwację. Można wymienić wiele przypadków, gdy działki grodzone są bezpośrednio na skarpie rowu. Nie pozwala to na wjazd sprzętu mechanicznego – pozostaje wówczas ręczna konserwacja rowu. Zwiększa to zarówno koszty, jak i czas konserwacji. Należy również zauważyć, że praca pracowników melioracyjnych jest bardzo ciężka i stosunkowo mało płatna. Z posiadanych informacji wynika, że coraz mniej osób w młodym wieku garnie się do tego zawodu. Może się niedługo okazać, że to właściciele nieruchomości, położonych przy ciekach wodnych, we własnym zakresie będą musieli zajmować się konserwacją, aby zabezpieczyć nieruchomości przed podtopieniami.

Reasumując uważam, że gminy winny podjąć intensywne działania w zakresie regulacji odprowadzania wód powierzchniowych. Postępująca urbanizacja połączona z degradacją urządzeń odprowadzających wody powierzchniowe oraz postawa mieszkańców (zarówno osób sprzedających jak i kupujących nieruchomości) prowadzić będzie do pogarszania się sytuacji w tej dziedzinie. Winą i kosztami zawsze obarczona zostanie gmina – dość powszechny jest zarzut, że to gmina uchwaliła plan zagospodarowania przestrzennego lub wydała warunki zabudowy, więc gmina jest zobowiązana do naprawienia szkód. Niestety, jest w tym wiele racji.
CDN

Obserwatorka I (Pierwsza)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz