niedziela, 16 grudnia 2012

Poznański Obszar Metropolitarny cz. II



Wracam do tematu poruszonego przeze mnie 29 lipca 2012 r. - link W ostatnim czasie został on podjęty przez władze Poznania, artykuł na ten temat ukazał się 12 grudnia w Głosie Wielkopolskim - link Informacja o debacie ukazała się również na forum dopiewskim, pozostała jednak bez echa. Wielu osobom temat ten zapewne wydaje się odległy, jednak od tego, jakie działania zostaną podjęte przez podmioty wchodzące w skład Obszaru Metropolitarnego, zależy przyszłość jego mieszkańców.

Jak już zauważyłam w poprzednim artykule, działania władz miasta Poznania skupiają się głównie na tym, aby jak największe korzyści prestiżowe i ekonomiczne uzyskała siedziba metropolii, czyli Poznań. Widać to również w dyskusji przedstawionej w Głosie Wielkopolskim.
Największym problemem władz Poznania jest odpływ mieszkańców do sąsiednich gmin. Zdaniem dyskutantów, miasto traci w ten sposób znaczną część dochodów. Jest to prawda, ale nie cała. Duża część osób wyprowadzających się do gmin ościennych w dalszym ciągu pozostaje mieszkańcami Poznania, choćby ze względu na meldunek czy deklarację podatkową. Nawet pobieżne badania wskazują, że wiele tysięcy osób mieszkających poza Poznaniem, jest w dalszym ciągu zameldowanych w mieście. Tak więc duża część podatków, zamiast spływać do gmin, zasila miejską kasę. Od roku 2016, po zniesieniu obowiązku meldunkowego, proces ten z pewnością się nasili. Tak więc Poznań, w dalszym ciągu będzie korzystał ze środków, które mu się nie należą.
Tworzenie obszaru metropolitarnego winno nieść korzyści wszystkim jednostkom administracyjnym, wchodzącym w jego skład. Czy tak jest rzeczywiście? Obawiam się, że nie. Przedstawione przeze mnie w artykule z 29 lipca przykłady świadczą o tym dobitnie.
W ostatnim czasie pojawił się kolejny problem, który może świadczyć o nieczystych intencjach ośrodka metropolitarnego, za jaki uważa się miasto Poznań. Sprawa dotyczy cięcia kosztów budżetowych kosztem słabszych partnerów. Coraz bardziej nasilający się kryzys finansów publicznych zmusza samorządy do redukcji wydatków. Jest to zrozumiałe, jednak i w tym przypadku obowiązują jakieś zasady.
Temat, który w ostatnim czasie mnie zbulwersował - sprawa oszczędności w oświacie. Cięcia w tej dziedzinie uważam za jak najbardziej zasadne, (chyba tylko wójt Zofia Dobrowolska w Dopiewie nie zdaje sobie sprawy z zagrożeń związanych z rosnącymi wydatkami) jednak sposób ich wprowadzania przez władze Poznania jest co najmniej dziwny. Otóż władze miasta zamierzają oszczędzać kosztem ościennych samorządów, m.in. gminy Rokietnica.
Jak zapewne wielu Czytelnikom wiadomo, w latach 80-siątych ub. wieku powiększono teren Poznania, kosztem przyległych gmin. Jedną z nich była gmina Rokietnica, której zabrano najcenniejszą część Kiekrza – część jez. Kierskiego wraz z przystanią, kościół, szkołę, ośrodki turystyczne, szpital-sanatorium rehabilitacyjne oraz centrum handlowo-usługowe. W części gminnej Kiekrza funkcjonują obecnie 2 sklepy spożywcze oraz apteka. Na zmianach tych gmina Rokietnica straciła pod każdym względem – finansowo, przyrodniczo, turystycznie. W zamian nie otrzymała prawie nic. Jedyną możliwością było uczęszczanie dzieci i młodzieży do przedszkola, szkoły podstawowej i gimnazjum, zlokalizowanych w poznańskiej części Kiekrza.
Obecnie miasto postanowiło pozbawić mieszkańców Gminy i tego przywileju. Ni mniej ni więcej, od przyszłego roku zamierza albo pozbawić mieszkańców Gminy możliwości wysyłania dzieci do szkoły, albo domaga się jej współfinansowania. Dotyczy to ponad 300 dzieci z terenu Gminy i kwoty ok. 570 tys. zł.
Dla Poznania, który planuje przeznaczyć w 2013 r. 800 mln zł na oświatę, jest to suma symboliczna. Dla Gminy Rokietnica, której cały budżet wynosi ok. 40 mln zł, jest to suma ogromna. Stawianie władz Gminy w takiej sytuacji, tym bardziej, że gmina Rokietnica planuje w przyszłym roku największe w historii wydatki majątkowe - jest co najmniej nieetyczne. Na początku grudnia odbyło się spotkanie wójta gminy Rokietnica z prezydentem Poznania. Nie wiem jakie zapadły ustalenia, obawiam się, że nie są one korzystne dla Gminy.
Wydaje mi się, że władze Poznania trochę opacznie rozumieją sens tworzenia obszaru metropolitarnego. Powstanie takiego obszaru będzie zasadne tylko wówczas, gdy wszystkie podmioty, wchodzące w jego skład, odnosić będą korzyści. Jeżeli jednak korzyści i prestiż należeć się będą jedynie metropolii, to tworzenie obszaru metropolitarnego traci sens. Pobieżna analiza wykazuje, że gminy i miasta, które mają zostać włączone do obszaru metropolitarnego, pod względem powierzchni przewyższają Poznań, natomiast pod względem liczby ludności są porównywalne. Należy do tego dodać, że znaczna część mieszkańców obszaru metropolitarnego pracuje w Poznania, a dochody z tej pracy przejmuje metropolia – podatki od firm zarejestrowanych w Poznaniu.
Nie bez znaczenia jest fakt, że Poznań z jednej strony potrafi wypłacać dziesiątki mln zł odszkodowań za błędne decyzje urzędnicze (ul. Szyperska, ul. Czapla), z drugiej domaga się wspomagania budżetu w kwocie 500 tys. zł od gminy ościennej, dla której suma ta jest bardzo znacząca.
Jak więc widać, na podstawie dotychczasowych obserwacji, gminy wchodzące w skład obszaru metropolitarnego, będą więcej łożyć niż otrzymywać korzyści. Konfrontacja każdej z gmin z osobna z władzami Poznania będzie z góry skazana na niepowodzenie. W tej sytuacji jedynym rozwiązaniem, jest utworzenie jakiejś formy wspólnego przedstawicielstwa, które będzie jednym wspólnym głosem rozmawiało z władzami Poznania. Tylko w ten sposób gminy będą w stanie uzyskać coś dla siebie. Przykład wójta gminy Komorniki potwierdza w tym przypadku regułę. Wydaje mi się, że groźba wyjścia ze stowarzyszenia była jedną z przyczyn ustępstwa Poznania w sprawie budowy wiaduktu na ul. Grunwaldzkiej. Nie można jednak w każdym przypadku stawiać sprawy na ostrzu noża – nie ma to nic wspólnego z partnerstwem.

Obserwatorka I (Pierwsza)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz