sobota, 4 czerwca 2016

Wielkopolskie smaczki (2) – tramwaj do Plewisk



Od kilku miesięcy, konkretnie od kampanii wyborczej w 2015 r., z zainteresowaniem obserwuję działania naszego posła do Sejmu Bartłomieja Wróblewskiego. Początkowo podchodziłam do jego osoby dość sceptycznie, jednak widzę, że jest jednym z najaktywniejszych przedstawicieli parlamentu na naszym terenie. Jednak to, że pozytywnie oceniam jego aktywność, nie oznacza, że do wszystkich pomysłów podchodzę z entuzjazmem.


W dniu 24 maja br. poseł Bartłomiej Wróblewski zorganizował spotkanie, zapraszając również wójtów Komornik i Dopiewa, na którym przedstawił założenia planowanej inwestycji – przedłużenia linii tramwajowej z pętli Junikowo do Plewisk.
Uważam, że projekt z pewnością jest dość nowatorski, ale równocześnie nierealny i niecelowy. Zbyt duże koszty, ingerencja w infrastrukturę, niska efektywność a także ryzyko negatywnego odbioru społecznego - to elementy, które trzeba uwzględnić w pierwszej kolejności.

Myślę, że projektantom, którzy przygotowali koncepcję przedłużenia linii tramwajowej chodziło przede wszystkim o zabłyśnięcie świeżym pomysłem. Zazwyczaj nie uwzględniają oni realiów, które należy wziąć pod uwagę. Postaram się krótko przedstawić moje najważniejsze zastrzeżenia do propozycji.
Po pierwsze, projekt jest spóźniony o kilka lat. Przedłużenie linii do stacji kolejowej należało uwzględnić przed przebudową pętli przy cmentarzu na Junikowie. Nie znalazłam informacji nt. kosztów przebudowy pętli, ale wyniosły one z pewnością kilkanaście milionów złotych. Gdyby teraz zdecydowano o przedłużeniu linii i budowie kolejnej pętli tramwajowej przy stacji kolejowej lub na ulicy Kminkowej w Plewiskach - byłyby to zmarnowane środki. Obawiam się, że władze Poznania na taki krok się nie zdecydują – całkowicie zasadny byłby zarzut niegospodarności.

Kolejna sprawa to istniejąca zabudowa przy ulicy Grunwaldzkiej, na odcinku od pętli tramwajowej do przejazdu kolejowego. Tego odcinka nie da się poszerzyć bez likwidacji części obiektów – obie strony ulicy są szczelnie zabudowane. W tej sytuacji widzę 5 rozwiązań:
1.      Torowisko nie zostanie wyodrębnione jako osobny pas ale będzie stanowiło część jezdni, jak to ma miejsce w centrum Poznania – ul. Dąbrowskiego, Kraszewskiego, 28 Czerwca itp. Nie jest to najlepsze rozwiązanie, ponieważ samochody często blokują przejazd tramwaju. Wzrasta również zagrożenie dla użytkowników.
2.      Poprowadzenie jednego toru do stacji kolejowej i wprowadzenie ruchu wahadłowego dla tramwajów. Wskazane byłoby wówczas stworzenie mijanki w połowie trasy.
3.      Poprowadzenie linii pod ziemią ulicą Grunwaldzką. Ze względu na koszty pomysł ten można od razu odrzucić.
4.      Budowa estakady tramwajowej nad ul. Grunwaldzką. Rozwiązania takie są stosowane w Ameryce, np. w Chicago. Jest ono również mało realne ze względu na koszty oraz opór społeczny.
5.      Budowa napowietrznej kolei linowej lub szynowej. Nie wiem, czy byłaby tańsza od pozostałych rozwiązań. Z pewnością jednak linia taka byłaby całkowicie bezkolizyjna, do tego atrakcyjna dla pasażerów – możliwość podziwiania panoramy z góry. Wiele osób korzystałoby z przejazdu dla przyjemności.
Z informacji przedstawionej przez posła Bartłomieja Wróblewskiego wynika, że będzie to podwójne torowisko, poprowadzone jezdnią ulicy Grunwaldzkiej. Rzekomo budowa nie spowoduje konieczności likwidacji zabudowy ani zwężania chodników – chodnika po wschodniej stronie ulicy już bardziej zwęzić się nie da. Powiem szczerze, że wizja ta nie bardzo mnie przekonuje.
Kolejny problem, to włączenie linii tramwajowej do istniejącego ruchu ulicznego. Rozbudowa komunikacji szynowej ma sens tylko wówczas, gdy linia jest poprowadzona jako osobny, niezależny ciąg komunikacyjny. Najlepszym przykładem jest poznańska Pestka, nie krzyżująca się z żadną drogą i pozwalająca na dotarcie z dzielnic peryferyjnych do centrum miasta w ciągu kilku minut. Jeżeli tramwaj ma być jednym z użytkowników ruchu drogowego, to taka inwestycja nie ma sensu – spowoduje jeszcze większe zakorkowanie ulic.

Następna sprawa to poprowadzenie linii ulicą Kminkową w Plewiskach. Nie wiem czy projektant był w terenie, ale obawiam się, że nie. Ulica Kminkowa to droga osiedlowa, kumulująca wyłącznie ruch lokalny. Po obu stronach stoją wielorodzinne domy w zabudowie deweloperskiej. Mniej więcej połowę szerokości drogi zajmują miejsca parkingowe. Nietrudno się domyślić, jaka będzie reakcja mieszkańców na wieść, że przed ich oknami pojedzie tramwaj. Większość tych osób nie korzysta z komunikacji publicznej – świadczy o tym liczba samochodów na parkingach. Nawet, jeżeli część z nich będzie zainteresowana przedłużeniem linii tramwajowej, to zażądają poprowadzenia jej inną ulicą, najpewniej Grunwaldzką.
Budowa linii na ulicy Kminkowej ograniczyłaby powierzchnie parkingów i miejsc postojowych oraz pasów zieleni, a zwiększyłaby zagrożenie dla uczestników ruchu – konieczne byłoby oddzielenie linii tramwajowej od jezdni płotkami oraz pogorszyłaby warunki życia (hałas). To tak, jakby poprowadzić tramwaj ul. Lawendowa w Skórzewie lub ul. Kasztanową w Dąbrówce.

Następna sprawa, to znacznie większa zawodność komunikacji tramwajowej w porównaniu z autobusami. Awaria jednego pojazdu blokuje całą linię, często na długo. Autobus natomiast zawsze ma możliwość zmiany trasy i ominięcie zablokowanego odcinka drogi. W razie wypadku lub awarii to komunikacja autobusowa zastępuje tramwaje, a nie odwrotnie.
Znacznie korzystniejsza jest rozbudowa sieci autobusowej i dopasowanie jej do komunikacji kolejowej. Zgodnie z obecnymi trendami, związanymi z ochroną klimatu i środowiska, samorządy powinny nastawić się na rozwój komunikacji autobusowej o napędzie elektrycznym, gazowym lub hybrydowym.

No i sprawa zasadnicza, to koszty. Mimo, iż podawane wartości są szacunkowe, to i tak powalają. Z dostępnych informacji wynika, że budowa wiaduktu nad torami w Plewiskach może kosztować od 45 do 80 mln złotych. Natomiast w przypadku linii tramwajowej wstępna wartość to 150 mln złotych. Jest to prawie dwuletni budżet gminy Dopiewo.
Koszty budowy linii tramwajowej są nieadekwatne do korzyści - komunikacja autobusowa bije tramwajową na głowę. Koszt zakupu autobusu jest z pewnością znacznie niższy niż składu tramwajowego, nawet jeżeli założyć krótszą żywotność tego pierwszego. W przypadku komunikacji autobusowej przy mniejszej liczbie pasażerów istnieje możliwość podstawienia mniejszych pojazdów, tańszych w eksploatacji. W przypadku tramwaju jest to zazwyczaj niemożliwe.

Nie bez znaczenia jest również polityka inwestycyjna miasta Poznania. Niektóre zadania, realizowane na EURO 2012, do dziś nie zostały zakończone, jak np. przebudowa Kaponiery. Jeszcze przez wiele lat miasto będzie spłacało kredyty. Ponadto samorządowcy poznańscy w pierwszej kolejności będą podejmować zadania, wynikające z realizacji potrzeb mieszkańców miasta, jak przedłużenie linii tramwajowej do Naramowic, i to bez względu na składane oficjalne deklaracje. Batalia o wiadukt nad torami do Plewisk trwa już 20 lat, a inwestycja ciągle jest w powijakach – nie rozpoczęto nawet etapu projektowania. Dołożenie do tej inwestycji linii tramwajowej jest nierealne i niecelowe, a władze Poznania z pewnością się na nią nie zgodzą.

Plewiska liczą około 6 tys. mieszkańców. Ilu z nich po uruchomieniu linii przesiadłoby się do tramwaju? – przypuszczam, że niewielu. Wokół Poznania jest wiele większych miejscowości, jak Luboń, Swarzędz, Koziegłowy - w przypadku których linia tramwajowa byłaby znacznie efektywniej wykorzystywana.

Do pomysłu przedłużenia linii tramwajowej bardzo entuzjastycznie odniosła się redakcja „Pulsu Gminy” -  link. Szkoda, że redaktorzy nie spróbowali nieco bardziej zgłębić tematu.
Nieco bardziej powściągliwi okazali się wójtowie Komornik i Dopiewa, którym pomysł chyba nie do końca się spodobał. Świadczyć o tym może mizerna informacja w lokalnych mediach. W Dopiewie na oficjalnej stronie nie ma nawet wzmianki o spotkaniu i pomyśle, natomiast na stronie Komornik pojawił się jednozdaniowy komunikat.
Najmniej entuzjazmu wykazali mieszkańcy Plewisk, szczególnie ulicy Kminkowej. Wystarczy zapoznać się z komentarzami opublikowanymi stronie gazety Plewiska.pl - link. Oczywiście są również głosy akceptujące budowę linii tramwajowej, jednak w większości nie są do końca przemyślane. Gdybym była mieszkanką ulicy Kminkowej w Plewiskach, to mimo iż na co dzień korzystam z komunikacji publicznej, z pewnością przyłączyłabym się do przeciwników inwestycji.

Na koniec krótkie podsumowanie, w związku z porównaniem przez pomysłodawców budowy linii tramwajowej do Plewisk, z podmiejską siecią w Łodzi. W moim przekonaniu, porównanie to jest całkowicie nietrafione.
Podmiejskie linie tramwajowe w Łodzi budowano w latach 1901 do 1931. Zupełnie inne były ówczesne uwarunkowania. Motoryzacja była na początkowym etapie rozwoju – prywatnymi samochodami dysponowały tylko osoby najbogatsze. Większość mieszkańców skazana była na komunikację publiczną. Łódź jako wielkie centrum przemysłowe, musiała zapewnić robotnikom dojazd do fabryk – trudno, żeby mieszkańcy Zgierza czy Pabianic chodzili do pracy do Łodzi pieszo. Nie było jeszcze komunikacji autobusowej i jedynym rozwiązaniem były tramwaje.
Przy okazji mała dygresja. Dwie pierwsze linie w Łodzi – do Pabianic (15 km długości) i Zgierza (9,5 km długości) otwarto w styczniu 1901 r., po 16 miesiącach od chwili rozpoczęcia budowy. Mimo, iż pomiędzy tamtym okresem a czasami dzisiejszymi istnieje wręcz przepaść technologiczna, obecnie buduje się znacznie dłużej. Remont 600 m linii tramwajowej, od pętli Ogrody do ulicy Przybyszewskiego, trwa już cały rok.
Podsumowując, muszę stwierdzić, że pomysł budowy linii tramwajowej, mimo iż na pierwszy rzut oka, może wydawać się atrakcyjny, byłby kolejną nieprzemyślaną fanaberią. W Polsce zbyt lekką ręka wydaje się pieniądze, zwłaszcza jeżeli są to środki publiczne, do tego pozyskane z UE. Próbuje się nadrobić zaległości w stosunku do państw Europy Zachodniej, budując setki niekoniecznie potrzebnych obiektów, które potem trzeba utrzymać.

Obserwatorka I (Pierwsza)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz