Ukazał się kolejny, wakacyjny
numer „Przedmieścia”, a w nim kolejny felieton mojego ulubionego autora Piotra
Jelińskiego. Muszę stwierdzić już kolejny raz, że autor jest niepoprawnym
optymistą, próbującym na własną rękę poprawiać świat. Idea szlachetna, tylko
czy możliwa do realizacji?
Tym razem Piotr Jeliński zajął
się tematyką szkolną, a konkretnie patologiami gnębiącymi obecny system
edukacji. Problem jest rzeczywiście coraz bardziej palący. Należy jednak zadać
pytanie, czy to sama szkoła jest w stanie zmienić obecną sytuację?
Otóż obawiam się, że nie. Wręcz
przeciwnie, sytuacja kadry pedagogicznej będzie się pogarszać. Obecnie istnieje swoista moda obwiniania za
wszystko, co złego dzieje się z młodzieżą, szkoły oraz kadry pedagogiczne. Coraz powszechniejsze jest
przekonanie, że szkoła ma nie tylko uczyć, ale i wychowywać. Zadaję więc
pytanie, jaką rolę w wychowaniu młodzieży winni pełnić rodzice? Czy ich rola ma
się ograniczać wyłącznie do spłodzenia potomków a resztą ma się zająć państwo?
Wielu z nich jest przekonanych, że tak właśnie powinno być, zwłaszcza tych
którzy od rana do nocy zajmują się wyłącznie zarabianiem pieniędzy.
Kolejną sprawą, z którą mamy
coraz większy problem, to tak zwane bezstresowe wychowanie. Jestem jak
najbardziej przeciwko wszelkim formom maltretowania czy znęcania się nad
dziećmi. Jest to przestępstwo, które winno być z całą surowością ścigane.
Jeżeli jednak jako przestępstwo traktowane jest podniesienie głosu na dziecko
lub stanowcze przywołanie do porządku, to przepraszam bardzo, ale chyba
zaszliśmy już za daleko. Podobnie jak wśród dorosłych obywateli, prawa
młodocianych przestępców chronione są bardziej, niż ich ofiar. Przykłady można
znaleźć w codziennych informacjach. Kary dla młodocianych, nawet za zbrodnie,
są całkowicie nieadekwatne do popełnionych czynów.
Autor twierdzi, że nauczyciele i
pedagodzy mają wiele narzędzi do wymuszenia od uczniów obywatelskiej postawy.
Niestety, prawa te są wyłącznie na papierze. Nauczyciel, który będzie dochodził
swych praw przed sądem, co najwyżej zostanie potraktowany jako nieudolny i przy
najbliższej okazji zwolniony z pracy. Jeszcze 20 czy 30 lat temu, rodzice
skargi szkoły na swoje dzieci traktowali poważnie i rzadko kiedy podważali
opinię nauczycieli. Obecnie skargi na uczniów są często traktowane przez
rodziców jako bezzasadne – wredny nauczyciel uwziął się na moje dziecko, które
nawet muchy by nie skrzywdziło.
Nie chcę być tu złym prorokiem,
ale z krajów zachodnich, szczególnie Stanów Zjednoczonych, przejmujemy i dobre
i złe zwyczaje. Coraz popularniejsze w szkołach amerykańskich, także
zachodnioeuropejskich, jest rozwiązywanie konfliktów przy pomocy broni palnej.
W Polsce jeszcze takiego incydentu nie było, nie wykluczone jednak, że kiedyś
do tego dojdzie. Oczywiście winnych tej sytuacji na pewno nie znajdziemy.
Wszystkie te elementy powodują,
że czarno widzę przyszłość naszej edukacji. Również poziom wiedzy uczniów
pozostawia wiele do życzenia. Przejawy radości na łamach „Przedmieść”, że
średnia liczba punktów testu szóstoklasistów to raptem połowa możliwych do
uzyskania świadczy o tym, że wymagania wobec młodzieży są coraz mniejsze.
Stawiamy wobec młodego pokolenia coraz mniejsze wymagania wychowawcze i
edukacyjne.
Coraz częściej młodzi ludzie
stają się kolekcjonerami tytułów naukowych, rzadziej jakimikolwiek
specjalistami lub fachowcami. Sprzyjają takiej sytuacji szkoły prywatne i
studia zaoczne. W tej dziedzinie sytuacja jest zupełnie odwrotna niż w krajach
Europy Zachodniej czy Stanów Zjednoczonych.
Mimo wszystko uważam, że idee
autora są jak najbardziej słuszne. Należy jednak jak najszybciej zacząć działać
i to na wszystkich szczeblach. Szczególnie pożądana jest inicjatywa społeczna
osób rozumiejących problem. Osoby podobnie myślące winny tworzyć stowarzyszenia
i różnego rodzaju organizacje, promujące właściwe wychowanie nie tylko
młodzieży, ale przede wszystkim ich rodziców. Pojedynczy głos w tej sprawie to
głos wołającego na puszczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz