Temat ochrony ślimaka poczwarówki jajowatej, którego siedlisko
miało nieszczęście znaleźć się na trasie drogi ekspresowej, staje się coraz bardziej medialny. W
piątek 15 lutego ukazał się obszerny artykuł w Gazecie Wyborczej „Obwodnica,
która się ślimaczy”. Informację na ten temat, w tym samym dniu, podano w
głównym wydaniu wiadomości TVP1. Sprawa została przedstawiona tak
kontrowersyjnie, że zamierzam się do niej odnieść.
Na wstępie muszę wyraźnie
podkreślić, że jestem jak najbardziej za
ochroną środowiska. Przykro mi patrzeć, jak nasze naturalne środowisko
przegrywa z ludzką pazernością. Przykładem niech będzie protest sprzed kilku
lat drwali z Puszczy Białowieskiej, przeciwko powiększeniu parku narodowego –
ograniczenie wycinki miałoby ich rzekomo pozbawić środków do życia. Mieszkańcy
i samorządy rejonu wielkich jezior mazurskich protestują przeciwko utworzeniu
parku narodowego – liczy się przede wszystkim interes ekonomiczny. Są również
zakusy na budowę tras zjazdowych i urządzeń sportowych na terenie Tatrzańskiego
Parku Narodowego – włączył się w to również były prezydent Aleksander
Kwaśniewski. Przykładów takich można by wymienić setki jeśli nie tysiące.
Tak więc, nikt mi nie wmówi, że ochrona środowiska jest priorytetem
władz lokalnych i mieszkańców. Najczęściej stosowanym, całkowicie zużytym i
zdewaluowanym argumentem, jest tworzenie nowych miejsc pracy. Gdy w grę wchodzą
pieniądze, ochrona przyrody przestaje się liczyć.
Skąd więc taka zawzięta obrona
ślimaka, którego niewiele osób miało okazję zobaczyć na własne oczy? Intencje
są w tym przypadku wyjątkowo czytelne.
Jak więc zaznaczono na wstępie,
„obrońcy ślimaka z Napachania” nie składają broni. Włączyli do walki media –
prasę i telewizję. Zarówno artykuł w "Wyborczej”, jak reportaż w telewizji
sprawiają nieodparte wrażenie, że były sponsorowane.
Skupiono się przede wszystkim na
zagrożeniach, jakie dla ślimaka spowoduje budowa obwodnicy. Ograniczono się wyłącznie do przedstawienia
opinii malakologów, tzn. specjalistów zajmujących się mięczakami. Do
mięczaków zaliczone są m.in. ślimaki. Jest to dość specyficzna i niewielka
grupa specjalistów. Przypuszczam, że niewiele osób jest w stanie z nimi
polemizować w dziedzinie ochrony ślimaków. Konkluzja, jaka nasuwa się po
lekturze artykułu w „Wyborczej” jest taka, że działka o powierzchni 3 tys. m2
na trasie drogi ekspresowej, stanowi unikalne stanowisko ekologiczne i należy
go bronić za wszelką cenę.
Jak zapewne niektórym Czytelnikom
wiadomo, Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, w kolejnym akcie
desperacji zmieniła warunki przetargu na przeniesienie populacji ślimaka w inne
miejsce. Zamiast przenoszenia całej wierzchniej warstwy ziemi, ślimaki mają być
zbierane ręcznie. Planuje się zebranie 2 tys. osobników. Ponieważ, jak
obliczają malakolodzy, może ich być na tym terenie do 150 tys., uważają że planowana
liczba zebranych ślimaków jest stanowczo za mała. Tak więc, jeżeli „obrońcy
ślimaków z Napachania” wywalczą, że należy zebrać np. połowę osobników, o całej
inwestycji można zapomnieć. Jedynym rozwiązaniem pozostanie budowa tunelu pod
siedliskiem – most poprzez nadmierne zacienienie mógłby wpłynąć negatywnie na
warunki życia zagrożonego gatunku.
Zastanawia mnie jeszcze jedna
sprawa. Otóż, gdyby siedlisko poczwarówki jajowatej zlokalizowane było na
działkach dzielnych obrońców ślimaka i zamierzaliby przeznaczyć je pod
zabudowę, czy w takiej sytuacji również okazaliby taką troskę o środowisko?
Na koniec należy zauważyć, że
autor artykułu w „Wyborczej”, Lech
Bojarski, ani jednym słowem nie wspomniał na temat konsekwencji społecznych i
gospodarczych, spowodowanych przedłużającą się budową obwodnicy. Podobny
był wydźwięk reportażu w telewizji. Potwierdza to brak obiektywizmu i
tendencyjność podejścia do tematu. Czy ktoś za tym stoi, pozostawiam ocenie
Czytelników?
Świetnie napisany artykuł. Mam nadzieję, że będzie ich więcej.
OdpowiedzUsuń