niedziela, 22 lipca 2012

Gdzie diabeł mówi dobranoc - Żydowo w gminie Rokietnica


Jest taka wieś w okolicach Poznania, gdzie czas się zatrzymał. Wieś ta znajduje się na peryferiach gminy, która graniczy z aglomeracją poznańską – od granic Poznania odległość wynosi niecałe 10 km. Wydawać by się więc mogło, że nawet tu powinny dotrzeć zmiany. Powinny, a jednak nie dotarły.

Miejscowość jak na razie nie jest rozwojowa. W ostatnich latach zbudowano tu raptem 2 lub 3 nowe budynki mieszkalne. Liczba mieszkańców zmniejszyła się o 25 osób, ludność Gminy zwiększyła się w tym czasie o 5,5 tysiąca. Wygląda na to, że na miejscu pozostają jedynie te osoby, które nie mają możliwości ucieczki.

Nie ma się co dziwić – o mieszkańcach, którzy nie zawsze potrafią lub chcą upomnieć się o swoje, zapomniały wszystkie czynniki odpowiedzialne za rozwój Gminy.
Omawiana przeze mnie wieś to dawna siedziba PGR-u. Większość mieszkańców to albo byli pracownicy Gospodarstwa albo ich dzieci i wnuki. Mieszkają w kilku wielorodzinnych blokach, mających już ok. 50 lat. O ile dojazd do miejscowości jest w miarę dobry pod warunkiem, że zarządca drogi wywiąże się ze swoich obowiązków, o tyle otoczenie bloków pozostawia wiele do życzenia. Droga dojazdowa do bloków jest drogą gminną, tak więc to Gmina winna zadbać o odpowiedni standard dojazdu i dojścia do budynków. Na terenie miejscowości działa również wspólnota mieszkaniowa, jednak jej zarząd interesuje się jedynie częścią osiedla.

Jak już wspomniano, mieszkańcy kilku bloków zostali pozostawieni sami sobie. Każdej jesieni, zimy i wczesną wiosną, aby wyjść z domu zmuszeni są brnąć po kostki w błocie. Sytuacja taka trwa już wiele lat i nic nie wskazuje na to, aby miała się zmienić. A do jej poprawy potrzeba tak niewiele. Mieszkańcy nie oczekują asfaltów czy kostki brukowej. Chcą jedynie suchą nogą dotrzeć do sklepu, garażu czy budynku gospodarczego. Wystarczyłoby utwardzenie dojścia i dojazdu materiałem tłuczniowym.
Gmina kilkakrotnie obiecywała poprawę sytuacji, jednak zawsze kończyło się na deklaracjach. Zawsze znalazły się ważniejsze potrzeby – inna grupa mieszkańców bardziej hałaśliwa i agresywniejsza, potrafiła wywalczyć dla siebie kawałek gminnego tortu. A mieszkańcy omawianej miejscowości, jak zwykle pozostawali z niczym.

Apeluję więc do władz gminnych we wszystkich gminach – nie tylko omawianej przeze mnie, aby zauważały potrzeby nie tylko nowych mieszkańców, z definicji mających większą siłę przebicia, ale również tych, którzy całe życie spędzili w tym samym miejscu. Często schorowani i bezradni również oczekują, że samorząd wreszcie się pochyli nad ich potrzebami. Wiadomo, że pieniędzy publicznych zawsze jest za mało. Należy je jednak tak dzielić, aby wszyscy coś z tego mieli. Czasem nawet drobny gest jest ważniejszy, niż wielkie, spektakularne inwestycje.

Obserwatorka I (Pierwsza)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz