poniedziałek, 28 grudnia 2015

Stara szkoła w Więckowicach raz jeszcze – co, od kogo zależy?



Za sprawą dwóch postów, opublikowanych przez Agnieszkę Wilczyńską na stronie „Pulsu Gminy” ponownie rozgorzała dyskusja nt. dalszych losów budynku, a w zasadzie dwóch budynków starej szkoły w Więckowicach. Niestety, komentatorzy, a w zasadzie jeden, bez głębszego zastanowienia, o wszystko co złe, oskarża władze gminy Dopiewo. Owszem, część osób w samorządzie lokalnym dąży do wyburzenia obiektu. Prawdopodobnie, o czym pisałam wielokrotnie, chodzi przede wszystkim o likwidację budynku, jako pomnika nieudolności w zarządzaniu mieniem komunalnym. Jednak nie można podchodzić do tematu tak jednostronnie – nie wszystko zależy od wójta i rady gminy.

Dla wielu właścicieli nieruchomości, posiadanie na swoim terenie stanowiska archeologicznego czy budynku wpisanego do rejestru zabytków, stanowi poważny problem. Dlatego też nawet jestem w stanie zrozumieć, że wiele osób pragnie, aby w planach zagospodarowania czy decyzjach o warunkach zabudowy nie znalazły się zapisy, wymagające przy zagospodarowywaniu terenu, udziału konserwatora zabytków.
Po pierwsze, wiele obiektów stanowi niewielką wartość architektoniczną i historyczną, jak również estetyczną. Ich stan techniczny często powoduje, że koszty remontu mogą okazać się wielokrotnie wyższe niż budowa nowego obiektu. Ponadto warunki techniczne oraz wymogi konserwatorskie nie pozwalają na wykorzystanie budynku zgodnie z oczekiwaniem inwestora. Na terenie gminy Dopiewo wiele tzw. zabytków, to stodoły, stajnie, chlewy, obory, czworaki lub wolnostojące budynki mieszkalne. Bardzo często budowane były byle jak i z byle czego, a ich jedyną wartością jest osiągnięcie, wymaganego przepisami wieku. Moim zdaniem, upieranie się przy zachowaniu zabytku tylko dlatego, że stoi określoną ilość lat, nie jest argumentem wystarczającym.

W przypadku stanowisk archeologicznych dochodzi jeszcze jeden element. W miejscach, gdzie potwierdzono możliwość występowania stanowiska archeologicznego, prace budowlane zostają wstrzymane do czasu przebadania terenu przez archeologów. W niektórych przypadkach teren dla inwestycji jest blokowany przez wiele lat – znam taki przypadek z Konarzewa. Działki zostały wydzielone w okresie boomu budowlanego, jednak właściciele nie mogli ich sprzedać ze względu na konieczność przeprowadzenia prac archeologicznych. Obecnie mogą je sprzedać, niestety już tylko za część poprzedniej wartości.

Wymienione wyżej czynniki powodują, że wielu właścicieli nieruchomości próbuje obejść obowiązujące przepisy. Nie jest jednak tak, jak to się niektórym wydaje, że to wyłącznie od dobrej woli urzędnika gminnego czy nawet wójta zależy - czy uda się je ominąć.
Obowiązujące przepisy, szczególnie ustawa o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, nie pozwala władzom gminy na samodzielne podejmowanie decyzji w kwestii dysponowania zabytkami. Zarówno studium gminy, jak i wszystkie plany zagospodarowania przestrzennego musza być uzgodnione z właściwym konserwatorem zabytków. Jeżeli konserwator zabytków pominie w uzgodnieniu stosowne zapisy, odpowiedzialność spada na niego, a nie na władze gminy.
Tak samo jest w przypadku publikacji planu zagospodarowania przestrzennego przez wojewodę. Jest on zobowiązany przeanalizować nie tylko samą uchwałę, zatwierdzającą plan miejscowy, ale także całą dokumentację prac planistycznych, w tym również uzgodnienia. Jeżeli tego nie dopełni, odpowiedzialność spada na niego. Brak stosownego uzgodnienia z konserwatorem zabytków, skutkować powinien wydaniem przez wojewodę rozstrzygnięcia nadzorczego i odesłania uchwały do ponownego przeprowadzenia procedury w wymaganym zakresie.

Gorzej sprawa wygląda w przypadku decyzji o warunkach zabudowy. Co prawda decyzje te również powinny być uzgodnione z konserwatorem zabytków, ale tylko w zakresie art. 7 ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami oraz w przypadku ujęcia obiektu w gminnej ewidencji zabytków. Gminna ewidencja zabytków może nie istnieć lub być niekompletna. Do tego nie obejmuje stanowisk archeologicznych. Dlatego w przypadku braku planu miejscowego inwestorowi znacznie łatwiej ominąć rygory.

Tak więc, błędne czy szkodliwe decyzje w sprawie ochrony zabytków zależą nie tylko od władz gminy, ale również od organów wyższego szczebla. Wynikać mogą również z nieprecyzyjnych przepisów. Przerzucanie całej odpowiedzialności na samorząd lokalny – przede wszystkim wójta i urzędników gminy – jest nieuprawnione.

Wracając do starej szkoły w Więckowicach, mam również, jak i inni komentatorzy, rozdwojenie jaźni. Z jednej strony Rada Gminy (z Leszkiem Nowaczykiem, Wojciechem Dorną i Sławomirem Kurpiewskim na czele) dąży do rozbiórki obiektu. Z drugiej strony Wójt Gminy wszczął procedurę, wydania decyzji lokalizacji inwestycji celu publicznego w sprawie podjęcia remontu szkoły.
Myślę, że należałoby rozpocząć od rzetelnej ekspertyzy całego obiektu. Nie znam wcześniejszych ekspertyz, ale mam wątpliwości, co do ich rzetelności. Dość powszechne jest zjawisko, że wynik ekspertyzy zgodny jest z oczekiwaniem tego, kto za nią płaci. Przygotowanie ekspertyzy powinno odbywać się pod nadzorem, zarówno przeciwników, jak i zwolenników odbudowy budynku. Nigdzie nie jest powiedziane, że obiekt ma się ostać w całości. Na moje nie fachowe oko w lepszym stanie jest część wyższa, mimo iż jest starsza. Być może najkorzystniejszą decyzją byłaby rozbiórka części parterowej i wyremontowanie części piętrowej.

Podsumowując, dobrze, że temat starej szkoły w Więckowicach jest ciągle żywy. Nie można pozwolić, aby kilka osób, które uważają Gminę za swój prywatny folwark, podejmowały decyzje nie tylko bez porozumienia z mieszkańcami, ale nawet wbrew ich woli. Panu Przewodniczącemu RG pragnę przypomnieć, że czasy Andrzeja Strażyńskiego minęły już dość dawno i coraz trudniej jest podejmować decyzje za zamkniętymi drzwiami.

Obserwatorka I (Pierwsza)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz