Za sprawą dwóch postów,
opublikowanych przez Agnieszkę Wilczyńską na stronie „Pulsu Gminy” ponownie
rozgorzała dyskusja nt. dalszych losów budynku, a w zasadzie dwóch budynków starej szkoły w Więckowicach.
Niestety, komentatorzy, a w zasadzie jeden, bez głębszego zastanowienia, o
wszystko co złe, oskarża władze gminy Dopiewo. Owszem, część osób w samorządzie
lokalnym dąży do wyburzenia obiektu. Prawdopodobnie, o czym pisałam
wielokrotnie, chodzi przede wszystkim o likwidację budynku, jako pomnika
nieudolności w zarządzaniu mieniem komunalnym. Jednak nie można podchodzić do
tematu tak jednostronnie – nie wszystko zależy od wójta i rady gminy.
Dla wielu właścicieli nieruchomości, posiadanie na swoim terenie stanowiska archeologicznego czy budynku wpisanego do rejestru zabytków, stanowi poważny problem. Dlatego też nawet jestem w stanie zrozumieć, że wiele osób pragnie, aby w planach zagospodarowania czy decyzjach o warunkach zabudowy nie znalazły się zapisy, wymagające przy zagospodarowywaniu terenu, udziału konserwatora zabytków.
Po pierwsze, wiele obiektów stanowi niewielką wartość architektoniczną i historyczną,
jak również estetyczną. Ich stan techniczny często powoduje, że koszty
remontu mogą okazać się wielokrotnie wyższe niż budowa nowego obiektu. Ponadto
warunki techniczne oraz wymogi konserwatorskie nie pozwalają na wykorzystanie budynku
zgodnie z oczekiwaniem inwestora. Na
terenie gminy Dopiewo wiele tzw. zabytków, to stodoły, stajnie, chlewy, obory,
czworaki lub wolnostojące budynki mieszkalne. Bardzo często budowane były
byle jak i z byle czego, a ich jedyną wartością jest osiągnięcie, wymaganego
przepisami wieku. Moim zdaniem, upieranie się przy zachowaniu zabytku tylko
dlatego, że stoi określoną ilość lat, nie jest argumentem wystarczającym.
W przypadku stanowisk archeologicznych dochodzi jeszcze jeden element. W
miejscach, gdzie potwierdzono możliwość występowania stanowiska
archeologicznego, prace budowlane zostają wstrzymane do czasu przebadania terenu
przez archeologów. W niektórych przypadkach teren dla inwestycji jest blokowany
przez wiele lat – znam taki przypadek z Konarzewa. Działki zostały wydzielone w
okresie boomu budowlanego, jednak właściciele nie mogli ich sprzedać ze względu
na konieczność przeprowadzenia prac archeologicznych. Obecnie mogą je sprzedać,
niestety już tylko za część poprzedniej wartości.
Wymienione wyżej czynniki
powodują, że wielu właścicieli
nieruchomości próbuje obejść obowiązujące przepisy. Nie jest jednak tak,
jak to się niektórym wydaje, że to wyłącznie od dobrej woli urzędnika gminnego
czy nawet wójta zależy - czy uda się je ominąć.
Obowiązujące przepisy,
szczególnie ustawa o planowaniu i
zagospodarowaniu przestrzennym, nie pozwala władzom gminy na samodzielne
podejmowanie decyzji w kwestii dysponowania zabytkami. Zarówno studium
gminy, jak i wszystkie plany zagospodarowania przestrzennego musza być
uzgodnione z właściwym konserwatorem zabytków. Jeżeli konserwator zabytków
pominie w uzgodnieniu stosowne zapisy, odpowiedzialność spada na niego, a nie na
władze gminy.
Tak samo jest w przypadku publikacji planu zagospodarowania
przestrzennego przez wojewodę. Jest on zobowiązany przeanalizować nie tylko
samą uchwałę, zatwierdzającą plan miejscowy, ale także całą dokumentację prac
planistycznych, w tym również uzgodnienia. Jeżeli tego nie dopełni,
odpowiedzialność spada na niego. Brak stosownego uzgodnienia z konserwatorem
zabytków, skutkować powinien wydaniem przez wojewodę rozstrzygnięcia
nadzorczego i odesłania uchwały do ponownego przeprowadzenia procedury w
wymaganym zakresie.
Gorzej sprawa wygląda w przypadku decyzji o warunkach zabudowy.
Co prawda decyzje te również powinny być uzgodnione z konserwatorem zabytków,
ale tylko w zakresie art. 7 ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami
oraz w przypadku ujęcia obiektu w gminnej ewidencji zabytków. Gminna ewidencja
zabytków może nie istnieć lub być niekompletna. Do tego nie obejmuje stanowisk
archeologicznych. Dlatego w przypadku
braku planu miejscowego inwestorowi znacznie łatwiej ominąć rygory.
Tak więc, błędne czy szkodliwe decyzje w sprawie ochrony zabytków zależą nie
tylko od władz gminy, ale również od organów wyższego szczebla. Wynikać
mogą również z nieprecyzyjnych przepisów. Przerzucanie całej odpowiedzialności
na samorząd lokalny – przede wszystkim wójta i urzędników gminy – jest
nieuprawnione.
Wracając do starej szkoły w Więckowicach, mam również, jak i inni komentatorzy,
rozdwojenie jaźni. Z jednej strony Rada Gminy (z Leszkiem Nowaczykiem,
Wojciechem Dorną i Sławomirem Kurpiewskim na czele) dąży do rozbiórki obiektu.
Z drugiej strony Wójt Gminy wszczął procedurę, wydania decyzji lokalizacji
inwestycji celu publicznego w sprawie podjęcia remontu szkoły.
Myślę, że należałoby rozpocząć od
rzetelnej ekspertyzy całego obiektu. Nie znam wcześniejszych ekspertyz, ale mam
wątpliwości, co do ich rzetelności. Dość powszechne jest zjawisko, że wynik
ekspertyzy zgodny jest z oczekiwaniem tego, kto za nią płaci. Przygotowanie
ekspertyzy powinno odbywać się pod nadzorem, zarówno przeciwników, jak i
zwolenników odbudowy budynku. Nigdzie nie jest powiedziane, że obiekt ma się
ostać w całości. Na moje nie fachowe oko w lepszym stanie jest część wyższa,
mimo iż jest starsza. Być może najkorzystniejszą decyzją byłaby rozbiórka
części parterowej i wyremontowanie części piętrowej.
Podsumowując, dobrze, że temat starej szkoły w
Więckowicach jest ciągle żywy. Nie można pozwolić, aby kilka osób, które
uważają Gminę za swój prywatny folwark, podejmowały decyzje nie tylko bez
porozumienia z mieszkańcami, ale nawet wbrew ich woli. Panu Przewodniczącemu RG
pragnę przypomnieć, że czasy Andrzeja Strażyńskiego minęły już dość dawno i
coraz trudniej jest podejmować decyzje za zamkniętymi drzwiami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz