W najnowszym numerze „Czasu Dopiewa” pojawiła się wypowiedź
jedynego pracownika UG Dopiewo, posiadającego stopień naukowy, doktor Ewy Brzezińskiej. Artykuł
pojawił się na stronie 18 pod dwuznacznym tytułem „Samosiejka” - link . Wbrew pozorom
nie jest on poradnikiem, jak radzić sobie z niepożądanymi roślinami w ogrodzie,
ale stanowi odpowiedź na artykuł Piotra Jelińskiego, zamieszczony w czasopiśmie
„U nas w Dopiewie” – „Rosło sobie kilka drzew” - link.
Artykuł dr Ewy Brzezińskiej składa się z dwóch części. W pierwszej uzasadnia ona
konieczność wydania zgody na wycinkę w oparciu o obowiązujące przepisy. Jest to
zresztą powielenie mojego stanowiska w tej kwestii przedstawionego w artykule z
18 marca 2014 r. - link,
o czym uprzejmie zapomniała wspomnieć.
Wszystko byłoby w porządku, gdyby
dr Ewa Brzezińska skupiła się na tym wątku.
Postanowiła jednak pójść za ciosem i dodatkowo uzasadnić decyzję Wójta Gminy, zezwalającą na wycinkę drzew. Można odnieść wrażenie, że powołanie się na przepisy ustawy o ochronie przyrody - było mało wiarygodne i trzeba było je wzmocnić dodatkową argumentacją.
W powszechnej świadomości tzw.
samosiejki traktowane są często jako chwasty – coś znacznie mniej
wartościowego, niż rośliny sadzone i sztucznie hodowane. Jeżeli jednak
przeciętnemu mieszkańcowi można wybaczyć brak wiedzy, o tyle od osoby z tytułem
doktora nauk rolniczych należy oczekiwać czegoś więcej. Nie mam zamiaru wdawać
się w dyskusję akademicką, ale wiele lat doświadczeń i obserwacji roślin
doprowadziło mnie do zupełnie odmiennych wniosków.
Uważam, że rośliny (dotyczy to nie tylko drzew), które wysiały się i urosły
same, bez ingerencji człowieka, często przedstawiają większą wartość niż
uprawiane sztucznie. Są znacznie odporniejsze na choroby i szkodniki, mają
również mniejsze wymagania glebowe, wodne czy naświetlenia. Z gatunków
rosnących w moim ogrodzie, a są to zarówno samosiejki, jak i gatunki obce,
wszystkie drzewa, które wyrosły samodzielnie, są w doskonałej kondycji.
Natomiast część roślin zakupionych, pochodzących z innych stref świata, nawet o
podobnym klimacie - zmarniało. Jak więc się przekonałam, bez odpowiedniej
pielęgnacji, wiele gatunków sztucznie hodowanych, ma małe szanse na przeżycie.
Autorka artykułu twierdzi, że
usunięte drzewa miały małą wartość przyrodniczą. Z tym również nie mogę się
zgodzić. Tam, gdzie nie ma ingerencji człowieka, zazwyczaj występuje znacznie
większa bioróżnorodność. Rośliny często
żyją ze sobą, jak również z wieloma gatunkami zwierząt, w symbiozie. Nikt
mi nie powie, że jednorodne lasy sosnowe, sadzone sztucznie, przedstawiają
większą wartość przyrodniczą, niż np. dziewiczy las Puszczy Białowieskiej.
Niewystarczającym argumentem jest
również uzasadnienie, że drzewa rosły w sposób nieuporządkowany oraz miały
charakter wielopniowy. Właśnie pewne nieuporządkowanie – natura jest w moim
przekonaniu najdoskonalszym architektem – daje większe walory przyrodnicze, niż
sadzenie pod sznurek. Przeszkodą nie jest również wielopniowość – rośliny hodowane również wymagają
okresowych cięć. Takie same zabiegi pielęgnacyjne można wykonywać w
przypadku „samosiewów”.
Obecne działania UG Dopiewo, również zaprzeczają rzekomo „logicznemu uzasadnieniu sadzenia – jak
chciałby to zrobić autor nierzetelnej dziennikarskiej opinii - na terenie
zabytkowego parku brzozy brodawkowatej - gatunku pionierskiego, czy dębu
czerwonego, gatunku obcego, ekspansywnego i wypierającego rodzime gatunki drzew”.
W specyfikacji ogłoszonego przetargu na pielęgnację zieleni na terenie Gminy,
umieszczono zestawienie roślin, posadzonych w ostatnich latach - link.
Okazuje się, że w zabytkowej alei Zborowo-Fiałkowo, zamiast rodzimych gatunków
(dominowały lipy), ubytki uzupełniono ekspansywnym gatunkiem dębu czerwonego w
ilości 47 sztuk. Posadzono ponad 120 sztuk jarzębu szwedzkiego, który
na naszym terenie również jest gatunkiem obcym. Z listy nasadzeń,
przewidzianych do pielęgnacji, nawet laik zorientuje się, że wiele gatunków, to rośliny obce. Mam w
związku z tym pytanie, czy prowadzone nasadzenia były uzgadniane z
„ekspertami”? Czy uwzględniano warunki, niezbędne do prawidłowego rozwoju
roślin?
Obawiam się, że chyba nie do końca. Nietrudno zauważyć, że wiele drzew krótko po posadzeniu zamiera. I nie są to bynajmniej sporadyczne przypadki. Takim skrajnym przykładem wolnej amerykanki mogą być nasadzenia przy stawie w Dopiewcu na ul. Wodnej – pasują one jak „pięść do nosa”. Mam duże wątpliwości, czy w Gminie rzeczywiście prowadzona jest „przemyślana polityka nasadzeń”? Częściej decyduje przypadek lub fantazja osób odpowiedzialnych za nasadzenia.
Obawiam się, że chyba nie do końca. Nietrudno zauważyć, że wiele drzew krótko po posadzeniu zamiera. I nie są to bynajmniej sporadyczne przypadki. Takim skrajnym przykładem wolnej amerykanki mogą być nasadzenia przy stawie w Dopiewcu na ul. Wodnej – pasują one jak „pięść do nosa”. Mam duże wątpliwości, czy w Gminie rzeczywiście prowadzona jest „przemyślana polityka nasadzeń”? Częściej decyduje przypadek lub fantazja osób odpowiedzialnych za nasadzenia.
Podsumowując uważam, że od osoby z wieloletnim
doświadczeniem i stosownym stopniem naukowym należy oczekiwać większej wiedzy i
kompetencji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz