sobota, 26 kwietnia 2014

"Czas Dopiewa" - kwiecień 2014 (3) – ochrona środowiska w wydaniu lokalnym



W najnowszym numerze „Czasu Dopiewa” pojawiła się wypowiedź jedynego pracownika UG Dopiewo, posiadającego stopień naukowy, doktor Ewy Brzezińskiej. Artykuł pojawił się na stronie 18 pod dwuznacznym tytułem „Samosiejka” - link . Wbrew pozorom nie jest on poradnikiem, jak radzić sobie z niepożądanymi roślinami w ogrodzie, ale stanowi odpowiedź na artykuł Piotra Jelińskiego, zamieszczony w czasopiśmie „U nas w Dopiewie” – „Rosło sobie kilka drzew” - link. Artykuł dr Ewy Brzezińskiej składa się z dwóch części. W pierwszej uzasadnia ona konieczność wydania zgody na wycinkę w oparciu o obowiązujące przepisy. Jest to zresztą powielenie mojego stanowiska w tej kwestii przedstawionego w artykule z 18 marca 2014 r. - link, o czym uprzejmie zapomniała wspomnieć.
Wszystko byłoby w porządku, gdyby dr Ewa Brzezińska skupiła się na tym wątku.

Postanowiła jednak pójść za ciosem i dodatkowo uzasadnić decyzję Wójta Gminy, zezwalającą na wycinkę drzew. Można odnieść wrażenie, że powołanie się na przepisy ustawy o ochronie przyrody - było mało wiarygodne i trzeba było je wzmocnić dodatkową argumentacją.
W powszechnej świadomości tzw. samosiejki traktowane są często jako chwasty – coś znacznie mniej wartościowego, niż rośliny sadzone i sztucznie hodowane. Jeżeli jednak przeciętnemu mieszkańcowi można wybaczyć brak wiedzy, o tyle od osoby z tytułem doktora nauk rolniczych należy oczekiwać czegoś więcej. Nie mam zamiaru wdawać się w dyskusję akademicką, ale wiele lat doświadczeń i obserwacji roślin doprowadziło mnie do zupełnie odmiennych wniosków.

Uważam, że rośliny (dotyczy to nie tylko drzew), które wysiały się i urosły same, bez ingerencji człowieka, często przedstawiają większą wartość niż uprawiane sztucznie. Są znacznie odporniejsze na choroby i szkodniki, mają również mniejsze wymagania glebowe, wodne czy naświetlenia. Z gatunków rosnących w moim ogrodzie, a są to zarówno samosiejki, jak i gatunki obce, wszystkie drzewa, które wyrosły samodzielnie, są w doskonałej kondycji. Natomiast część roślin zakupionych, pochodzących z innych stref świata, nawet o podobnym klimacie - zmarniało. Jak więc się przekonałam, bez odpowiedniej pielęgnacji, wiele gatunków sztucznie hodowanych, ma małe szanse na przeżycie.

Autorka artykułu twierdzi, że usunięte drzewa miały małą wartość przyrodniczą. Z tym również nie mogę się zgodzić. Tam, gdzie nie ma ingerencji człowieka, zazwyczaj występuje znacznie większa bioróżnorodność. Rośliny często żyją ze sobą, jak również z wieloma gatunkami zwierząt, w symbiozie. Nikt mi nie powie, że jednorodne lasy sosnowe, sadzone sztucznie, przedstawiają większą wartość przyrodniczą, niż np. dziewiczy las Puszczy Białowieskiej.
Niewystarczającym argumentem jest również uzasadnienie, że drzewa rosły w sposób nieuporządkowany oraz miały charakter wielopniowy. Właśnie pewne nieuporządkowanie – natura jest w moim przekonaniu najdoskonalszym architektem – daje większe walory przyrodnicze, niż sadzenie pod sznurek. Przeszkodą nie jest również wielopniowość – rośliny hodowane również wymagają okresowych cięć. Takie same zabiegi pielęgnacyjne można wykonywać w przypadku „samosiewów”.

Obecne działania UG Dopiewo, również zaprzeczają rzekomo „logicznemu uzasadnieniu sadzenia – jak chciałby to zrobić autor nierzetelnej dziennikarskiej opinii - na terenie zabytkowego parku brzozy brodawkowatej - gatunku pionierskiego, czy dębu czerwonego, gatunku obcego, ekspansywnego i wypierającego rodzime gatunki drzew”. W specyfikacji ogłoszonego przetargu na pielęgnację zieleni na terenie Gminy, umieszczono zestawienie roślin, posadzonych w ostatnich latach - link. Okazuje się, że w zabytkowej alei Zborowo-Fiałkowo, zamiast rodzimych gatunków (dominowały lipy), ubytki uzupełniono ekspansywnym gatunkiem dębu czerwonego w ilości 47 sztuk. Posadzono ponad 120 sztuk jarzębu szwedzkiego, który na naszym terenie również jest gatunkiem obcym. Z listy nasadzeń, przewidzianych do pielęgnacji, nawet laik zorientuje się, że wiele gatunków, to rośliny obce. Mam w związku z tym pytanie, czy prowadzone nasadzenia były uzgadniane z „ekspertami”? Czy uwzględniano warunki, niezbędne do prawidłowego rozwoju roślin?

Obawiam się, że chyba nie do końca. Nietrudno zauważyć, że wiele drzew krótko po posadzeniu zamiera. I nie są to bynajmniej sporadyczne przypadki. Takim skrajnym przykładem wolnej amerykanki mogą być nasadzenia przy stawie w Dopiewcu na ul. Wodnej – pasują one jak „pięść do nosa”. Mam duże wątpliwości, czy w Gminie rzeczywiście prowadzona jest „przemyślana polityka nasadzeń”? Częściej decyduje przypadek lub fantazja osób odpowiedzialnych za nasadzenia.
Podsumowując uważam, że od osoby z wieloletnim doświadczeniem i stosownym stopniem naukowym należy oczekiwać większej wiedzy i kompetencji.

Obserwatorka I (Pierwsza)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz