Kontynuuję temat polityki kadrowej, prowadzonej przez nowego
wójta Adriana Napierałę. Jak już wspomniałam w poprzednim felietonie,
działania w tym zakresie, nie do końca są dla mnie jasne link
. Jeszcze bardziej obraz został zaciemniony wywiadem udzielonym przez Wójta w
czasopiśmie „Szansa dla Gminy”. Na początek jednak sprawa wyprowadzenia
publicznych pieniędzy z budżetu Gminy. Jest to sprawa, która od kilku dni
bulwersuję opinię publiczną.
Na temat podejrzenia defraudacji
publicznych środków, piszą wszystkie media lokalne, a także wiele ponad
lokalnych. Wypowiadają się również mieszkańcy. Ile głosów, tyle opinii, a w
większości są to domysły. Wypowiedź wójta Adriana Napierały potwierdza, że wyłudzenie
rzeczywiście miało miejsce, jednak nie rozwiewa wątpliwości.
Część komentatorów wręcz
przeciwna jest poruszaniu tego tematu – czyżby mieli coś wspólnego ze sprawą?
Oczywiście przeciętny mieszkaniec, na podstawie dostępnych strzępów informacji,
nie powinien wyciągać ostatecznych wniosków oraz ferować wyroków. Ma jednak prawo do wyrażania swojej opinii
i przedstawiania wątpliwości, których jak na razie jest więcej niż faktów.
Odmawianie obywatelom prawa do wypowiedzi może być potraktowane jako próba powrotu
do czasów cenzury. Idąc tym tropem, w sprawach służby zdrowia będą mieli prawo
wypowiadać się tylko lekarze (pielęgniarki i służby pomocnicze mogą się okazać
niekompetentne), w sprawach przepisów ruchu drogowego prawo przedstawiać swoje opinie będą mieć
wyłącznie policjanci drogówki (np. pion kryminalny policji należałoby już w tej
sytuacji wyłączyć). A obywatel nie będzie mógł się wypowiedzieć nawet na temat
pogody – bo to będzie wyłącznie w kompetencjach meteorologów i synoptyków.
Nie dajmy się więc zwariować. Każdy ma prawo zabrać głos w tak istotnej
sprawie, jak kradzież publicznych pieniędzy, powinien jedynie zachować umiar w
swoich opiniach.
A wątpliwości na chwilę obecną
jest dużo. Po pierwsze nie wiadomo, jakie środki zostały wyprowadzone na
prywatne konto? Informacje w tym temacie są sprzeczne. Profesjonalne media jak
zwykle zaciemniły obraz – zawodowi dziennikarze zainteresowani są jedynie
pozyskiwaniem kolejnych newsów, a nie dążeniem do prawdy. Niektóre źródła mówią
o wyprowadzeniu środków z kasy zapomogowo-pożyczkowej. Wydaje mi się to mało
prawdopodobne. W kasie zapomogowo-pożyczkowej zgromadzone są środki wyłącznie z
wpłat pracowników. Musiałby to być naprawdę duży zakład, aby zgromadzić na
koncie taką sumę, a tym bardziej wyprowadzić z niego ok. 1 mln złotych. Poza
tym, środkami kasy zapomogowo-pożyczkowej dysponuje zazwyczaj referat finansów
UG, a nie księgowa jednego z referatów.
Uważam, że pozostaje opcja związana z wyprowadzeniem pieniędzy z kont
przeznaczonych dla jednostek oświatowych – przedszkoli i szkół. W tym
przypadku wydaje się mało prawdopodobne, że osoba podejrzana o popełnienie
przestępstwa, działała sama. Tym bardziej, że proceder trwał prawie 4 lata.
Dotacje, przeznaczone dla
jednostek oświatowych mogą być naliczane w referacie oświaty, ale z pewnością
są zatwierdzane przez komórki nadrzędne – główną księgową lub skarbnika gminy.
Również z pewnością o wysokości dotacji informowani są dyrektorzy i kierownicy
placówek oświatowych. Gdyby wpływające do jednostek kwoty były niższe, z
pewnością zostałoby to szybko zauważone. Ponadto placówki oświatowe muszą się
co roku rozliczyć z otrzymanych środków. Tak więc, defraudacja powinna zostać
zauważona już w 2011, a najpóźniej w 2012 r. Całkowicie zgadzam się z „foxem”,
że przelewanie części środków
publicznych na własne konto jest jedną z najprymitywniejszych metod kradzieży.
Tam, gdzie wszystko jest fakturowane i księgowane, nie można ukryć kradzieży, no chyba, że bierze w tym udział większa
grupa osób.
Jeżeli taka sytuacja miała
miejsce od 2011 r, dlaczego przez 4 lata nikt nie zauważył debetu? Może księgowa, podejrzana o defraudację,
była tylko wykonawcą? Nie podejrzewam tu absolutnie byłej wójt Zofii
Dobrowolskiej. Przypuszczam, że nie była świadoma istnienia tego procederu. Ponosi
jednak moralną odpowiedzialność, jako kierownik jednostki, że dopuściła do
takiej sytuacji. Potwierdzają się tym samym moje wcześniejsze przypuszczenia,
że główną winą byłej Wójt było dobranie sobie nieodpowiednich współpracowników.
Mam cichą nadzieję, że wymiar
sprawiedliwości odpowie na te pytania – jednak jak mówią, nadzieja jest matką
głupich.
Część internautów chwali wójta Adriana Napierałę za szybką
reakcję. Prawdę mówiąc, nie miał on innego wyboru. Gdyby próbował
zatuszować sprawę, mógłby sam znaleźć się w kręgu podejrzanych.
Z pewnością ostatnie wydarzenia
wpłyną na ocenę pozostałych urzędników UG Dopiewo. W wielu wypadkach będzie to
z pewnością ocena krzywdząca. Na negatywną ocenę wpłynie też zapewne wywiad wójta Adriana Napierały,
udzielony w czasopiśmie „Szansa dla Gminy”. Mam tu na myśli część wywiadu,
dotyczącą tzw. „czystki w urzędzie”.
Przerost administracji w Urzędzie Gminy Dopiewo jest sprawą
bezdyskusyjną. Prowadzony bez rozeznania rzeczywistych potrzeb, nabór
pracowników do UG oraz jednostek podległych, w okresie rządów byłej wójt Zofii
Dobrowolskiej - jest w zasadzie sprawą oczywistą. Zakres obowiązków na wielu
stanowiskach jest tak mały, że pracownicy nie zawsze wiedzieli, co robić z
nadmiarem wolnego czasu. Robienie zakupów czy przebywanie w domu w godzinach
pracy było zjawiskiem nagminnym. Była to rzeczywiście sytuacja patologiczna,
którą należało jak najszybciej zakończyć.
Jednak moim zdaniem, wójt Adrian Napierała zajął się tym tematem
od niewłaściwej strony. Jako prezes ZUK Dopiewo, pełniący te funkcję przez
prawie 10 lat, miał praktycznie codzienny kontakt z pracownikami Urzędu i to z
większości referatów – finansowego, planowania przestrzennego i ochrony
środowiska, inwestycji. Dziesięć lat, to
chyba wystarczający okres, aby poznać, jak poszczególne osoby podchodzą do
swoich obowiązków.
Tak więc, posiadając odpowiednią wiedzę i przygotowując się prawie 1 rok do
wyborów, z pewnością wiedział, kogo chce pozostawić na stanowisku a kogo
zwolnić? Mimo to, daje sobie czas przez kolejny rok na uporządkowanie spraw
kadrowych. Jest to w mojej ocenie, wysoce niemoralne i nieetyczne, pozostawiać
w niepewności co do przyszłości zawodowej tak dużą liczbę osób. Nietrudno się
domyślić, że nie opublikowano listy osób przeznaczonych do „odstrzału”.
Jest to moim zdaniem, przedmiotowe podejście do pracowników i
można to potraktować jako mobbing. Jeżeli Wójtowi wydaje się, że dzięki
takiemu zastraszeniu uda się zmobilizować pracowników do wydajnej i efektywnej
pracy, to jest w błędzie. Rywalizacja i
obawa utraty pracy, wyzwolą najgorsze instynkty. Służalczość (czyli
lojalność w ocenie Adriana Napierały), donosicielstwo, przerzucanie
odpowiedzialności za błędy na innych, bezpodstawne oczernianie potencjalnych
rywali – te elementy będą dominować w pracy Urzędu w 2015 r. A na stanowiskach
pozostaną nie te osoby, które są najwartościowsze, ale te, które będą mieć
najtwardsze łokcie i najbardziej wpływowe znajomości.
Wójt Adrian Napierała nie jest
osobą z zewnątrz - doskonale zna lokalne układy. Jeżeli zamierza pozyskać
najwartościowszych współpracowników, to tzw. czystkę powinien przeprowadzić jak
najszybciej. A jeżeli, jak deklaruje, najbardziej zależy mu na mieszkańcach, to
stworzenie odpowiedniego zespołu współpracowników, jest moim zdaniem, najważniejsze.
I to współpracowników działających, jako
samodzielnie myślące podmioty a nie wykonujących posłusznie polecenia,
narzucone z góry. Na bazie strachu nie stworzy się warunków do
kreatywności. A przekonanie o własnej nieomylności jest pierwszym krokiem do
klęski.
Podsumowując, wydaje mi się, że
kolejne wywiady powinny być bardziej przemyślane – no chyba, że wójt Adrian
Napierała chce w nich pokazać swoją prawdziwą twarz.
Widzę wysyłanie sprzecznych sygnałów.
OdpowiedzUsuńNiespójna jest krytyczna ocena poprzednich rządów , przy i jednoczesnym zatrzymaniu Sekretarza i Zastępcy Wójta , po objęciu władzy.
Jest to właściwe tylko wtedy kiedy nowy Wójt wysoko oceniał ich pracę. UG to nie agencja pracy tymczasowej. Mało wiarygodna jest taka ocena,że Dobrowolska była be a Zwoliński i Zimny byli cacy.
Nie jestem tego do końca pewien, ale wydaje się dotacja w niewłasciwej wysokości dla placówki w Dąbrowie, mogła byc symptomem niewłaściwego
nadzoru nad oświatą. Coś mi się wydaje, że fakt wypłynięcia defraudacji dopiero po odejściu Zwolińskiego nie był dziełem przypadku.
Kontrola powinna objąc także placówki oświatowe i organizacje pozarządowe. Zdaje się, że audyt wewnętrzny zlecany zewnętrznej firmie nie zdał egzaminu. Widziałem dziś ogłoszenie o zatrudnieniu audytora na pół etatu, ale to chyba trochę mało do uprzątnięcia stajni Augiasza.