poniedziałek, 5 czerwca 2017

Dopiewskie smaczki (60) – Bieg o Koronę Księżnej Dąbrówki, katastrofa w komunikacji publicznej, planowanie przestrzenne w zapaści



Dziś kilka krótszych tematów, chociaż niekoniecznie lżejszych.
W dniu 28 maja br. miał miejsce już VII Bieg o Koronę Księżnej Dąbrówki. Impreza jak najbardziej słuszna, propagująca zdrowy styl życia, chociaż nie we wszystkich przypadkach. Niektórzy z uczestników sprawiali wrażenie, jakby przeliczyli się z możliwościami.
Ponieważ była to już siódma edycja, czyli krótko mówiąc - impreza zaczyna się wpisywać w kalendarz lokalnych wydarzeń jako tradycyjna, dlatego można pokusić się o szerszą opinię. Wydaje się, że nie tylko niektórzy biegacze przeliczyli się z możliwościami, ale dotyczy to również organizatorów.


Jak co roku linia startu i mety zlokalizowana była na leśnym dukcie przy skrzyżowaniu z ul. Parkową w Dąbrówce, a w zasadzie jej przedłużeniem w lesie. Pierwsze wrażenie, jakie się pojawia, to totalny chaos wynikający z braku miejsca. Dukt, na którym znajduje się linia startu i mety, ma zaledwie kilka metrów szerokości. W tej sytuacji nie ma odpowiednich warunków dla biegaczy, widzów ani dla stworzenia odpowiedniego zaplecza biegu.
Organizatorzy chwalą się, że w imprezie wzięło udział ponad 1000 osób. Zgromadzenie w tym miejscu kilkudziesięciu osób już powoduje tłok, a co dopiero taka liczba. Nie dziwi mnie, że bieg obserwowany jest przez niewielką grupę widzów – po prostu brak miejsca, żeby swobodnie przyglądać się sportowym zmaganiom.

Zaplecze biegu to kilka namiotów wciśniętych pomiędzy drzewa. Uczestnicy biegu nie mają warunków na przebranie się, odpoczynek po biegu, spożycie posiłku czy nawet ugaszenie pragnienia. A o ewentualnych atrakcjach dla widzów można zapomnieć.
Bieg komentowany był przez spikera. Najczęstszym komunikatem, który się pojawiał, była prośba o nie blokowanie mety przez widzów. W takiej sytuacji trudno mówić o jakimkolwiek, choćby minimalnym komforcie, dla uczestników biegu.
W moim przekonaniu, impreza, która staje się tradycją, powinna mieć nieco inną oprawę. Pisałam o tym w roku ubiegłym - link, i w pełni potwierdzam to obecnie. Organizatorzy powinni pomyśleć o stworzeniu stałego miejsca, w którym będzie można zorganizować zawody w sposób profesjonalny i co może mniej istotne, ale też ważne, wyrównać szanse uczestników. Obecnie, gdy ostatni zawodnik przekracza linię startu, pierwszy jest już zapewne kilkaset metrów dalej. Trudno zatem mówić o jakiejkolwiek sportowej rywalizacji.
Taką prowizorkę, jaka miała miejsce tydzień temu, można zrozumieć przy pierwszej lub drugiej edycji biegu. Po siedmiu latach należałoby spodziewać się czegoś więcej.

Na imprezie pojawiło się kilku przedstawicieli samorządu Gminy, którzy ograniczyli się głównie do wręczania medali. Wśród nich zauważyć można było sołtys Dąbrówki Barbarę Plewińską, która wykazywała się największą aktywnością przy nagradzaniu zawodników oraz radnego Gołusek i Palędzia Jana Bąka. Szkoda, że obojga zabrakło na rozprawie administracyjnej w sprawie budowy asfaltowni w Dąbrówce, która miała miejsce kilkanaście dni wcześniej. Jak widać, niektórzy samorządowcy wolą omijać trudne tematy – w czasie imprezy sportowej nikt nie będzie zadawał niewygodnych pytań.

Drugi temat dotyczy nieśmiertelnego problemu komunikacji publicznej. Poprawą funkcjonowania komunikacji zajmują się w Urzędzie Gminy Dopiewo tradycyjnie sekretarze gminni. Trzeba przyznać, że każdy następny sekretarz Gminy to większa katastrofa. Ostatnich dwóch: Tomasz Zwoliński i Maciej Kaczmarek, to „spadochroniarze” z innych gmin (którzy po wyborach samorządowych wypadli z gry) – niestety jak się okazuje, kompletnie nie czuli i nie czują potrzeb lokalnych.
O ile Tomasz Zwoliński przez 4 lata nie zdążył nic namieszać (tak „intensywnie” pracował, że nie wystarczyły mu 4 lata na dokonanie zmian), to obecnie zajmujący się tym tematem Maciej Kaczmarek wprowadził niedawno kolejną zmianę rozkładu jazdy. Niestety, o ile komunikacja między Dąbrówką i Skórzewem a Poznaniem dość wyraźnie się poprawiła, to w przypadku wielu innych miejscowości, sytuacja uległa znacznemu pogorszeniu.

Wystarczy przeanalizować połączenia Dopiewa, bądź co bądź siedziby Gminy liczącej ponad 3 tysiące mieszkańców, z Poznaniem. W okolicy godzin 6:30 i 7:00 rano mamy do dyspozycji 3 kursy:
- autobus 729 przez Zakrzewo do Ogrodów
- bus 720 krótką trasą do Ogrodów
- bus 799 do Dąbrówki
Odjeżdżają one z Dopiewa w odstępach 5 minut. Linia 799 w założeniu miała służyć osobom przesiadającym się w Dąbrówce na autobus nr 727, jadący w kierunku Junikowa. W praktyce kurs ten jest zupełnie zbędny – korzysta z niego 1 lub 2 osoby (a często nikt). Wystarczyłoby, aby autobus 729 odjeżdżał z Dopiewa 5 minut wcześniej i umożliwiał spokojną przesiadkę w Dąbrówce na linię 727.
Natomiast, jeżeli ktoś spóźni się na jeden z w/w kursów, następny ma dopiero o 7:50, czyli po 40 minutach. W Dopiewie w razie czego można skorzystać z pociągu ale mieszkańcy Dopiewca żadnego wyboru już nie mają.
Jeszcze gorzej sytuacja wygląda ok. godz. 6:30. Autobus linii 729 odjeżdża z Dopiewa 5 minut przed busem nr 799. Tak więc, kurs tego drugiego jest prawie nikomu niepotrzebny.

Autobusy linii podmiejskich w założeniu miały być zsynchronizowane. Część kursów rzeczywiście została dopasowana ale nie wszystkie. Wyjeżdżając z Dopiewa o godz. 7:50 trzeba czekać ponad pół godziny w Dąbrówce na przesiadkę na linię 727 lub objeżdżać całą Gminę linią 729, żeby przesiąść się na autobus nr 77.
Autobusowe połączenia przedpołudniowe Dopiewa z Poznaniem to jedna wielka katastrofa. Między godz. 7:50 i 12:15, czyli przez 4,5 godziny są tylko 2 kursy linii 729 do Poznania. W drugą stronę jest jeszcze gorzej. Między godz. 8:17 i 12:12, zatem w ciągu prawie 4 godzin, mamy tylko 1 (jeden) kurs z Poznania do Dopiewa. Czy w ten sposób władze gminy Dopiewo zamierzają zachęcać mieszkańców do korzystania z komunikacji publicznej? Nie ma się co dziwić coraz większym korkom na lokalnych drogach, ponieważ z komunikacji autobusowej korzystają prawie wyłącznie osoby, które nie mają innej możliwości. Należy przypomnieć, że posiadacze PEKI muszą ponosić dodatkowe koszty, korzystając z linii 720 (która jest bardzo potrzebna), aby na przystanku nie spędzać mnóstwa czasu.
Dla porównania, autobus linii 716, łączący Poznań z Komornikami i Głuchowem, w godzinach przedpołudniowych kursuje co 20 lub 30 minut.

Jeszcze gorzej jest w soboty, niedziele i święta. Autobusy linii 729 kursują co 2 godziny a trzeba pamiętać, że również w te dni wiele osób dojeżdża do pracy w Poznaniu. Od lat postulowane jest wprowadzenie w te dni dodatkowych kursów busami (ponoć koszty byłyby symboliczne), jednak jak widać przekracza to możliwości percepcyjne urzędników. Lepiej kurczowo utrzymywać linie, z których i tak prawie nikt nie korzysta, niż wprowadzić modyfikacje, które ułatwiłyby życie wielu osobom.
Nie będę opisywać wszystkich kuriozalnych przypadków, żeby nie zamęczyć Czytelników. W każdym razie większość niedoróbek, wymienionych przeze mnie 28 sierpnia 2016 r. - link, nadal jest aktualna.
Myślę, że w tej sytuacji sekretarz Gminy Maciej Kaczmarek powinien zaprzestać dalszego majstrowania przy rozkładach jazdy, ponieważ może być już tylko gorzej. Według Wikipedii – synchronizacja – jest to nic innego jak: współpraca/koordynacja w czasie, co najmniej dwóch zjawisk/procesów. Uważam, że pełnej współpracy nie ma na poziomie trzech linii: 799, 729 i 727, a nawet dwóch linii: 727 i 729.  
Jak więc widać, efekty pracy sekretarza Macieja Kaczmarka w tak prostym temacie są mizerne, w przeciwieństwie do jego dochodów. Z oświadczenia majątkowego wynika, że w 2016 r. uzyskał z tytułu pracy w Urzędzie Gminy Dopiewo 130 tys. złotych.

Na koniec krótko na temat pracy naszych gminnych specjalistów ds. planowania przestrzennego. Na każdej komisji i sesji Rady Gminy Dopiewo, kierownik referatu planowania przestrzennego Remigiusz Hemmerling solennie zapewnia, że kolejne podejmowane uchwały, dotyczące planów zagospodarowania, mają na celu uporządkowanie zapisów lub uporządkowanie terenu. Jednak efekt jest często odwrotny, ponieważ ani teren nie zostaje uporządkowany, natomiast zapisy są często kwestionowane przez Wojewodę, mimo niezbyt szczegółowej kontroli.
W ostatnim czasie Wojewoda wydał kolejne rozstrzygnięcie nadzorcze, dotyczące planu obejmującego teren dawnego stawku w Dąbrówce - link. Powód był dość prozaiczny – plan powołuje się na nieaktualne Studium Gminy z 2013 r., pomimo iż w międzyczasie uchwalono kolejną zmianę w 2016 r. Przy okazji można przypomnieć, że nowa wersja Studium Gminy na oficjalnej stronie Urzędu ukazała się 8 miesięcy po jego uchwaleniu.
O czym to świadczy? Moim zdaniem, wskazuje to na panujący w referacie planowania przestrzennego bałagan w dokumentacji. Urzędnicy prawdopodobnie nie panują nad dokumentami, co w konsekwencji prowadzi do takich szkolnych błędów.

Należy nadmienić, że przygotowaniem planów zagospodarowania zajmuje się osoba, która w 2015 r. powołana została do roli człowieka-orkiestry w Referacie. Mimo, iż w międzyczasie większość obowiązków przejęli kolejno zatrudniani urzędnicy, pracownik ten w dalszym ciągu jest w niedoczasie. Może trzeba mu zatrudnić kolejnego pomocnika?
Wojewoda co prawda w rozstrzygnięciu potwierdził błąd, ale nie stwierdził nieważności uchwały. Jednym z powodów utrzymania planu w mocy było stwierdzenie przez Radę Gminy Dopiewo, „że miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego nie narusza ustaleń studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy Dopiewo”. Powiem szczerze, że ten akapit rozbawił mnie najbardziej.

Obserwatorka I (Pierwsza)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz