No, i po raz kolejny muszę zabrać głos w sprawie nasilającej się wojny
medialnej pomiędzy Wójtem Gminy i jej przeciwnikami. W tym przypadku
przyznaję rację „pawelkowi” - link,
który dość celnie podsumował odpowiedź wójt Zofii Dobrowolskiej na krytykę
opublikowaną w „U nas w Dopiewie” - link
Jednoznacznie trzeba stwierdzić, że Wójtowi brakuje doradcy z prawdziwego
zdarzenia – każda przygotowana przez niego riposta jest wyjątkowo niskich
lotów.
W odpowiedzi wójt Zofii
Dobrowolskiej, w zasadzie jest tylko
jedna trafna uwaga, dotycząca profesji nauczyciela - link.
Otóż jest to osobista wycieczka autora tekstu „Urzędniczy sabotaż w Konarzewie”,
wyjątkowo obraźliwa dla obecnej włodarz Gminy. Z najnowszej historii wiemy, że
Prezydentem PR był elektryk, gubernatorem Kalifornii - kulturysta a liderem
opozycji na Ukrainie jest bokser.
W tym kontekście stwierdzenie, że wójt Zofia Dobrowolska jest tylko nauczycielką, w moim przekonaniu jest całkiem nie na miejscu.
Niestety, pozostała część
odpowiedzi świadczy o tym, że autor nie
przygotował się do tematu, albo zwyczajnie sobie z tą rolą nie radzi. Dziwi
to tym bardziej, że poświęcił prawie 3 tygodnie na jej przygotowanie – artykuły
listopadowego wydania „U nas w Dopiewie” ukazały się 20 listopada, natomiast odpowiedź
na zarzuty opublikowano 9 grudnia br.
Kolejna sprawa to przebudowa Vitalii i związany z tym wzrost kosztów. W tym przypadku winę za ukazanie się takiej a nie innej informacji w „U nas w Dopiewie” ponosi Wójt, Urząd oraz Rada Gminy. Nałożyło się na to kilka spraw, natomiast autor odpowiedzi, przygotowanej dla wójt Zofii Dobrowolskiej - nie poradził sobie z tematem. Jak wynika z notatki, pierwotny kosztorys inwestorski opiewał na kwotę 5,6 mln złotych. Czy został on obniżony, z publikacji to nie wynika. Z dostępnych informacji udało mi się wywnioskować, że w pierwotnym projekcie budżetu na 2013 r. na przebudowę Vitalii przeznaczono 4,9 mln złotych. Ponieważ jednak przetarg na budowę rozpoczęto w 2012 r. (otwarcie ofert nastąpiło 11 grudnia), to jeszcze przed uchwaleniem budżetu znana była wstępna kwota, potrzebna na przebudowę. Prawdopodobnie zorientowano się, że najtańsza oferta jest niższa o 2 mln złotych od kosztorysu inwestorskiego i postanowiono zmniejszyć środki przeznaczone na remont obiektu do sumy 2,9 mln złotych. I to pomimo, iż rozstrzygnięcie przetargu i wybór wykonawcy nastąpiły dopiero 12 marca 2013 r. – budżet uchwalono 10 stycznia 2013 r., a więc 2 miesiące wcześniej. Co ciekawe, o zmniejszenie kwoty wnioskowała Komisja Budżetu Rady Gminy - link (str. 11 protokołu) a Rada Gminy poprawkę uchwaliła (str. 27 protokołu). Gdyby pozostawiono chociaż część kwoty na ewentualne roboty dodatkowe, nie byłoby niepotrzebnej wojny medialnej. Podobnie wyglądała sprawa z dofinansowaniem robót dodatkowych na ul. Spółdzielczej i Rzemieślniczej w Skórzewie - link - nie pozostawiono rezerwy na ewentualne koszty dodatkowe. Tak więc należy stwierdzić, że ani autor felietonu „Urzędniczy sabotaż w Dopiewie”, ani autor riposty wójt Zofii Dobrowolskiej nie odrobili lekcji. Również Rada Gminy nie zająknęła się, że to na wniosek Komisji Budżetowej obcięto środki na remont Vitalii. Dziwić się również należy oporowi, jaki ma Rada Gminy w związku z koniecznością dołożenia kilkuset tysięcy złotych, jeżeli kilka miesięcy wcześniej sama odchudziła inwestycję o 2 mln złotych. Tak więc, biorąc pod uwagę początkowy kosztorys w wysokości 5,6 lub 4,9 mln złotych, obiektywnie należy stwierdzić, że inwestycja będzie tańsza o co najmniej 1,5 mln złotych, niż początkowo zakładano. W tej sytuacji karygodne jest pomówienie Pani Iwony Przewoźnej o sabotaż i marnotrawienie publicznych środków. Tak na marginesie zastanawiam się, czy pieniądze wydane na Vitalię to dobra inwestycja – wkrótce się okaże.
I tu się kłania po raz kolejny brak rzetelnej informacji. Temat ten był już przez mnie poruszany kilkakrotnie, niestety w dalszym ciągu jest aktualny - link1 link2 link3. Sporo czasu zajęło mi wyszukanie danych, nie każdy ma ochotę i czas na przekopywanie się przez setki nieuporządkowanych stron internetowych. Widać, odszukanie informacji sprawia problem również pracownikom Urzędu i dlatego słusznie zbierają, niezasłużone czasem, cięgi.
Autor odpowiedzi, w części dotyczącej dostępu do informacji, również
się nie wysilił. Nadal podtrzymuję stanowisko, że informacja o paraliżu pracy nigdy nie powinna wyjść z Urzędu. A
jeżeli już ujrzała światło dzienne, należy się z niej wycofać. Taka jest cena
demokracji. Prawo zapewnia obywatelom
dostęp do informacji a Urząd musi się z tego obowiązku wywiązać. Odwoływanie
się do zdrowego rozsądku mija się z celem. Ustawa o dostępie do informacji
publicznej uprawnia do składania wniosków, niestety nie określa, ile tych
wniosków na jednego obywatela może przypadać. Tak jak zawsze byli tacy, którzy
pisali donosy na sąsiadów i znajomych, tak zawsze będą tacy, którzy będą
uprzykrzać innym życie. Wynika to z charakteru tych osób – jestem niezadowolony
z życia, więc część żółci przeleję na innych. W ostatnim czasie pojawiły się
firmy prawnicze, które za cel postawiły sobie uprzykrzanie pracy urzędom.
Wysyłają hurtowo zapytania, w oparciu o przepisy ustawy o dostępie do
informacji publicznej, żądając zupełnie nieistotnych informacji. Np. kancelaria
prawna z Warszawy chce wiedzieć, ile wiat przystankowych wyremontowano na
terenie danej gminy w ciągu roku? Do tego wniosek jest sformułowany tak
niezrozumiale (nie zawaham się stwierdzić, że jest to wyjątkowy prawniczy
bełkot), iż trzeba sporo czasu aby zrozumieć, o co autorowi chodziło. Niestety,
nie pozostaje nic innego, jak zacisnąć zęby i odpisać. Żeby nie uogólniać, nie
twierdzę, że wszystkie wnioski mają jedynie na celu uprzykrzenie życia
pracownikom. Z pewnością część z nich jest uzasadniona.
Nie znam treści wniosków Pana Pawła i Pani Agnieszki, więc trudno
mi powiedzieć ile czasu zajmuje przygotowanie odpowiedzi. Jednak moim zdaniem,
nawet 100 wniosków na prawie 100 urzędników w ciągu roku, nie jest ilością powalającą. W tym przypadku potwierdza się coraz powszechniejsza opinia o niewydolności i coraz
większym lenistwie części pracowników. Jedynym wyjściem kierownika
jednostki, jeżeli inne metody perswazji nie skutkują, jest zwolnienie kilku
osób najbardziej leniwych i zagrożenie pozostałym, że czeka ich to samo, jeżeli
nie wezmą się do pracy. Wcześniej na ten temat pisałam tu - link
Nie zgadzam się również z opinią autora, że „Czas Dopiewa” jest biuletynem informacyjnym. Biuletyn informacyjny, jak sama nazwa wskazuje, jest przeznaczony do przekazywania informacji, np. o przetargach, sposobie załatwienia sprawy w urzędzie, podjętych uchwałach itp. Taką rolę pełnić powinien elektroniczny Biuletyn Informacji Publicznej. Biuletyn informacyjny nie jest przeznaczony do umieszczania polemik i komentarzy. W tym zakresie „Czas Dopiewa” pełni raczej funkcję lokalnej prasy oficjalnej, z pewnością jednak nie biuletynu – w ostatnim, październikowo-listopadowym numerze nie ma ani jednego komunikatu, uchwały, zarządzenia czy obwieszczenia.
Także podsumowanie wywiadu z Piotrem Jelińskim, umieszczonego w „U nas w Dopiewie”, jest niestety poniżej poziomu. Autor nawet nie próbował polemizować z zarzutami Pana Jelińskiego – jeżeli zabrakło mu weny twórczej, mógł się powołać na moje opinie. Stwierdzenie, że wiedza Piotra Jelińskiego o Gminie jest żadna, świadczy raczej o braku wiedzy autora wypowiedzi. Nigdy nie negowałam i nie neguję rzetelnej wiedzy Pana Jelińskiego nt. gminy Dopiewo. Świadczą choćby o tym felietony publikowane swego czasu w „Przedmieściach”. Wydaje mi się, że tym razem zbyt pochopnie dał się namówić na autoryzację nie swojego tekstu. Inicjatorom wywiadu wydawało się, że ze względu na poważanie, jakim darzę Piotr Jelińskiego, nie podejmę z nim polemiki. Mimo to uważam, że w/w, właśnie ze względu na wiedzę i doświadczenie, winien udzielać się w mediach, publikując jednak własne opinie i przemyślenia.
Ostatnie uwaga autora tekstu przygotowanego dla wójt Zofii Dobrowolskiej - naszą pracę, jej wartość informacyjną i polemiczną oceniają czytelnicy. Uczestniczenie w gminnej konkurencji politycznej, posługując się insynuacją, pomówieniem, personalnym atakiem, brakiem kindersztuby pod pozorem wolnej prasy, kompromituje redakcję, jej intencje i niestety tę wolność” – jest jak najbardziej słuszna. Powinien on jednak skierować ją również pod swoim adresem.
P.S. Całość mojej polemiki z redakcją „U nas w Dopiewie” dostępna jest w postach, które ukazały się dniach od 24 do 29 listopada br.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz