poniedziałek, 25 listopada 2013

„U nas w Dopiewie” (4) – "Urzędniczy sabotaż w Konarzewie" czyli Blubry Starego Marycha



Mimo, iż nie staram się za wszelką cenę bronić urzędników gminy Dopiewo (wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że konieczne są radykalne zmiany),  to w/w artykuł - link jest już poważnym przegięciem i powinien spotkać się z reakcją władz Gminy. Być może przy realizacji Ośrodka Terapii Zajęciowej w Konarzewie popełniono błędy czy niedopatrzenia, jednak sformułowania typu „trwonienie publicznych pieniędzy” czy „sabotaż” to już trochę, w moim przekonaniu, za dużo. Do stawiania takich zarzutów uprawnione są organa ścigania – Policja, Prokuratura czy CBA, a nie redakcja lokalnej gazety. Przeczuwając, że może to być zbyt daleko posunięta krytyka, właściwie można nawet mówić o pomówieniu - nikt się pod artykułem nie podpisał. A szkoda, bo wiele to by wyjaśniało. Coś mi się zdaje, że komuś marzy się powrót do władzy, ale nie chce na razie odkrywać kart.

Zacznijmy od tego, że poprzednie władze (Andrzej Strażyński), wbrew temu co usiłuje sugerować autor artykułu, nie zrobiły nic w zakresie odnowienia i remontu budynku. W sprawozdaniach z wykonania budżetu za lata 2008-2010 nie ma pozycji, która by świadczyła, że podjęto jakiekolwiek działania. Dopiero w 2011 r. wydatkowano pierwszą kwotę w wysokości 18.081 złotych. Tak więc trudno stwierdzić, czy były Wójt cokolwiek zrobił w tym zakresie?

Teraz kwestia odpowiedzialności za projekt. Tu również sprawa jest dość jednoznaczna. Nie znam zakresu obowiązków pracowników referatu inwestycji w Urzędzie Gminy, jednak wydaje mi się, że nie należy do nich nadzór inwestorski czy autorski nad projektem. Owszem, od kandydatów na stanowiska urzędnicze wymaga się odpowiedniego wykształcenia i doświadczenia, ale nie można ich obarczać odpowiedzialnością za wszystkie niedopatrzenia, braki czy błędy w projekcie. Branża budowlana jest na tyle szeroka, że nie znam osób, które miałyby pełną wiedzę i cały zakres uprawnień budowlanych. Projekt zazwyczaj jest przygotowywany przez grupę inżynierów różnych branż, architektów i konstruktorów z odpowiednimi uprawnieniami. Tak było i w tym przypadku – lista osób przygotowujących projekt jest imponująca. Nie uważam, aby pracownicy Urzędu byli w stanie prawidłowo zweryfikować projekt i wyłapać wszystkie braki. Autor artykułu chyba nigdy nie widział projektu budowlanego na oczy. Trzeba być doświadczonym fachowcem z praktyką w zakresie projektowania i nadzoru, aby dokładnie przeanalizować projekt i wyłapać wszystkie błędy i braki.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami oraz orzecznictwem za projekt odpowiada przede wszystkim projektant. Nie znam szczegółowo tej problematyki, podaję więc linki do specjalistycznych portali - link1  link2 Szczególnie z opinii umieszczonej na oficjalnej stronie przeznaczonej dla architektów wynika jednoznacznie, że to projektant, a nie zamawiający, ponosi odpowiedzialność za wady projektu. Urzędnik odpowiada przede wszystkim za właściwe przeprowadzenie procedur, kompletowanie dokumentacji, pilnowanie terminów, a dopiero w dalszej kolejności za prawidłowe czytanie projektów.

Kolejna sprawa to rzekome marnotrawstwo publicznych pieniędzy. Z informacji podanych w artykule „Urzędniczy sabotaż w Konarzewie” wynika dość jednoznacznie, że nie tyle zmarnowano środki, co kolejny raz inwestycja była nie doszacowana. Właśnie przez nieuwzględnienie istotnych elementów w projekcie i konieczność wykonania robót dodatkowych - gdyby te roboty uwzględniono w projekcie, początkowy kosztorys byłby wyższy o brakujące obecnie kwoty.

I tu po raz kolejny kłania się stosowany w Polsce system rozstrzygania przetargów, gdzie jedynym kryterium jest cena. Gdyby można było wybrać projekt droższy, ale gwarantujący wyższą jakość, braków tych można by uniknąć. Wówczas od początku wszyscy wiedzieliby, że inwestycja będzie kosztowała nie 2,9 mln, ale 3,4 mln złotych i nie byłoby obecnych przepychanek. A „U nas w Dopiewie” musiałoby poszukać innych tematów na swoje łamy.
Przy okazji przetargów na projekty pojawia się kwestia, na ile można obciążyć projektanta odpowiedzialnością za braki i błędy w projekcie? Za błędy, powodujące konkretne straty, moim zdaniem inwestor ma pełne prawo domagać się odszkodowania. W przypadku kosztów dodatkowych, wynikających z nie doszacowania inwestycji, sprawa już jest trudniejsza.

Pozostaje jeszcze kwestia, czy wszystkie zgłoszone roboty dodatkowe są konieczne? Wjazd dla niepełnosprawnych, instalacja p-poż i oddymiania z pewnością, ale już rolety w sali widowiskowej - niekoniecznie. Pytanie kolejne, czy sala widowiskowa jest elementem niezbędnym w ośrodku terapii zajęciowej?
Nie doszacowanie inwestycji na etapie projektu mogło spowodować jeszcze inne konsekwencje – mniejszy udział w kosztach przedsięwzięcia pozostałych inwestorów, czyli Urzędu Marszałkowskiego oraz gmin Stęszew i Komorniki. W tym przypadku wszystkie dodatkowe koszty poniesie gmina Dopiewo.

Nie znam kierowniczki referatu inwestycji Iwony Przewoźnej i nie zamierzam jej oceniać. Jednak uważam, że oskarżenia o sabotaż i marnotrawstwo publicznych środków, rzucone pod jej adresem, bez merytorycznego uzasadnienia (wyjaśnienia podane przez autora są raczej bezpodstawne) i bez konkretnych dowodów, zasługują na odpowiednią reakcję.

Na koniec, oświadczam, że wnioski powstały w oparciu o dostępne informacje. A na ich podstawie nie można jednoznacznie określić, czy przy realizacji inwestycji popełniono błędy i niedopatrzenia, czy też pewnych problemów nie można było przewidzieć? Ocenić to może jedynie specjalista branży budowlano-architektonicznej.

PS. Wywiad z Piotrem Jelińskim zostawiam sobie na deser, jako wisienkę na torcie.

Obserwatorka I (Pierwsza)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz