Mimo, iż nie staram się za
wszelką cenę bronić urzędników gminy Dopiewo (wręcz przeciwnie, wydaje mi się,
że konieczne są radykalne zmiany), to w/w
artykuł - link jest już poważnym przegięciem i powinien spotkać się z reakcją władz
Gminy. Być może przy realizacji Ośrodka Terapii Zajęciowej w Konarzewie
popełniono błędy czy niedopatrzenia, jednak sformułowania typu „trwonienie
publicznych pieniędzy” czy „sabotaż” to już trochę, w moim przekonaniu, za
dużo. Do stawiania takich zarzutów uprawnione są organa ścigania – Policja,
Prokuratura czy CBA, a nie redakcja lokalnej gazety. Przeczuwając, że może to
być zbyt daleko posunięta krytyka, właściwie można nawet mówić o pomówieniu -
nikt się pod artykułem nie podpisał. A szkoda, bo wiele to by wyjaśniało. Coś
mi się zdaje, że komuś marzy się powrót do władzy, ale nie chce na razie
odkrywać kart.
Zacznijmy od tego, że poprzednie władze (Andrzej Strażyński), wbrew temu co usiłuje sugerować autor
artykułu, nie zrobiły nic w zakresie
odnowienia i remontu budynku. W
sprawozdaniach z wykonania budżetu za lata 2008-2010 nie ma pozycji, która by
świadczyła, że podjęto jakiekolwiek działania. Dopiero w 2011 r.
wydatkowano pierwszą kwotę w wysokości 18.081 złotych. Tak więc trudno
stwierdzić, czy były Wójt cokolwiek zrobił w tym zakresie?
Teraz kwestia odpowiedzialności za projekt. Tu również sprawa jest dość jednoznaczna. Nie znam zakresu
obowiązków pracowników referatu inwestycji w Urzędzie Gminy, jednak wydaje mi
się, że nie należy do nich nadzór
inwestorski czy autorski nad projektem. Owszem, od kandydatów na stanowiska
urzędnicze wymaga się odpowiedniego wykształcenia i doświadczenia, ale nie
można ich obarczać odpowiedzialnością za wszystkie niedopatrzenia, braki czy
błędy w projekcie. Branża budowlana jest na tyle szeroka, że nie znam osób,
które miałyby pełną wiedzę i cały zakres uprawnień budowlanych. Projekt zazwyczaj jest przygotowywany przez
grupę inżynierów różnych branż, architektów i konstruktorów z odpowiednimi
uprawnieniami. Tak było i w tym przypadku – lista osób przygotowujących
projekt jest imponująca. Nie uważam, aby pracownicy Urzędu byli w stanie prawidłowo
zweryfikować projekt i wyłapać wszystkie braki. Autor artykułu chyba nigdy nie
widział projektu budowlanego na oczy. Trzeba
być doświadczonym fachowcem z praktyką w zakresie projektowania i nadzoru, aby
dokładnie przeanalizować projekt i wyłapać wszystkie błędy i braki.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami oraz orzecznictwem za projekt
odpowiada przede wszystkim projektant. Nie znam szczegółowo tej
problematyki, podaję więc linki do specjalistycznych portali - link1
link2
Szczególnie
z opinii umieszczonej na oficjalnej stronie przeznaczonej dla architektów wynika
jednoznacznie, że to projektant, a nie zamawiający, ponosi
odpowiedzialność za wady projektu. Urzędnik odpowiada przede wszystkim za właściwe
przeprowadzenie procedur, kompletowanie dokumentacji, pilnowanie terminów, a
dopiero w dalszej kolejności za prawidłowe czytanie projektów.
Kolejna sprawa to rzekome
marnotrawstwo publicznych pieniędzy. Z informacji podanych w artykule
„Urzędniczy sabotaż w Konarzewie” wynika dość jednoznacznie, że nie tyle
zmarnowano środki, co kolejny raz inwestycja była nie doszacowana. Właśnie przez
nieuwzględnienie istotnych elementów w projekcie i konieczność wykonania robót
dodatkowych - gdyby te roboty uwzględniono w projekcie, początkowy kosztorys
byłby wyższy o brakujące obecnie kwoty.
I tu po raz kolejny kłania się
stosowany w Polsce system rozstrzygania przetargów, gdzie jedynym kryterium
jest cena. Gdyby można było wybrać projekt droższy, ale gwarantujący wyższą
jakość, braków tych można by uniknąć. Wówczas od początku wszyscy wiedzieliby,
że inwestycja będzie kosztowała nie 2,9 mln, ale 3,4 mln złotych i nie byłoby
obecnych przepychanek. A „U nas w Dopiewie” musiałoby poszukać innych tematów
na swoje łamy.
Przy okazji przetargów na projekty pojawia
się kwestia, na ile można obciążyć projektanta odpowiedzialnością za braki i
błędy w projekcie? Za błędy, powodujące konkretne straty, moim zdaniem inwestor
ma pełne prawo domagać się odszkodowania. W przypadku kosztów dodatkowych,
wynikających z nie doszacowania inwestycji, sprawa już jest trudniejsza.
Pozostaje jeszcze kwestia, czy wszystkie zgłoszone
roboty dodatkowe są konieczne? Wjazd dla niepełnosprawnych, instalacja p-poż i
oddymiania z pewnością, ale już rolety w sali widowiskowej - niekoniecznie.
Pytanie kolejne, czy sala widowiskowa jest elementem niezbędnym w ośrodku
terapii zajęciowej?
Nie doszacowanie inwestycji na etapie projektu
mogło spowodować jeszcze inne konsekwencje – mniejszy udział w kosztach
przedsięwzięcia pozostałych inwestorów, czyli Urzędu Marszałkowskiego oraz gmin
Stęszew i Komorniki. W tym przypadku wszystkie dodatkowe koszty poniesie
gmina Dopiewo.
Nie znam kierowniczki referatu inwestycji Iwony
Przewoźnej i nie zamierzam jej oceniać. Jednak uważam, że oskarżenia o sabotaż i
marnotrawstwo publicznych środków, rzucone pod jej adresem, bez merytorycznego
uzasadnienia (wyjaśnienia podane przez autora są raczej bezpodstawne) i bez
konkretnych dowodów, zasługują na odpowiednią reakcję.
Na koniec, oświadczam, że wnioski powstały w
oparciu o dostępne informacje. A na ich podstawie nie można jednoznacznie
określić, czy przy realizacji inwestycji popełniono błędy i niedopatrzenia, czy
też pewnych problemów nie można było przewidzieć? Ocenić to może jedynie
specjalista branży budowlano-architektonicznej.
PS. Wywiad z Piotrem
Jelińskim zostawiam sobie na deser, jako wisienkę na torcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz