niedziela, 20 października 2013

Biegi długodystansowe – po zdrowie czy wyrok?



Tym razem chcę zająć się tematem, który pozornie nie ma nic wspólnego ze sprawami lokalnymi. Mam na myśli organizację biegów masowych, które stają się coraz popularniejsze, także na szczeblu lokalnym – np. biegi organizowane w Dąbrówce.
Nie mam jednak zamiaru zajmować się kwestią przygotowania uczestników do tego typu imprez – moim zdaniem, badania lekarskie to powinien być standard. Podpisywanie deklaracji, że uczestnik bierze udział na własną odpowiedzialność, jest według mnie, bezwartościowym świstkiem papieru.
Sprawa interesuje mnie od strony ryzyka, jakie podejmują organizatorzy. Ostatni przypadek śmiertelny w czasie biegu masowego na 10 km „Biegnij Warszawo”, zorganizowanego 6 października 2013 r. w Warszawie. Jak wiadomo, w czasie imprezy zmarł jeden z uczestników, co spowodowało histerię w mediach publicznych (dziennikarstwo profesjonalne, nie obywatelskie – uwaga pod adresem internauty „jaceks”) a także rodzimego wymiaru sprawiedliwości.

W mojej ocenie, te dwie w/w profesje sprawiają, że organizacja imprez masowych może być coraz bardziej ryzykowna dla organizatorów, a przede wszystkim osób czuwających nad bezpieczeństwem.
Tak jak dziennikarze profesjonalni są głodni sensacji, tak wymiar sprawiedliwości jest głodny sukcesu. Dla dziennikarza najważniejsza jest sensacja, najlepiej ze śmiercią na pierwszym planie, a dla prokuratora sporządzenie aktu oskarżenia, który doprowadzi do skazania.
Powiem szczerze, że reakcje mediów mnie przeraziły. Jak tylko dotarła informacja o śmierci jednego z zawodników, zaczęło się szukanie kozła ofiarnego. Na wyścigi zaczęto przeprowadzać wywiady ze świadkami i szukać osób odpowiedzialnych za śmierć. Ani słowa na temat, czy zmarły sam nie ponosi odpowiedzialności za wypadek – niestety wiele osób przecenia swoje możliwości. Początkowo w medialnym jazgocie zupełnie ginęły głosy rozsądku – np. Roberta Korzeniowskiego - link czy specjalistów z dziedziny medycyny sportu - link . Dominowały komentarze typu "karetki bez sprzętu, ratownicy z PCK" - link Szczególnie zbulwersowała mnie w TVN wypowiedź kobiety, rzekomo świadka wypadku – sprawiała wrażenie osoby mającej wyjątkowe parcie na szkło. Bezpośrednio po zakończeniu biegu potrafiła wskazać winnych, osądzić ich i wydać wyrok.
Podobnie zresztą zareagowała prokuratura, ochoczo podejmując śledztwo. Jak wiadomo, nasz wymiar sprawiedliwości nie może pochwalić się sukcesami. Wykrywalność przestępstw pospolitych wynosi ok. 40%. Przypuszczam, że w dziedzinie przestępczości popełnianej w „białych rękawiczkach”, jest jeszcze mniejsza. Dlatego też prokuratorzy szukają każdej okazji, aby się wykazać. Niezawiniony wypadek śmiertelny jest tu najlepszy, ponieważ w gronie podejrzanych można umieścić osoby, które dotychczas nie miały kontaktu z wymiarem sprawiedliwości. Takimi osobami najłatwiej manipulować, Jest to tym prostsze, że dla osoby, która nigdy nie popełniła poważniejszego wykroczenia, znalezienie się w gronie podejrzanych zazwyczaj jest szokiem. Dla prokuratora najważniejsze jest znalezienie winnego i obwieszczenie sukcesu. To, że przy okazji złamie i zmarnuje się komuś życie, nie ma najmniejszego znaczenia.
Organizatorzy imprezy w takim przypadku jakoś sobie poradzą. Gorzej jest w przypadku osób bezpośrednio zaangażowanych w zabezpieczenie biegu – służb medycznych czy porządkowych, także wolontariuszy. Prokurator zawsze może stwierdzić, że karetka stała o 50 m za daleko, lub pomoc przyszła o 3 sek. za późno. W czasie biegu, w którym biorą udział setki lub tysiące uczestników, wiele osób siada lub przewraca się ze zmęczenia. Nie oznacza to jednak, że wszyscy potrzebują pomocy medycznej. Ratownikom często trudno jest określić, która osoba wymaga natychmiastowej pomocy - łatwo jest wyrokować po fakcie. Niestety taka niewiedza może ich drogo kosztować. Tłum (w domyśle przede wszystkim dziennikarze, ale nie tylko) potrzebuje krwi i tej krwi trzeba mu dostarczyć.
Reasumując, zastanawiam się, czy organizatorzy biegów masowych zbyt wiele nie ryzykują. W gminie Dopiewo od pewnego czasu organizowane są biegi przez lasy palędzko-zakrzewskie. Na razie nic złego się nie wydarzyło. Może się jednak zdarzyć, że ktoś zasłabnie na trasie, upadnie w zaroślach i nie zostanie natychmiast zauważony. Jeśli pomoc nadejdzie zbyt późno, wymiar sprawiedliwości wraz z publicznymi mediami zrobią wszystko, aby znaleźć kozła ofiarnego.
Dlatego uważam, że badania lekarskie uczestników biegów powinny być obowiązkowe a organizatorzy powinni być ubezpieczeni od odpowiedzialności cywilnej. W przeciwnym wypadku wcale by mnie nie zdziwiło, gdyby osoby poszkodowane lub ich rodziny zaczęły występować o milionowe odszkodowania. Zwyczaj żądania odszkodowania, w każdej możliwej sytuacji narodził się co prawda w Stanach Zjednoczonych (np. odszkodowania zasądzane firmom tytoniowym na rzecz palaczy), ale w naszym kraju staje się coraz popularniejszy. Dla niektórych jest to doskonałe źródło dochodu. A przykład idzie z góry – milionowe odszkodowania dla rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, z córką byłego prezydenta na czele.

Obserwatorka I (Pierwsza)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz