Tym razem chcę zająć się tematem,
który pozornie nie ma nic wspólnego ze sprawami lokalnymi. Mam na myśli organizację biegów masowych, które
stają się coraz popularniejsze, także na szczeblu lokalnym – np. biegi
organizowane w Dąbrówce.
Nie mam jednak zamiaru zajmować
się kwestią przygotowania uczestników do tego typu imprez – moim zdaniem,
badania lekarskie to powinien być standard. Podpisywanie deklaracji, że
uczestnik bierze udział na własną odpowiedzialność, jest według mnie,
bezwartościowym świstkiem papieru.
Sprawa interesuje mnie od strony ryzyka, jakie podejmują
organizatorzy. Ostatni przypadek śmiertelny w czasie biegu masowego na 10 km „Biegnij Warszawo”,
zorganizowanego 6 października 2013 r. w Warszawie. Jak wiadomo, w czasie
imprezy zmarł jeden z uczestników, co spowodowało histerię w mediach publicznych (dziennikarstwo profesjonalne, nie
obywatelskie – uwaga pod adresem internauty „jaceks”) a także rodzimego wymiaru sprawiedliwości.
W mojej ocenie, te dwie w/w
profesje sprawiają, że organizacja imprez masowych może być coraz bardziej
ryzykowna dla organizatorów, a przede wszystkim osób czuwających nad
bezpieczeństwem.
Tak jak dziennikarze
profesjonalni są głodni sensacji, tak wymiar sprawiedliwości jest głodny
sukcesu. Dla dziennikarza najważniejsza jest sensacja, najlepiej ze śmiercią na
pierwszym planie, a dla prokuratora sporządzenie aktu oskarżenia, który
doprowadzi do skazania.
Powiem szczerze, że reakcje
mediów mnie przeraziły. Jak tylko dotarła informacja o śmierci jednego z
zawodników, zaczęło się szukanie kozła ofiarnego. Na wyścigi zaczęto przeprowadzać wywiady ze świadkami i szukać osób
odpowiedzialnych za śmierć. Ani słowa na temat, czy zmarły sam nie ponosi odpowiedzialności za wypadek – niestety
wiele osób przecenia swoje możliwości. Początkowo w medialnym jazgocie zupełnie ginęły
głosy rozsądku – np. Roberta Korzeniowskiego - link
czy specjalistów z dziedziny medycyny sportu - link
. Dominowały komentarze typu "karetki bez sprzętu, ratownicy z PCK" - link
Szczególnie zbulwersowała mnie w TVN wypowiedź kobiety, rzekomo świadka wypadku
– sprawiała wrażenie osoby mającej wyjątkowe parcie na szkło. Bezpośrednio po
zakończeniu biegu potrafiła wskazać winnych, osądzić ich i wydać wyrok.
Podobnie zresztą zareagowała
prokuratura, ochoczo podejmując śledztwo. Jak wiadomo, nasz wymiar
sprawiedliwości nie może pochwalić się sukcesami. Wykrywalność przestępstw
pospolitych wynosi ok. 40%. Przypuszczam, że w dziedzinie przestępczości
popełnianej w „białych rękawiczkach”, jest jeszcze mniejsza. Dlatego też
prokuratorzy szukają każdej okazji, aby się wykazać. Niezawiniony wypadek śmiertelny
jest tu najlepszy, ponieważ w gronie podejrzanych można umieścić osoby, które
dotychczas nie miały kontaktu z wymiarem sprawiedliwości. Takimi osobami
najłatwiej manipulować, Jest to tym prostsze, że dla osoby, która nigdy nie
popełniła poważniejszego wykroczenia, znalezienie się w gronie podejrzanych
zazwyczaj jest szokiem. Dla prokuratora najważniejsze jest znalezienie winnego
i obwieszczenie sukcesu. To, że przy okazji złamie i zmarnuje się komuś życie,
nie ma najmniejszego znaczenia.
Organizatorzy imprezy w takim
przypadku jakoś sobie poradzą. Gorzej jest w przypadku osób bezpośrednio
zaangażowanych w zabezpieczenie biegu – służb medycznych czy porządkowych,
także wolontariuszy. Prokurator zawsze może stwierdzić, że karetka stała o 50 m za daleko, lub pomoc
przyszła o 3 sek. za późno. W czasie biegu, w którym biorą udział setki lub
tysiące uczestników, wiele osób siada lub przewraca się ze zmęczenia. Nie
oznacza to jednak, że wszyscy potrzebują pomocy medycznej. Ratownikom często
trudno jest określić, która osoba wymaga natychmiastowej pomocy - łatwo jest
wyrokować po fakcie. Niestety taka niewiedza może ich drogo kosztować. Tłum (w
domyśle przede wszystkim dziennikarze, ale nie tylko) potrzebuje krwi i tej
krwi trzeba mu dostarczyć.
Reasumując, zastanawiam się, czy
organizatorzy biegów masowych zbyt wiele nie ryzykują. W gminie Dopiewo od
pewnego czasu organizowane są biegi przez lasy palędzko-zakrzewskie. Na razie
nic złego się nie wydarzyło. Może się jednak zdarzyć, że ktoś zasłabnie na trasie,
upadnie w zaroślach i nie zostanie natychmiast zauważony. Jeśli pomoc nadejdzie
zbyt późno, wymiar sprawiedliwości wraz z publicznymi mediami zrobią wszystko,
aby znaleźć kozła ofiarnego.
Dlatego uważam, że badania
lekarskie uczestników biegów powinny być obowiązkowe a organizatorzy powinni
być ubezpieczeni od odpowiedzialności cywilnej. W przeciwnym wypadku wcale by
mnie nie zdziwiło, gdyby osoby poszkodowane lub ich rodziny zaczęły występować
o milionowe odszkodowania. Zwyczaj żądania odszkodowania, w każdej możliwej
sytuacji narodził się co prawda w Stanach Zjednoczonych (np. odszkodowania
zasądzane firmom tytoniowym na rzecz palaczy), ale w naszym kraju staje się
coraz popularniejszy. Dla niektórych jest to doskonałe źródło dochodu. A
przykład idzie z góry – milionowe odszkodowania dla rodzin ofiar katastrofy
smoleńskiej, z córką byłego prezydenta na czele.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz