wtorek, 18 marca 2014

„U nas w Dopiewie” (7) – kolejna kucha Piotra Jelińskiego?



Ukazał się kolejny, marcowy numer naszego „niezależnego” lokalnego miesięcznika - link . Muszę przyznać, że z niecierpliwością czekam na kolejne wydania. Redakcja jest jednym z ważniejszych dostarczycieli tematów dla mojego skromnego bloga. Nie jedynym, ale za to niezawodnym. Nie inaczej jest i tym razem.
Wiele prawdy tkwi w określeniu czasopisma, przez wójt Zofię Dobrowolską, mianem „burdelowe”. Mimo, że po ostatnich „występach” na zebraniach sołeckich i oficjalnie ogłaszanych kłamstwach, wiarygodność kierownika jednostki spadła do zera - link. W każdym bądź razie wiarygodność obu stron jest mniej więcej podobna – takie jest moje zdanie.

W artykule „Coś się zaczyna, coś się kończy”, dotyczącym roszad w Radzie Gminy Dopiewo, redakcja po raz kolejny się zagalopowała. To, że sojusze się rozpadają, a w ich miejsce tworzą się nowe, jest jak najbardziej naturalne. Tym bardziej, jeżeli były tworzone przede wszystkim w okresie kampanii wyborczej. W PO, PiS, SLD czy PSL również ludzie odchodzą i przychodzą na ich miejsce nowi. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, najważniejsze aby Radni działali w interesie mieszkańców, a nie swoim własnym.
Niestety, jest coś gorszego, co w moich oczach dyskwalifikuje czasopismo „U nas w Dopiewie” i jego autorów. Jest to ingerencja w prywatne sprawy niektórych Radnych. Nie byłoby to nic nadzwyczajnego, gdyby ich postępowanie naruszało normy prawa obowiązującego w Polsce, ale na razie nie mamy państwa wyznaniowego a prawa szariatu w naszym kraju nie wprowadzono. No, ale widocznie redaktorzy „U nas w Dopiewie” uznali, że mają moralne prawo oceniać prywatne życie innych. Zarzucają Magdzie Gąsiorowskiej i Radosławowi Przestackiemu, oprócz sugerowanego prywatnego związku, podejmowanie działań wykraczających poza obowiązki radnych - nie podając jednak żadnych przykładów. Jest to moim zdaniem, ewidentne pomówienie.

Na temat powołania przez wójt Zofię Dobrowolską doradcy Artura Różańskiego nie będę się wypowiadać, ponieważ nie znam człowieka, a oceny nie zawsze są obiektywne. Znając jednak kiepską rękę Pani Wójt przy dobieraniu sobie współpracowników, obawiam się, że może to być kolejny niewypał, który przyczyni się do dalszego spadku popularności. Niestety, za ewentualną kuchę, jak zwykle zapłacą mieszkańcy – nowy doradca uposażenie otrzymywać będzie z gminnego budżetu.

Na koniec komentarz do artykułu Piotra Jelińskiego „Rosło sobie kilka drzew”. Muszę przyznać, że Geodeta zaczyna być konsekwentny w swoich poglądach. W czasach, gdy pisał dla czasopisma „Przedmieścia”, trudno było cokolwiek zarzucić jego felietonom. Od czasu, gdy zaczął tworzyć dla „U nas w Dopiewie”, zalicza wpadkę za wpadką. Nie wiem, co może być tego przyczyną – spadek formy, odgórne narzucanie tematów przez redakcję. Faktem jest, że obecne jego wypowiedzi mają niewiele wspólnego z obiektywizmem.
Tym razem Geodeta staje na straży przyrody. I nie byłoby w tym nic dziwnego – mimo coraz ostrzejszych przepisów, środowisko naturalne, za sprawą rabunkowej gospodarki człowieka, ulega coraz szybszej degradacji. Również stoję na stanowisku, że należy chronić to, co nie zostało jeszcze zniszczone – wiele razy potwierdzałam to na swoim blogu.

Mam jednak poważne wątpliwości, czy w tym przypadku Piotr Jeliński stoi po właściwej stronie? Omawiane przez niego działki zlokalizowane są w samym centrum Skórzewa i stanowią własność prywatną. Sam kształt i wielkość sugerują, że są to działki budowlane. To, że nie są objęte planem zagospodarowania przestrzennego, jest wątpliwą „zasługą” byłego wójta Andrzeja Strażyńskiego, który bardziej był zainteresowany wyznaczaniem nowych obszarów budowlanych na terenach o najwyższej wartości rolniczej lub przyrodniczej (na mapie Gminy można zapoznać się z jego radosną twórczością) - niż porządkowaniem istniejącej zabudowy. W Studium Gminy omawiane przez Geodetę nieruchomości oznaczone są jako M1U (tereny zabudowy mieszkaniowej z działalnością gospodarczą) - link. Nie ma nic na temat ewentualnego zagospodarowania o profilu leśnym czy parkowym. A to, że przez kilkanaście lat nie były użytkowane gospodarczo spowodowało, że na nieruchomości powróciła pierwotna roślinność. Nie zmienia to jednak faktu, że działki mogą zostać wykorzystane gospodarczo a właściciele mają pełne prawo z tego skorzystać. Nie mam informacji, czy działki, na których dokonano wycinki, zmieniły właściciela. Niezależnie od tego, nie widzę powodu, dla którego właściciel nieruchomości miałby płacić Gminie 750 tys. złotych za usunięcie drzew. Zastanawia mnie sytuacja: gdyby ta wycinka odbywała się na nieruchomości Geodety, na której zamierzałby postawić dom, czy również byłby skłonny zapłacić 750 tys. złotych za usunięcie drzew?

Wydaje mi się, że chodzi tu zupełnie o coś innego. Piotr Jeliński, mieszkający w bezpośrednim sąsiedztwie omawianych nieruchomości, był do tej pory oddzielony od ul. Poznańskiej naturalnym ekranem - pasem zieleni wysokiej. W chwili obecnej wszystkie uciążliwości, związane z użytkowaniem głównej drogi w Skórzewie, będą bezpośrednio docierały do jego nieruchomości. I to go chyba najbardziej boli. W takiej sytuacji najlepszym rozwiązaniem byłoby wykupienie przez Geodetę działek pomiędzy ul. Poznańską i Akacjową, i pozostawienie ich w stanie naturalnym. Żadna władza nie zmusiłaby go wówczas do wycięcia drzew.

Natomiast w części podzielam wątpliwości Piotra Jelińskiego. Brak planu zagospodarowania przestrzennego rodzi obawy nieplanowanego i niezgodnego z oczekiwaniem mieszkańców zagospodarowania działek. W sąsiedztwie znajdują się duże obiekty przemysłowe (ul. Polna), jak i osiedla mieszkaniowe (tzw. os. Grunwald). Zgodnie z obowiązującymi przepisami (ustawa o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym) - takie zagrożenie jest jak najbardziej realne. Były zakusy niektórych pseudo deweloperów, aby na obszarze działek, pomiędzy ul. Akacjową, Polną i Poznańską (niecałe 0,5 ha) zbudować bloki na kilkadziesiąt mieszkań. Uważam to za zupełny absurd i w pełni popieram sprzeciw mieszkańców ul. Akacjowej. Jednak, aby do tego nie dopuścić, winni oni wymóc na wójt Zofii Dobrowolskiej opracowanie planu zagospodarowania dla tego terenu. Były wójt Andrzej Strażyński, w tym wypadku (podobnie jak w wielu innych), nie sprawdził się jako włodarz.

Szkoda, że Piotr Jeliński nie wykazywał się podobną konsekwencją w innych przypadkach. Kilkadziesiąt metrów od jego nieruchomości, w majestacie prawa, były wójt Andrzej Strażyński, pozbawił mieszkańców części terenu przeznaczonego na mini park. Mam tu na myśli obszar pomiędzy ul. Szarotkową i Chatą Polską. Uchwalony 26 lutego 2001 r. plan zagospodarowania przestrzennego - link, został już po 4 latach zmieniony. Właściciele marketu, dzięki uprzejmości byłego wójta Andrzeja Strażyńskiego, pozyskali część terenu publicznego przeznaczonego na park, pod rozbudowę obiektu handlowego. Odbyło się to w majestacie prawa, oczywiście zgodnie z przepisami - link. Kto na tym zarobił – odpowiedzi udzielić mogą jedynie zainteresowane strony?
Jak wiadomo, Skórzewo nie cierpi na nadmiar terenów zielonych, dostępnych dla mieszkańców. Lokalny deweloper, spółdzielnia Ławica-Zachód, dopiero przy budowie 4 osiedla łaskawie zgodziła się na przeznaczenie części terenu na zieleń publiczną, i to o oszałamiającej powierzchni prawie 3 tys. m2. Tak więc, zmiana planu w rejonie ul. Szarotkowej i zmniejszanie terenu publicznego na rzecz lokalnego przedsiębiorcy, w moim odczuciu, jest co najmniej dwuznaczna.

Dziwi mnie również brak reakcji Piotra Jelińskiego w sprawie zniszczenia terenów zielonych w sąsiedztwie stawu w Dąbrówce, jak i zasypania samego stawu. W tym przypadku, za przyzwoleniem byłego wójta Andrzeja Stróżyńskiego, złamane zostały wszelkie obowiązujące przepisy. Za zniszczone drzewa (a było ich wiele i to znacznie starszych niż na działkach przy ul. Akacjowej w Skórzewie) - Gmina nie otrzymała jak dotąd ani złotówki. A wartość drzewostanu znacznie przekraczała wymienione w artykule 750 tys. złotych – w niektórych przypadkach kara za jedno zniszczone drzewo mogłaby osiągnąć taką wartość.

Dlaczego Piotr Jeliński nie protestował również przeciwko uchwaleniu planu zagospodarowania przestrzennego w Zakrzewie i przeznaczeniu terenu gminnego pod działki budowlane - link? Tam również, wskutek nie użytkowania nieruchomości, wkroczyła roślinność pierwotna, a teren przekształcił się w las. W chwili obecnej, obszar ten jest bardziej przydatny dla grzybiarzy niż przyszłych mieszkańców. Może należałoby go przekwalifikować na tereny leśne i wyłączyć z działalności gospodarczej? Jest to tym bardziej uzasadnione, że są to grunty publiczne, a nie prywatne.

Już na marginesie dodam, że aby udostępnić dojazd właścicielom nieruchomości przy ul. Brzozowej w Drwęsie, trzeba było usunąć ponad 200 kilkunastoletnich sosen. Ponadto prawie każde pozwolenie na budowę w tej miejscowości wiąże się z koniecznością wycinki kilkunastoletnich sosen, samosiewów – większość terenu przez kilkanaście lat nie była użytkowana. Pytanie, dlaczego Geodeta walczy o zachowanie w stanie naturalnym wyłącznie terenów przy ul. Akacjowej w Skórzewie?

Reasumując, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jeżeli Piotrowi Jelińskiemu nie odpowiada, że właściciel nieruchomości, na której prowadzona jest wycinka drzew, zamierza ją zagospodarować zgodnie z własnymi planami, pozostają mu do wyboru 3 możliwości:
-        Wykupienie działek i pozostawienie ich w stanie naturalnym,
-        Wyegzekwowanie od Gminy uchwalenia planu zagospodarowania przestrzennego zgodnego ze Studium Gminy oraz oczekiwaniami mieszkańców,
-        Poszukanie nieruchomości, wolnej od zagrożeń związanych z ekspansją cywilizacji.
Smutno mi, że osoba z takim dorobkiem i autorytetem daje się wodzić za nos zwykłym cwaniakom, dla których liczą się tylko władza i pieniądze.

Obserwatorka I (Pierwsza)

2 komentarze:

  1. Dawno nie było takiego artykułu. Bardzo fajny wpis.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle, że ten tekst ma już 8 lat. Nawet nie pamiętałam, że go kiedyś pisałam.
      Pozdrawiam

      Usuń