piątek, 30 października 2015

Wybory parlamentarne w gminie Dopiewo (5) – powyborcze refleksje



Muszę przyznać, że zakończone 5 dni temu wybory do parlamentu częściowo spełniły moje oczekiwania. Nie w pełni, ale nie można mieć wszystkiego.
Najbardziej cieszy mnie, i nie mam zamiaru tego ukrywać, porażka PSL i jego głównego kandydata w regionie poznańskim, wicemarszałka Wojciecha Jankowiaka. Ostatnie wybory pokazały, jakie jest rzeczywiste poparcie dla tej partii, nie tylko w województwie wielkopolskim, ale i w całym kraju. Jeszcze rok temu, ludowcy chwalili się gigantycznym poparciem społecznym, które tak naprawdę wynikało z konstrukcji kart do głosowania. Obecnie rzutem na taśmę udało im się przekroczyć próg wyborczy, co i tak uważam za szkodliwe. To PSL-owi zawdzięczamy, że do dziś nie udało się przeprowadzić reformy KRUS, to oni i członkowie ich rodzin obsadzają wszystkie możliwe ciepłe posady w organach, związanych z rolnictwem.


Po raz kolejny w Poznaniu i powiecie poznańskim przegrał główny kandydat PSL Wojciech Jankowiak. Nawet w swoim mateczniku, gminie Dopiewo, mimo dużej grupy zdeklarowanych zwolenników - pod względem uzyskanych głosów zajął dopiero 5 miejsce. Nie wiem, czy ostatni wynik da kandydatowi do myślenia, tym bardziej, że jest to już nie pierwsze jego podejście do sejmu. Dotychczasowe doświadczenia wskazują, że osoby pokroju w/w są odporne na wszelkie merytoryczne argumenty.

Podobnie cieszy mnie porażka wójta gminy Rokietnica Bartosza Derecha. Odnoszę wrażenie, że on również jest przekonany o swojej wyjątkowości. Niestety, mimo iż funkcje wójta pełni już 3 kadencję, nie udało mu się choćby w minimalnym stopniu zniwelować dystansu gminy Rokietnica do gmin sąsiednich, jak Tarnowo Podgórne, Suchy Las, Komorniki, a nawet gminy Dopiewo.

Co łączy obu niedoszłych posłów? Myślę, że nie oczekiwanie poprawy warunków materialnych. Wójt gminy Rokietnica Bartosz Derech w 2014 r., z racji pełnienia swojej funkcji, uzyskał roczny dochód w wysokości prawie 146 tys. złotych. Jeszcze więcej, bo 197 tys. złotych zarobił wicemarszałek Wojciech Jankowiak. Najprawdopodobniej chodzi o zdjęcie z siebie odpowiedzialności za podejmowane decyzje. Obaj, pełniąc swoje funkcje ponoszą pewną odpowiedzialność i w razie złych decyzji, teoretycznie mogą zostać rozliczeni i odwołani przez swoich wyborców.
W przypadku posła na sejm taka możliwość praktycznie nie istnieje. Jeżeli poseł nie popełni przestępstwa, jest w zasadzie nieusuwalny – chroni go immunitet. Jedynym zagrożeniem mogą być przedterminowe wybory. Do tego decyzje w sejmie podejmowane są zazwyczaj kolegialnie – głosowanie odbywa się w ramach bloków partyjnych. Nie można wykluczyć, że w/w kandydaci przewidywali porażkę swoich partii. Gdyby znaleźli się w opozycji parlamentarnej byliby w komfortowej sytuacji - będąc w opozycji zawsze mogliby powiedzieć, że nie mieliby wpływu na wyniki głosowań. Trudno wyobrazić sobie bardziej komfortową sytuację. A tak, co najmniej do 2018 r., będą musieli męczyć się na dotychczasowych stanowiskach.

Lepiej wyczuł sytuację dotychczasowy wojewoda wielkopolski Piotr Florek. Zapewne przewidując porażkę swojej formacji, a tym samym automatyczną utratę stanowiska, postanowił kandydować do senatu. Tu konkurencja była znacznie mniejsza, a pozostali kandydaci mniej rozpoznawalni. Wyborcy go nie zawiedli, oddając na niego największą liczbę głosów. Potwierdza się tym samym moja opinia, że jeżeli ktoś już raz dostał się do grupy trzymającej władzę, trudno jest go stamtąd usunąć.
Co ciekawe, Piotr Florek swoją kampanię prowadził - reklamując swoje wywiązywanie się z obowiązków służbowych. W ulotce, która wpadła mi w ręce, wymienia liczbę pozwoleń na budowę, kilometrów dróg zrealizowanych w ramach programu przebudowy dróg lokalnych czy sprawdzonych planów zagospodarowania przestrzennego. Po pierwsze zadania te były realizowane na wniosek, a nie z urzędu. Po drugie wynikały z zakresu obowiązków, określonych przez obowiązujące przepisy. A po trzecie Wojewoda otrzymywał z tego tytułu odpowiednie uposażenie – nie była to działalność charytatywna w ramach wolontariatu.
Ilość wydanych pozwoleń na budowę nie wynika z widzimisię urzędu wojewódzkiego, ale z ilości złożonych wniosków. Przebudowa 995 km dróg na terenie województwa wielkopolskiego to głównie zasługa rządu, który przeznaczył środki na ich realizację oraz samorządów lokalnych, które te inwestycje zrealizowały. Rola Wojewody ograniczyła się do ich podziału. Natomiast liczba sprawdzonych planów zagospodarowania zależała wyłącznie od aktywności samorządów lokalnych w tej dziedzinie.
Skontrolowane przez Urząd Wojewódzki 167084 uchwał rad gmin, powiatów i samorządu wojewódzkiego również wynika z ustawy o samorządzie wojewódzkim, a nie pracowitości wojewody. Dodajmy, że jakość tej kontroli pozostawia wiele do życzenia.

Trudno w działalności wojewody Piotra Florka doszukać się jego indywidualnych inicjatyw, wykraczających poza obowiązki służbowe. Jeżeli jednak wyborcy stwierdzili, że zasługuje na uznanie, to nie będę polemizować. Swoimi głosami zapewnili byłemu już wojewodzie, ciepłą posadę w „izbie refleksji” przez najbliższe 4 lata. Mimo, iż senat wielokrotnie skompromitował się publicznie, m.in. dyskusją nad ustawą o in vitro, chętnych do niego nie brakuje. Odnoszę wrażenie, że to nie prestiż organu jest główną przesłanką o kandydowaniu do niego.

Z porażek wymienię tylko jedną, przegraną Ewy Jemielity. Jej sylwetkę starałam się naświetlić tutaj - link. Po raz kolejny okazało się, że w kampanii wyborczej liczą się nie tyle rzeczywiste zasługi, ale umiejętność stwarzania pozorów. Dowodem na to jest sukces Bartłomieja Wróblewskiego, który mimo, iż nie potrafił się pochwalić sukcesami na polu działalności publicznej, agresywną kampanią reklamową potrafił przekonać do siebie wyborców.

Podsumowując, mimo iż Prawo i Sprawiedliwość nie była i nie jest formacją z mojej bajki, jednak uważam, że dobrze się stało, iż wygrała wybory i może rządzić samodzielnie. To, z czego wynika moje przekonanie, postaram się przedstawić w kolejnym poście. Dziś tylko na temat obaw.
W PiS-ie znalazło swoje miejsce zbyt wiele osób, które tak naprawdę powinny mieć dożywotni zakaz pełnienia funkcji publicznych. Myślę, że nie muszę przybliżać sylwetki Antoniego Macierewicza i jego teorii na temat rzekomego zamachu na samolot prezydencki w Smoleńsku. Podobnie negatywną rolę dla wizerunku partii może odegrać Zbigniew Ziobro. Świadczą o tym jego pierwsze wypowiedzi po wyborach. Okazało się, że jedną z najważniejszych dla niego spraw jest ekstradycja do USA znanego reżysera Romana Polańskiego za przestępstwa na tle seksualnym, których miał się dopuścić 40 lat temu. Nie moją rolą jest rozstrzyganie o winie lub niewinności Romana Polańskiego, ale wydaje mi się, że w takim przypadku w pierwszej kolejności należy wziąć pod uwagę przepisy obowiązujące w Polsce. W naszym prawodawstwie, w przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych, nawet zbrodnia ulega przedawnieniu po 30 latach. Roman Polański takiej zbrodni nie popełnił, tak więc pierwsze publiczne wypowiedzi Zbigniewa Ziobro, uważam, że źle rokują na przyszłość. Do złudzenia przypomina to prawo szariatu, stosowane w islamie, które nie przewiduje wybaczenia. Zastanawia mnie, czy gdyby z podobnym wnioskiem wystąpił któryś z krajów muzułmańskich, a karą było ukamienowanie lub ścięcie, równie ochoczo poparłby go.

Obserwatorka I (Pierwsza)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz