Muszę przyznać, że zakończone 5
dni temu wybory do parlamentu częściowo spełniły moje oczekiwania. Nie w pełni,
ale nie można mieć wszystkiego.
Najbardziej cieszy mnie, i nie
mam zamiaru tego ukrywać, porażka PSL i
jego głównego kandydata w regionie poznańskim, wicemarszałka Wojciecha
Jankowiaka. Ostatnie wybory pokazały, jakie jest rzeczywiste poparcie dla
tej partii, nie tylko w województwie wielkopolskim, ale i w całym kraju.
Jeszcze rok temu, ludowcy chwalili się gigantycznym poparciem społecznym, które
tak naprawdę wynikało z konstrukcji kart do głosowania. Obecnie rzutem na taśmę
udało im się przekroczyć próg wyborczy, co i tak uważam za szkodliwe. To PSL-owi
zawdzięczamy, że do dziś nie udało się przeprowadzić reformy KRUS, to oni i
członkowie ich rodzin obsadzają wszystkie możliwe ciepłe posady w organach,
związanych z rolnictwem.
Po raz kolejny w Poznaniu i
powiecie poznańskim przegrał główny kandydat PSL Wojciech Jankowiak. Nawet w swoim
mateczniku, gminie Dopiewo, mimo dużej grupy zdeklarowanych zwolenników - pod
względem uzyskanych głosów zajął dopiero 5 miejsce. Nie wiem, czy ostatni wynik
da kandydatowi do myślenia, tym bardziej, że jest to już nie pierwsze jego
podejście do sejmu. Dotychczasowe doświadczenia wskazują, że osoby pokroju w/w
są odporne na wszelkie merytoryczne argumenty.
Podobnie cieszy mnie porażka
wójta gminy Rokietnica Bartosza Derecha.
Odnoszę wrażenie, że on również jest przekonany o swojej wyjątkowości. Niestety,
mimo iż funkcje wójta pełni już 3 kadencję, nie udało mu się choćby w minimalnym stopniu zniwelować dystansu gminy
Rokietnica do gmin sąsiednich, jak Tarnowo Podgórne, Suchy Las, Komorniki,
a nawet gminy Dopiewo.
Co łączy obu niedoszłych posłów?
Myślę, że nie oczekiwanie poprawy warunków materialnych. Wójt gminy Rokietnica
Bartosz Derech w 2014 r., z racji pełnienia swojej funkcji, uzyskał roczny
dochód w wysokości prawie 146 tys. złotych. Jeszcze więcej, bo 197 tys. złotych
zarobił wicemarszałek Wojciech Jankowiak. Najprawdopodobniej
chodzi o zdjęcie z siebie odpowiedzialności za podejmowane decyzje. Obaj,
pełniąc swoje funkcje ponoszą pewną odpowiedzialność i w razie złych decyzji,
teoretycznie mogą zostać rozliczeni i odwołani przez swoich wyborców.
W przypadku posła na sejm taka
możliwość praktycznie nie istnieje. Jeżeli poseł nie popełni przestępstwa, jest
w zasadzie nieusuwalny – chroni go immunitet. Jedynym zagrożeniem mogą być
przedterminowe wybory. Do tego decyzje w sejmie podejmowane są zazwyczaj
kolegialnie – głosowanie odbywa się w ramach bloków partyjnych. Nie można
wykluczyć, że w/w kandydaci przewidywali porażkę swoich partii. Gdyby znaleźli się w opozycji
parlamentarnej byliby w komfortowej sytuacji - będąc w opozycji zawsze mogliby
powiedzieć, że nie mieliby wpływu na wyniki głosowań. Trudno wyobrazić
sobie bardziej komfortową sytuację. A tak, co najmniej do 2018 r., będą musieli
męczyć się na dotychczasowych stanowiskach.
Lepiej wyczuł sytuację
dotychczasowy wojewoda wielkopolski Piotr
Florek. Zapewne przewidując porażkę swojej formacji, a tym samym
automatyczną utratę stanowiska, postanowił kandydować do senatu. Tu konkurencja
była znacznie mniejsza, a pozostali kandydaci mniej rozpoznawalni. Wyborcy go
nie zawiedli, oddając na niego największą liczbę głosów. Potwierdza się tym
samym moja opinia, że jeżeli ktoś już
raz dostał się do grupy trzymającej władzę, trudno jest go stamtąd usunąć.
Co ciekawe, Piotr Florek swoją kampanię prowadził - reklamując swoje wywiązywanie
się z obowiązków służbowych. W ulotce, która wpadła mi w ręce, wymienia
liczbę pozwoleń na budowę, kilometrów dróg zrealizowanych w ramach programu
przebudowy dróg lokalnych czy sprawdzonych planów zagospodarowania
przestrzennego. Po pierwsze zadania te były realizowane na wniosek, a nie z
urzędu. Po drugie wynikały z zakresu obowiązków, określonych przez obowiązujące
przepisy. A po trzecie Wojewoda
otrzymywał z tego tytułu odpowiednie uposażenie – nie była to działalność
charytatywna w ramach wolontariatu.
Ilość wydanych pozwoleń na budowę
nie wynika z widzimisię urzędu wojewódzkiego, ale z ilości złożonych wniosków. Przebudowa
995 km
dróg na terenie województwa wielkopolskiego to głównie zasługa rządu, który
przeznaczył środki na ich realizację oraz samorządów lokalnych, które te
inwestycje zrealizowały. Rola Wojewody ograniczyła się do ich podziału.
Natomiast liczba sprawdzonych planów zagospodarowania zależała wyłącznie od
aktywności samorządów lokalnych w tej dziedzinie.
Skontrolowane przez Urząd
Wojewódzki 167084 uchwał rad gmin, powiatów i samorządu wojewódzkiego również
wynika z ustawy o samorządzie wojewódzkim, a nie pracowitości wojewody.
Dodajmy, że jakość tej kontroli
pozostawia wiele do życzenia.
Trudno w działalności wojewody Piotra Florka doszukać się jego
indywidualnych inicjatyw, wykraczających poza obowiązki służbowe. Jeżeli
jednak wyborcy stwierdzili, że zasługuje na uznanie, to nie będę polemizować.
Swoimi głosami zapewnili byłemu już wojewodzie, ciepłą posadę w „izbie
refleksji” przez najbliższe 4 lata. Mimo, iż senat wielokrotnie skompromitował
się publicznie, m.in. dyskusją nad ustawą o in vitro, chętnych do niego nie
brakuje. Odnoszę wrażenie, że to nie prestiż organu jest główną przesłanką o
kandydowaniu do niego.
Z porażek wymienię tylko jedną,
przegraną Ewy Jemielity. Jej
sylwetkę starałam się naświetlić tutaj - link.
Po raz kolejny okazało się, że w
kampanii wyborczej liczą się nie tyle rzeczywiste zasługi, ale umiejętność
stwarzania pozorów. Dowodem na to jest sukces Bartłomieja Wróblewskiego,
który mimo, iż nie potrafił się pochwalić sukcesami na polu działalności
publicznej, agresywną kampanią reklamową potrafił przekonać do siebie wyborców.
Podsumowując, mimo iż Prawo i Sprawiedliwość nie była i nie jest formacją
z mojej bajki, jednak uważam, że dobrze się stało, iż wygrała wybory i może
rządzić samodzielnie. To, z czego wynika moje przekonanie, postaram się
przedstawić w kolejnym poście. Dziś tylko na temat obaw.
W PiS-ie znalazło swoje miejsce
zbyt wiele osób, które tak naprawdę powinny mieć dożywotni zakaz pełnienia
funkcji publicznych. Myślę, że nie muszę przybliżać sylwetki Antoniego Macierewicza i jego teorii na
temat rzekomego zamachu na samolot prezydencki w Smoleńsku. Podobnie negatywną
rolę dla wizerunku partii może odegrać Zbigniew
Ziobro. Świadczą o tym jego pierwsze wypowiedzi po wyborach. Okazało się,
że jedną z najważniejszych dla niego spraw jest ekstradycja do USA znanego
reżysera Romana Polańskiego za przestępstwa na tle seksualnym, których miał się
dopuścić 40 lat temu. Nie moją rolą jest rozstrzyganie o winie lub niewinności
Romana Polańskiego, ale wydaje mi się, że w takim przypadku w pierwszej
kolejności należy wziąć pod uwagę przepisy obowiązujące w Polsce. W naszym
prawodawstwie, w przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych, nawet zbrodnia ulega
przedawnieniu po 30 latach. Roman Polański takiej zbrodni nie popełnił, tak
więc pierwsze publiczne wypowiedzi Zbigniewa Ziobro, uważam, że źle rokują na
przyszłość. Do złudzenia przypomina to prawo szariatu, stosowane w islamie,
które nie przewiduje wybaczenia. Zastanawia mnie, czy gdyby z podobnym
wnioskiem wystąpił któryś z krajów muzułmańskich, a karą było ukamienowanie lub
ścięcie, równie ochoczo poparłby go.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz