Wczorajsze posiedzenie Komisji
Rewizyjnej, na której rozpatrywano
protest wyborczy, dotyczący wyborów sołeckich w Dopiewie, do złudzenia
przypominał starannie przygotowany i wyreżyserowany spektakl. Zamiast
merytorycznej dyskusji nad zarzutami odbył się sąd kapturowy, na którym osobę
składającą protest oskarżono, osądzono i wykonano wyrok. Szopka, bo inaczej
tego spektaklu nie można nazwać, do złudzenia przypominał procesy z czasów
stalinowskich. Co ciekawe, nie pojawili się główni animatorzy życia
publicznego, tj. wójt Adrian Napierała i przewodniczący Leszek Nowaczyk.
Trzeba przyznać, że Radni, jako organizatorzy posiedzenia,
dobrze przygotowali się do zadania - niestety w najgorszym rozumieniu tego
słowa. Na posiedzenie zaproszono wszystkich członków komisji skrutacyjnej
zebrania sołeckiego w Dopiewie z 20 marca 2015 r. Do tego w posiedzeniu wzięli
udział zastępca wójta Paweł Przepióra, radca prawny Michał Kublicki, pracownica
Urzędu Gminy Justyna Bartkowiak, sołtys/radny Dopiewa Tadeusz Bartkowiak oraz
członkowie Komisji Rewizyjnej: Anna Kwaśnik, Mariola Nowak, Przemysław
Kopystecki i Sławomir Kurpiewski.
W tym zestawie, samotnie występująca
skarżąca nie miała najmniejszych szans,
aby jej głos przebił się do świadomości uczestników posiedzenia.
Posiedzenie nie miało nic wspólnego z merytoryczną dyskusją, bardziej
przypominało zbiorową nagonkę.
Trzeba przyznać, że coraz lepiej
ze swojej roli „wywiązuje się” radna Anna Kwaśnik, niestety w negatywnym
znaczeniu – mieszkańcom Więckowic należy „pogratulować” wyboru. Jako
Przewodnicząca Komisji Rewizyjnej była odpowiedzialna za przebieg spotkania.
Zupełnie nie panowała, a w moim odczuciu, nie chciała panować nad przebiegiem
posiedzenia, pozwalając na coraz
ostrzejsze i bezzasadne ataki na skarżącą, która w pewnym momencie od
członka komisji skrutacyjnej usłyszała, że ma się wyprowadzić, bo szkaluje dobre imię
Dopiewa.
Przewodnicząca Anna Kwaśnik, po rozpoczęciu posiedzenia i wprowadzeniu
uczestników w tematykę, powinna w
pierwszej kolejności udzielić głosu skarżącej – takie zasady obowiązują w
cywilizowanym społeczeństwie. Tym bardziej, że posiedzenie Komisji zwołane
zostało ze względu na konieczność rozpatrzenia protestu a skarżąca przygotowała
pisemne oświadczenie, w którym uszczegółowiła zarzuty, przedstawione w
proteście wyborczym. Tymczasem Przewodnicząca
zupełnie zignorowała obecność skarżącej, w pierwszej kolejności
dopuszczając do głosu członków komisji skrutacyjnej. Myślę, że było to celowe
działanie Anny Kwaśnik, mające na celu wytrącenie skarżącej z równowagi. Metoda
ta wpisuje się w dotychczasową praktykę Wójta i Rady Gminy, którzy wszelkimi sposobami próbującą zniechęcić
skarżącą do kontynuacji protestu. Odniosłam wrażenie, że członkowie komisji
skrutacyjnej przeszli intensywne pranie mózgów i zostali szczegółowo
poinstruowani, co mają mówić. Do złudzenia przypominało to sławny najazd
opiekunów osób niepełnosprawnych w czasie sesji absolutoryjnej 30 czerwca 2014
r. – link.
Czyżby Adrian Napierała korzystał z metod, wypróbowanych przez Zofię Dobrowolską?
W zasadzie większa część
posiedzenia poświęcona została jednej sprawie - rzekomemu oczernieniu przez skarżącą członków komisji skrutacyjnej.
Na rozpatrzenie merytorycznych zarzutów, dotyczących przebiegu głosowania w
czasie wyborów sołeckich, poświęcono minimalną ilość czasu - a popełnione w
czasie zebrania sołeckiego uchybienia, uznano za nie znaczące.
Posiedzenie Komisji Rewizyjnej
prawie w całości poświęcono na roztrząsanie drobnego błędu, który popełniła
skarżąca przy pisaniu protestu. W zasadzie można to bardziej uznać za pomyłkę
pisarską. Skarżąca nie jest prawnikiem, nie posiada również doświadczenia w
sprawach samorządowych, jak również pisania tego typu pism. Protest wyborczy
składała pierwszy raz w życiu. W swoim proteście, w pierwszej wersji, omyłkowo napisała, że Justyna Bartkowiak
została wybrana na członka komisji skrutacyjnej. Błąd ten następnie
poprawiła, ale tylko w wersji protestu skierowanej do Wójta Gminy – pozostał on
w piśmie skierowanym do Rady Gminy. W związku z tym, mając na myśli udział
Justyny Bartkowiak w komisji skrutacyjnej, wyraziła swoje obawy co do
rzetelności komisji w przeprowadzeniu głosowania oraz wyników wyborów. Justyna
Bartkowiak jest nie tylko pracownikiem Urzędu Gminy, ale również pozostaje w relacji
rodzinnej z sołtysem/radnym Tadeuszem Bartkowiakiem oraz
przewodniczącym Rady Gminy i zarazem przewodniczącym zebrania sołeckiego
Leszkiem Nowaczykiem. Tak więc, nie
mogła pełnić funkcji męża zaufania –
a z relacji skarżącej, jak i uczestników zebrania wynika, że taką rolę pełniła.
Jeden z członków komisji skrutacyjnej potwierdził, że Justyna Bartkowiak ani na
chwilę nie opuszczała komisji. Skarżąca nie miała na myśli pozostałych członków
komisji skrutacyjnej.
Błąd ten jednak został
wykorzystany przez Komisję Rewizyjną, i w zasadzie całe posiedzenie dotyczyło
tylko tej sprawy. Jedyną osobą, która
próbowała podejść merytorycznie do tematu był radny Przemysław Kopystecki.
Coraz bardziej zaczyna sprawiać wrażenie, że jest jedynym członkiem Rady Gminy,
potrafiącym i chcącym merytorycznie oceniać rozpatrywane sprawy, chociaż w
innych sytuacjach przejawia zachowania stadne. Nie ma się co jednak dziwić,
jako pracownik ZUK Dopiewo, musi zachować lojalność.
Mogę, chociaż z trudem, zrozumieć zachowanie w czasie posiedzenia członków
komisji skrutacyjnej. Przypuszczam, że całą sytuację przedstawiono im
jednostronnie i tendencyjnie, iż protest wyborczy jest atakiem na ich
uczciwość. Należy jednak ubolewać, że
nie próbowali wgłębić się w temat i nie wysłuchali argumentów skarżącej, za
wszelką cenę próbując ją zakrzyczeć. Nie tylko oskarżano ją o pomówienia,
również próbowano ją na wszelkie sposoby ośmieszać. Kto w pojedynkę próbował
polemizować z kilkunastoma przeciwnikami, do tego odpornymi na wszelkie
argumenty - ten zrozumie, o czym mówię.
Mogę również zrozumieć radnego Tadeusza Bartkowiaka. Wiele razy
udowodnił, że nie kieruje się logiką tylko doraźnymi potrzebami i
oczekiwaniami. Zaatakował on skarżącą, że ciągle przywołuje ona jego powiązania
rodzinne z Leszkiem Nowaczykiem i Justyną Bartkowiak. Zagroził nawet
wystąpieniem z pozwem do sądu. Nie wiem, czy Sołtys/Radny słyszał kiedyś o
określeniu relacje rodzinne. Jeśli nie, to proponuję mu zajrzeć do
encyklopedii.
Tradycyjnie już z najgorszej
strony objawił się radny Sławomir
Kurpiewski. Nie dość, że w dalszym ciągu próbuje stosować metodę
zakrzyczenia swojego adwersarza, to tym razem posunął się do zastraszania
skarżącej. Stwierdził, że jeżeli skarżąca nie przestanie protestować,
to może skończyć w sądzie jako pozwana. Posłużył się tu przykładem
paszkwilu, dotyczącego jego osoby, kolportowanego przed wyborami samorządowymi,
którego autora pozwał do sądu. Wydaje mi się, że Sławomir Kurpiewski ma
zaległości w zakresie gramatyki języka polskiego i nie odróżnia trybu
przypuszczającego od orzekającego. Zanim zacznie grozić skarżącej, niech najpierw
porówna tekst protestu wyborczego z tekstem ulotki na swój temat - bo to, co
powiedział w czasie komisji, skarżąca może potraktować, jako groźbę karalną.
Za to główne zarzuty,
przedstawione w proteście wyborczym, takie jak relacje rodzinne osób
prowadzących i nadzorujących zebranie, nie sprawdzenie urny przed głosowaniem,
liczenie głosów poza za salą - zostały potraktowane przez Sławomira
Kurpiewskiego, jako nic nie znaczące uchybienia, które nie miały wpływu na
wynik wyborów.
Proponuję, aby radny Sławomir
Kurpiewski, zamiast atakować mieszkańców, przez których w końcu został wybrany,
zajął się sprawami, za które ponosi odpowiedzialność. Coraz powszechniejsza
jest opinia, że za obecną zapaść w
oświacie, oprócz Andrzeja Strażyńskiego i Zofii Dobrowolskiej, to on ponosi
główną odpowiedzialność, jako przewodniczący Komisji Oświaty już 3 kadencji.
Szerzej na ten temat wypowiem się przy okazji omawiania IX sesji.
Podobnie jak Sławomir Kurpiewski,
pozostali uczestnicy posiedzenia Komisji Rewizyjnej, zarzuty przedstawione w
proteście wyborczym potraktowali marginalnie. Największa odpowiedzialność spada
tu na przewodniczącą Annę Kwaśnik oraz radcę prawnego Michała Kublickiego,
który starał się nie włączać do dyskusji. Zarzut istnienia relacji rodzinnych
pomiędzy osobami prowadzącymi, potraktowano jako bezzasadny atak. Również nie
ustosunkowano się do kwestii wynoszenia urny z sali na czas liczenia głosów.
Jedynie szerzej omówiono sprawę sprawdzenia urny przed rozpoczęciem głosowania.
Justyna Bartkowiak, wyznaczona z Urzędu do czuwania nad prawidłowością
przebiegu zebrania oraz głosowania przyznała, że urna była przez nią sprawdzana w
Urzędzie Gminy, przed przewiezieniem jej na salę, gdzie odbywało się zebranie
wiejskie. W czasie zebrania nikt już urny nie sprawdzał.
Nie odniesiono się również do
zarzutów skarżącej, przedstawionych w oświadczeniu, złożonym w czasie
posiedzenia. Dotyczyły one faktu, że nie przeliczono przed głosowaniem ilości
przygotowanych kart wyborczych. Nie przeliczono również ilości kart niewykorzystanych.
W zamian za to, skarżąca spotkała się z zarzutem, że swoich zastrzeżeń, dotyczących przebiegu
wyborów, nie zgłosiła w trakcie zebrania sołeckiego. Po pierwsze
skarżąca (jak i pozostali szeregowi uczestnicy zebrania sołeckiego) nie musiała
znać szczegółowo procedur wyborczych – taki obowiązek spoczywał na osobie
wyznaczonej przez Urząd Gminy. W przypadku wyborów sołeckich w Dopiewie funkcję
tą pełniła Justyna Bartkowiak, która nota bene kilkakrotnie była członkiem
komisji wyborczych. Po drugie, żadne przepisy nie przewidują, że skargi, uwagi
czy protesty muszą być zgłaszane wyłącznie w czasie zebrania.
W trakcie posiedzenia Komisji
padła uwaga, że członkowie komisji skrutacyjnej, wybrani z pośród uczestników
zebrania, nie zostali przeszkoleni w zakresie obowiązujących procedur.
Przyznała to sama Justyna Bartkowiak. W wyborach sołeckich nie muszą
obowiązywać rygory, jakie stosuje się w innych przypadkach, gdzie członkowie
komisji wyborczych przechodzą obowiązkowe szkolenia. Skarżąca zwróciła uwagę, że było wystarczająco dużo czasu, aby pouczyć
członków komisji skrutacyjnej o ich obowiązkach. Widać, osoby
odpowiedzialne za przebieg głosowania, nie były tym zainteresowane.
Skarżąca w swoim proteście nikogo nie oskarżała o fałszerstwa, co
próbował sugerować m.in. radny Leszek Nowaczyk. Zgłosiła jedynie zastrzeżenia do przebiegu głosowania. Wymienione
przez nią uchybienia mogły mieć wpływ na wynik wyborów. Podobne uchybienia w
trakcie wyborów, wymienionych w Kodeksie Wyborczym, z pewnością skutkowałyby
ich unieważnieniem.
Podsumowując, zastanawiam się, czy demokracja w gminie Dopiewo już umarła,
czy jeszcze dogorywa? Wybrani przez społeczeństwo przedstawiciele władz
lokalnych, sprawiają wrażenie, jakby oderwali się już od rzeczywistości. Sposób
podejścia do protestu wyborczego jest tego najlepszym przykładem. Najpierw
przez prawie 3 miesiące odmawiali skarżącej prawa do protestu, a następnie po
pouczeniu Rady Gminy przez Wojewodę, przeprowadzili postępowanie bardziej
przypominające hucpę, niż zebranie demokratycznego organu. Co więcej, odnoszę
wrażenie, że członkowie Komisji Rewizyjnej, jak i Rada Gminy w czasie IX sesji
uznały, że opinia Wojewody jest niezgodna z prawem. A zrealizowana została
tylko dlatego, że Wojewoda jest organem nadrzędnym. Świadczyć o tym może
uchwała Rady Gminy, podjęta na wczorajszej sesji. Uzasadnienie do uchwały stoi
w całkowitej sprzeczności do opinii Wojewody, który stwierdził, że „brak
regulacji statutowych odnośnie do możności wniesienia protestu wyborczego przy
wyborach sołtysa nie pozbawia możliwości zweryfikowania ich prawidłowości przez
radę gminy”.
Uchwała Rady Gminy, podjęta 20
czerwca br. całkowicie temu zaprzecza – „wybory na sołtysa Dopiewa odbywają się
zgodnie z uchwałą Rady Gminy…, która nie przewiduje trybu odwoławczego, np. w
postaci protestu wyborczego”. Można by się z tego śmiać, gdyby nie było
to tak tragiczne. Mam nieodparte wrażenie, że gmina Dopiewo, mimo iż znajduje
się na terenie Unii Europejskiej, staje się powoli enklawą bezprawia.
Jako ciekawostkę można dodać, że
na tej samej sesji podjęto, wprowadzoną kuchennymi drzwiami, uchwałę o
odrzuceniu protestu wyborczego. Ale o tym szerzej w następnej odsłonie.
Gdybym miał obstawiac w ciemno wczoraj w ciemno przebieg dyskusji, mniej więcej taki by był scenariusz.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że skarżąca nie podniosła wątku zarządzenia 10/15.
"Tradycyjnie już z najgorszej strony objawił się radny Sławomir Kurpiewski. Nie dość, że w dalszym ciągu próbuje stosować metodę zakrzyczenia swojego adwersarza, to tym razem posunął się do zastraszania skarżącej. Stwierdził, że jeżeli skarżąca nie przestanie protestować, to może skończyć w sądzie jako pozwana."
Służba nie drużba-taka jego rola w grupie Strażyńskiej-departament ochrony interesów i zastraszania. Im głośniej krzyczał tym lepiej dla strony przeciwnej. To dotyczy obydwu kwestii czyli rozpatrzenia protestu i skargi
na wójta a zwłaszcza uzasadnienie sprzeczne nie tylko z opinią Wojewody
(zżyna ze mnie :) ) ale z orzecznictwem sądów administracyjnych.
Nagranie z posiedzenia KR można przecież dołączyc jako załącznik do skargi na Radę Gminy.
"Co więcej, odnoszę wrażenie, że członkowie Komisji Rewizyjnej, jak i Rada Gminy w czasie IX sesji uznały, że opinia Wojewody jest niezgodna z prawem. "
Nie jestem pewien czy ktokolwiek z nich odnotował sprzecznośc.
Patrząc z ich strony, wystarczyło zmienic uzasadnienie. Nawet tego nie zrobili, bo nie ma komu ruszyc głową. Radni jakoś nienawykli, a mecenas...
Nie wiem kogo masz na myśli mówiąc o zżynaniu. Co do mnie, to sprzeczność tą zauważyłam, jednak nie nagłaśniałam tematu chcąc sprawdzić, czy ktokolwiek z radnych, ewentualnie radca to zauważą. Nawet byłam niezadowolona, że poruszasz tą sprawę. Przeczucie mnie nie zawiodło, wśród dwudziestu kilku osób nie znalazła się ani jedna myśląca.
UsuńMam pytanie:kto wpisywał nazwiska na kartach do głosowania?
OdpowiedzUsuńRadni posługiwali się rozumowaniem, że protest wyborczy nie jest opisany
w statucie. Kto wpisuje też nie jest określone w statucie i tu pojawia się pytanie
zgodne z logiką radnych, czy jeśli to nie zostało opisane w statucie, to wybory
nie mogą się odbyc?
Radni posługują się statutem sołectwa wybiórczo. Brak zapisów w statucie wykorzystywany jest w taki sposób, aby nie podważyć jedynego słusznego wyboru. W omawianym przypadku nie przeszkadza im fakt, że statut nie nakazuje sprawdzenia przez komisję skrutacyjną urny czy ilości kart do głosowania. Natomiast przeszkodą nie do pokonania jest brak zapisu o protestach wyborczych. Jednak w moim przekonaniu to nie radni są głównym winowajcą (ich wiedza jest zbyt skromna), ale radcy prawnego. W gminie Dopiewo, zamiast interpretacji przepisów na korzyść mocodawców, stosuje metodę naginania czy wręcz łamania prawa. A jeżeli prawo nie czyni zadość oczekiwaniom, to tym gorzej dla niego. Sposób dostosowania się do opinii Wojewody jest tego najlepszym przykładem.
UsuńWydaje mi się, że liczba uprawnionych do głosowania w Dopiewie jest nieprawidłowa. W protokole jest 494 i może to byc prawdą tylko jeśli mieliście
OdpowiedzUsuńprzed wyborami epidemię dżumy. To nawet z wątpliwym prawnie zarządzeniem'
10/15 nie jest zgodne. Tam jest liczna 2472.
Oczywiście, że liczba uprawnionych do głosowania w Dopiewie jest większa niż podana w protokole. Przypuszczam, że jest to błąd pisarski. Pominęłam go w swoich komentarzach, aby nie nikt nie posądzał mnie o nadmierną upierdliwość. Czepiam się spraw zasadniczych a nie drobiazgów. Przy okazji mam wątpliwość, czy można podawać liczbę uprawnionych do głosowania w sytuacji, gdy w głosowaniu mogą brać udział osoby zamieszkałe, ale nie zameldowane?
Usuń
OdpowiedzUsuń"Nie wiem kogo masz na myśli mówiąc o zżynaniu."
Florka.
Wójt Melchior uregulował nie to co trzeba-uważam, że nie jest to zgodne z prawem . Pachnie ograniczeniem praw wyborczych zwłaszcza, że w zarządzeniu jest data 31 grudnia 2014. Natomiast jak już to zostało podane,
to powinno byc choc trochę spójne z liczbą z protokołu.
Wobec niedoskonałości statutu, w zarządzeniu powinien uregulowac takie
kwestie jak chocby rozliczenie kart do głosowania. Z protokołu nie dowiaduję
się ile kart dostała komisja, czy brakujący głos był nieważny itp.
Mam wątpliwości czy członkowie komisji skrutacyjnej wpisali swoje nazwiska do protokołu potwierdzając udział w komisji, czy też podpisali się pod protokołem. W drugim przypadku ich nazwiska powinny byc na dole obok prowadzącego zebranie. Nie napisałaś kto wpisywał nazwiska na kartach. Dalej nie twierdzę, że ktoś fałszował. Stwierdzam, że gdyby ktoś
chciał to zrobic, to stworzono mu cieplarniane warunki.
http://ugnowytarg.pl/sites/default/files/upload/Zarzadzenia/2015/zarz%C4%85dzenie%20nr%2026.2015.pdf
Nie podam Ci szczegółów z przebiegu zebrania, bo nie byłam uczestnikiem. Natomiast skarżąca we wszystkich swoich wypowiedziach podtrzymuje stanowisko, że nie oskarża nikogo o sfałszowanie wyborów. Twierdzi jedynie, że popełnione nieprawidłowości stwarzały taką możliwość. Niedoskonałości statutu zostały maksymalnie wykorzystane przez władze Gminy. Należy jednak pamiętać, że każdy kij ma dwa końce, ale nie mogę wchodzić w szczegóły. Konkurencja nie śpi.
Usuń...a w zagospodarowaniu znowu wałek-tym razem MPZP Gołuski.
OdpowiedzUsuńWojewoda coś tam zauważył:
http://edziennik.poznan.uw.gov.pl/ActDetails.aspx?year=2015&poz=3995
Gapa znowu przeoczył (albo chciał przeoczyc) brak wskaźnika maksymalnej zabudowy. No i zaniżono liczbę miejsc parkingowych w stosunku do studium.
Radnej Jamont znowu wszystko się zgadzało.
Nie widzę problemu. Zrobi się parafę, podsunie po cichu Radnym na następnej sesji, a oni nawet nie zauważą, że uchwalili. Podobnie było w przypadku planu w Więckowicach.
Usuń